MDM Komputery TŻ Ostrovia Ostrów Wlkp. uległa Stali Rzeszów 44:46 i jej szanse na bezpośredni awans do Nice 1. Ligi Żużlowej drastycznie zmalały. Czy w przeszłości zdarzyło się, że drużyna przegrywająca w play-offach pierwszy mecz u siebie potrafiła odrobić straty na wyjeździe?
Domowe porażki w pierwszych meczach nie są, rzecz jasna, niczym sensacyjnym. Nie trzeba szukać daleko – tylko w tegorocznych półfinałach takowe zanotowały ekipy z Wrocławia, Częstochowy, Daugavpils i Opola. Tylko raz w całej historii żużla w Polsce odnotowano jednak przypadek, by taki zespół odrobił straty na wyjeździe. Jest to historia, o której słyszał niemal każdy kibic speedwaya w kraju. Mało kto rozpatrywał ją jednak pod kątem play-offów polskiej ligi.
Przenosimy się do września 1999 roku. Od kilku lat w kraju dominuje Jutrzenka Polonia Bydgoszcz. „Gryfy” w dwóch poprzednich sezonach odniosły triumfy w rundzie zasadniczej, a następnie potwierdzały swoją siłę w fazie play-off, zostając Drużynowymi Mistrzami Polski zarówno na rok 1997, jak i 1998. Przed kolejnym sezonem Polonia straciła wprawdzie dwa ważne ogniwa, bowiem Jacek Gollob i Andy Smith wybrali przeprowadzkę do Piły. Ich miejsce zajęli jednak Ryan Sullivan oraz Shane Parker, a także utalentowany młodzieżowiec Przemysław Tajchert. Ten zestaw w połączeniu z Tomaszem Gollobem, Piotrem Protasiewiczem i Henrikiem Gustafssonem dał bydgoskiej drużynie trzecie z rzędu zwycięstwo w rundzie zasadniczej I ligi. Rywalem Polonii w półfinale został Atlas Wrocław.
Krajowymi liderami klubu z Dolnego Śląska byli wówczas Jacek Krzyżaniak i 20-letni Mariusz Węgrzyk. Zagraniczne wsparcie dawali im Greg Hancock i Jason Crump. Na pierwszy mecz półfinałowy powołanie otrzymał Amerykanin. 12 września 1999 roku do Wrocławia przybyła Polonia Bydgoszcz. Przybyła – i zwyciężyła. Końcowy rezultat spotkania to 40:50. Dość powiedzieć, że trio liderów gości (Tomasz Gollob, Piotr Protasiewicz, Ryan Sullivan) zdobyło łącznie… 41 punktów, czyli więcej, niż cały zespół gospodarzy razem wzięty! Wrocławianie zanotowali tylko trzy indywidualne zwycięstwa (i zarazem drużynowe, gdyż każdy z tych wyścigów kończył się wynikiem 4:2) i na tym etapie mało kto wierzył już w awans do finału. Potrzebny był cud.
Drugi rozdział historii tego dwumeczu został napisany nie w Bydgoszczy, a także we Wrocławiu. Sześć dni później, 18 września 1999, na Stadionie Olimpijskim rozgrywany był finał Złotego Kasku. W obsadzie – czołowi polscy żużlowcy na czele z etatową dwójką Polonii. Spotkali się oni już w wyścigu trzecim – Tomasz Gollob w kasku niebieskim, Piotr Protasiewicz w żółtym. Oprócz nich Grzegorz Rempała przy krawężniku i Adam Pawliczek z toru trzeciego. Po bardzo równym starcie „Chudy” w szczycie pierwszego łuku zderzył się z Pawliczkiem, stracił panowanie nad maszyną i pojechał prosto w płot, przelatując nad nim i lądując na słupku od czerwonego światła. Co gorsza, po drodze przeciął tor jazdy Protasiewicza, który nie miał szans na uniknięcie kolizji. Obaj żużlowcy Polonii zmagania zakończyli w szpitalu – Gollob ze wstrząsem mózgu, „Pepe” ze złamanym obojczykiem.
Ich występ w rewanżu półfinału I ligi, który odbywał się dzień później, był zatem wykluczony. Miejsca pod numerami 11 i 13 zajęli odpowiednio: 16-letni Robert Umiński i 19-letni Michał Robacki. Jedynym krajowym seniorem był Tomasz Poprawski, którego średnia biegowa z tamtego sezonu to zaledwie… 0,667 pkt. Cała odpowiedzialność spoczęła więc na duecie obcokrajowców, którymi byli Ryan Sullivan i Shane Parker. Pewną nadzieję dawało to, że wrocławianie również dotarli na to spotkanie nieco osłabieni, w krajowym składzie.
Mimo to już po siedmiu gonitwach Atlas odrobił większość strat (16:25), a po dziesięciu wyszedł na prowadzenie w dwumeczu (23:36). Sytuacja stała się podbramkowa po trzynastu wyścigach, gdy na tablicy wyników widniał rezultat 31:46. Aby awansować do finału, „Gryfy” musiały wygrać dwa pozostałe biegi, z czego przynajmniej jeden podwójnie. Do decydującej czternastej odsłony dnia oba zespoły desygnowały… młodzieżowców. Polonię reprezentowali Krzysztof Słaboń i Robert Umiński, Atlas – Andrzej Zieja i Mariusz Węgrzyk. Bieg wygrał ten ostatni przed Słaboniem i Zieją. Sprawił tym samym, że coś, co jeszcze dzień wcześniej rano wydawało się nierealne, stało się faktem. Po remisie w ostatnim wyścigu końcowy rezultat spotkania to 36:53, dzięki czemu to Atlas Wrocław awansował do wielkiego finału. Rewanż z 19 września 1999 roku do dziś pozostaje jedynym takim w historii polskiego żużla.
Ostatecznie wrocławianie zdobyli w tamtym sezonie srebro, a Polonii przypadło miejsce czwarte. Ta historia ma jeszcze jeden, dużo częściej przytaczany wątek. W momencie rozgrywania finału Złotego Kasku Tomasz Gollob był liderem klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix, a decydującą rundę zaplanowano na następną sobotę, 25 września. „Chudy” podjął rękawicę, ale stan zdrowia nie pozwolił mu na równorzędną rywalizację. Tytuł zgarnął Tony Rickardsson, a wychowankowi Polonii Bydgoszcz na swój czas przyszło czekać kolejne 11 lat.
Źródło: inf. własna, archiwalne wyniki za: speedwayw.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!