W sobotnim spotkaniu III rundy PGE Ekstraligi MRGARDEN GKM Grudziądz uległ Fogo Unii Leszno aż 28:62. Kibice, którzy nie mogą sobie przypomnieć wyższych domowych przegranych na tym szczeblu rozgrywek, są nieco wytłumaczeni. Od 2000 roku, kiedy powstała Ekstraliga, takie znajdą się zaledwie trzy.
Pierwszy przypadek, kiedy drużyna ekstraligowa nie zdobyła u siebie nawet trzydziestu punktów, miał miejsce w 2008 roku. Wówczas rozpaczliwy bój o utrzymanie toczyły zespoły z Rzeszowa i Tarnowa. Żurawie w zaledwie trzech domowych spotkaniach przekroczyły próg 35 oczek, a najwyższą porażkę zanotowały już w drugiej kolejce. W tamtej sytuacji katem również była Unia Leszno, która rozgromiła ówczesną Marmę Polskie Folie. Końcowy wynik brzmiał 27:65. Rzeszowianie zakończyli to spotkanie bez choćby jednego indywidualnego zwycięstwa. Co ciekawe, po stronie Byków w tym spotkaniu wystąpił Jarosław Hampel. Popularny „Mały” był nie do ugryzienia dla rywali, zdobywając 14 punktów i bonus.
Przenosimy się teraz do sezonu 2014, który stał pod znakiem problemów finansowych drużyn z Częstochowy i Gdańska. Ekipy te drugą część sezonu przejechały w mocno oszczędnościowych składach. Szczególnie mocno od rywali odstawał zespół znad morza. Wybrzeże ostatnie dwa domowe mecze przegrało w stosunku 27:63 (z Gorzowem) i 26:64 (z Tarnowem), a na dokładkę w finałowej kolejce uległo na wyjeździe Unibaksowi Toruń aż 74:16. Również wtedy wystąpili żużlowcy, których można było oglądać w sobotę na grudziądzkim torze. Mowa o Artiomie Łagucie i Januszu Kołodzieju, którzy w 2014 roku reprezentowali tarnowską Unię. Rosjanin zdobył 11 punktów z bonusem w czterech startach, natomiast Polak zakończył spotkanie z 14 oczkami, w ostatnim biegu dnia dojeżdżając do mety za Arturem Mroczką.
Mecz GKM-u Grudziądz z Unią Leszno to czwarta najwyższa porażka w historii Ekstraligi. Zdarzało się jeszcze kilkukrotnie, że gospodarze nie przekraczali bariery trzydziestu oczek, ale większość z tych spotkań została zakończona przed odjechaniem piętnastu wyścigów. W miarę świeżym przykładem może być spotkanie z fazy play-off sezonu 2016, kiedy to Betard Sparta Wrocław uległa Stali Gorzów 29:49. W tamtym meczu rozegrano jednak tylko trzynaście gonitw – na więcej nie pozwoliła pogoda.
Kiepsko swego czasu radziła sobie również Polonia Piła, która w 2003 roku dwukrotnie kończyła domowe spotkania z rezultatem 30:60. Zespół uległ takim stosunkiem ZKŻ-owi Zielona Góra oraz Apatorowi Toruń.
W historii ligi była jeszcze tylko jedna sytuacja, w której gospodarz nie wyszedł z trzydziestki w pełnym, piętnastobiegowym meczu. Zdarzyło się to w 2013 roku, gdy Lechma Start Gniezno uległa Fogo Unii Leszno 30:60. W tamtym spotkaniu Antonio Lindbaeck zdobył dla gospodarzy 6 punktów, a Jarosław Hampel dla gości 14+1.
Natomiast nieco częściej gościom udawało się kończyć zawody z „szóstką” z przodu. Ma na to wpływ fakt, że przez kilka sezonów stosowano w Polsce instytucję jokera, którego punkty mnożono razy dwa. W efekcie dwa spotkania sezonu 2008 zakończyły się wynikiem 32:60 i w obu sytuacjach zwyciężał ówczesny Złomrex-Włókniarz Częstochowa. Najpierw w takim stosunku udało się wygrać w Rzeszowie, a następnie we Wrocławiu.
Dominacja leszczynian nad GKM-em była natomiast wyjątkowa pod jednym względem. W żadnym ze spotkań, w których drużyna gości zdobyła 60 punktów lub więcej, nie udało się uchronić przed przynajmniej jednym zerem bądź literkami wpisywanymi do programu. Tymczasem żużlowcy Fogo Unii w każdym swoim wyjeździe na tor dowozili do mety przynajmniej jeden punkt.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!