Z pewnością nie o takiej inauguracji sezonu 2018 po powrocie do PGE Ekstraligi marzył Artur Mroczka. Jeden z ubiegłorocznych liderów Grupa Azoty Unii Tarnów w spotkaniu z Falubazem Zielona Góra na swoim koncie zapisał tylko dwa punkty.
Na szczęście jego słabsza postawa nie przeszkodziła „Jaskółkom” w wygraniu meczu w stosunku 47:43. Co więcej, w swoich dwóch ostatnich biegach za plecami przywoził on dwukrotnie Patryka Dudka, a w jednym z biegów był bliski wyprzedzenia kolejnego rywala. – To jest żużel. Tutaj niczego nie można przed meczem wpisać w program. Chciałem pojechać jak najlepiej. Udało się zrobić dwa punkty. Moja drużyna wygrała, cieszę się z tego niemiłosiernie. Mój wynik jest dla mnie sprawą drugorzędną. Tak jak zawsze mówiłem – liczy się drużyna i był to bardzo dobry wieczór, mimo tego, że nie zrobiłem wyniku takiego, jakiego bym sobie życzył. Jestem szczęśliwy – mówił po niedzielnym starciu w „Jaskółczym Gnieździe”, Artur Mroczka.
Po dwóch słabszych startach w poczynania zawodnika mogła wkraść się nerwowość. Sztab szkoleniowy, z Pawłem Baranem na czele, postanowił jednak dać szansę naszemu rozmówcy, co w ostatecznym rozrachunku przyniosło zdobycz punktową. – Oj było nerwowo, już po pierwszym biegu. Tak naprawdę to jest jednak żużel i tutaj niczego wcześniej nie wiadomo. Gdy nie pojedziesz biegu, to nie dowiesz się, co tak naprawdę jest na tym torze. Nie wiadomo, jakie punkty będziemy wpisywać do programu. Trzeba przejechać cztery kółka i wtedy już jest to jasne. W tym meczu pierwsze dwa biegi miałem słabe, poszedłem do trenera i powiedziałem mu, aby dał mi szansę, na co rzekł: „Ja w Ciebie wierzę, wierzyłem i nie od dziś wierzę, jedziesz dalej.” Pomogłem zatem chłopakom tyle, ile mogłem. Myślę, że te dwa moje następne biegi dały tyle, że chłopacy mieli luz, nie musieli ich za mnie jechać. Mogli odpocząć i na „finał” byli gotowi, na biegi nominowane. Przypilnowali ich, dziękuję im za to i teraz jedziemy do Częstochowy.
Pomimo tego, że tarnowianie nie mieli zbyt dużo czasu do trenowania na swoim stadionie, Mroczka nie chciał zwalać winy na krótki okres przygotowawczy zespołu. Wiemy już, że nie doszło do zmiany w ustawieniach par na wyjazdowe spotkanie w Częstochowie. Taki scenariusz może jednak nastąpić przed kolejnym pojedynkiem na własnym obiekcie. – My mieliśmy dość czasu. Tutaj nie można tak myśleć. Mieliśmy sporo czasu, jeździliśmy trzy dni. Wydawało się, że wszystko jest dobrze. Dzisiaj muszę powiedzieć jedno – tu nie ma moich ścieżek, które były z tamtych lat. Znalazłem już jednak ścieżkę, wiem jak jechać, bo jak przywiozłem za sobą Dudka, wicemistrza świata, to pokazuje, że nie straciłem już pozycji. On jest dobry i mógłby mnie rozpracować. Później wiedziałem już jak jechać, zatem następny mecz będę startował zupełnie inaczej. Myślę, że trener też może zmieni coś w tej drużynie, przełoży coś lub kogoś w parach. Ewidentnie to nie grało, miałem z Nickim otwierać dobrze mecz, nie udało się – 4:2 do tyłu. Jest na pewno cos do przemyślenia, ale dziękuję trenerom za wiarę we mnie do końca – podkreślił.
Pierwszy wyjazdowy pojedynek czeka tarnowian we wspomnianej już Częstochowie. Nasz rozmówca startował tam wielokrotnie, Dość ostrożnie jednak wypowiada się na temat tego spotkania. – Częstochowa mi bardzo dobrze leży. Nic już jednak nie mówię. Będę walczył tam o jak najlepszy wynik – dodał na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Artur Mroczka.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!