Robert Lambert był uznawany za wielki talent z Wysp Brytyjskich już w 2015 roku. Początkowo jednak młodzieniec starał się unikać wielkich kontraktów w Polsce. Jak widać, dało to odpowiedni rezultat.
Po raz pierwszy Lambert zaprezentował się szerszej publiczności podczas klubowych mistrzostw świata w Gorzowie. Tam imponował umiejętnościami, mimo niezwykle małego doświadczenia. Od tej pory rozpoczęła się prawdziwa walka o podpis Brytyjczyka na kontrakcie.
Ten jednak, jak wszyscy dobrze wiedzą, był niezwykle ostrożny. Przez 2 lata nikt nie zdołał go skusić, a on odpowiednio rozwijał się w rodzimej lidze.
W końcu w 2017 roku przyszedł moment, w którym jeden z największych talentów na świecie postanowił zaatakować polskie tory, podpisując kontrakt z Motorem Lublin, wracającym do rywalizacji w 2 Lidze Żużlowej. W ten sposób, bez wielkiej pomocy prezesów, "Ruthless" rozpoczął praktycznie od zera swój marsz do PGE Ekstraligi.
Już pierwszy sezon w Lublinie był w jego wykonaniu więcej niż świetny. Nie bez powodu kibice uznawali go za terminatora, człowieka z żelaza. Dzięki temu Brytyjczyk praktycznie od razu został ulubieńcem lokalnych kibiców, otwierając sobie drogę do wielkości.
Nie minął nawet rok, a kariera Lamberta nabrała rozpędu takiego, o jakim marzył. Indywidualnie jest już w szerokiej czołówce, a drużynowo, po kapitalnym sezonie, wywalczył awans do PGE Ekstraligi, dodatkowo wygrywając decydujący wyścig.
Choć początkowo wydawałoby się, że Lambert mógł od razu wejść do "topu", teraz jego decyzje wydają się być najbardziej trafnymi. W odpowiednim momencie udało mu się wejść do polskiej ligi, później idąc krok po kroku do najwyższej klasy rozgrywkowej. Teraz ciężko sobie wyobrazić, by zabrakło go w ekstraligowym składzie Motoru. I to jest właśnie świetna, sportowa historia.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!