Z pewnością nie o takim występie, jak ten przeciwko Betard Sparcie Wrocław, marzył Artur Mroczka. Jeden z polskich seniorów „Jaskółek” na torze pojawił się dwukrotnie i na swoim koncie zapisał tylko jedno „oczko”.
Punkt ten przy jego nazwisku pojawił się po pokonaniu w pierwszej odsłonie dnia Andrzeja Lebiediewa. Później na torze wyjechał on już tylko raz, aby następnie być zmienianym przez trenera Pawła Barana. Na taką postawę Mroczki mogła mieć wpływ strata silnika, do której doszło na treningu dzień wcześniej. Niemniej jednak nie chciał on zbytnio tłumaczyć się tym faktem. – Co ja mogę powiedzieć? Na treningu, dzień przed meczem rozpadł mi się silnik, na którym chciałem jechać z Wrocławiem. Może byłoby lepiej, ale nie ma co się tłumaczyć. Nie wyszło, będziemy walczyć dalej. Do końca sezonu jest jeszcze daleko. Na pewno nie poddamy się do samego końca. Był to zimny prysznic i jedziemy dalej – mówił, przybity po przegranym w stosunku 41:49 spotkaniu, Artur Mroczka.
Z pewnością w Tarnowie panowały nieco inne warunki, niż w dwóch pierwszych meczach, które „Jaskółki” wygrały. Spotkania z drużynami z Zielonej Góry i Torunia zaczęły się 2,5 godziny później i tor mógł zachowywać się inaczej. To też jednak nie powinno stanowić usprawiedliwienia dla słabszej postawy gospodarzy na własnym owalu. Dodatkowym atutem przyjezdnych była również świetna dyspozycja Maksyma Drabika, który na swoim koncie zapisał 12 punktów z dwoma bonusami. – Może było inaczej przez tę pogodę. Było cieplej, schło szybciej, ale trzeba się dopasowywać do wszystkich warunków. Tak naprawdę my byliśmy u siebie, powinniśmy wiedzieć, co robić w takich przypadkach. Na pewno też punkty juniora z Wrocławia dużo tam dały. Co tu mówić – trzeba jechać dalej.
Utrata najlepszej jednostki napędowej dała się we znaki naszemu rozmówcy, zatem sprzęt z pewnością w krótkim czasie miał zostać wyremontowany. W pierwszym spotkaniu w tym sezonie też zanotował on słabszy początek, niemniej jednak wówczas był on bardziej pewny tego, że może jeszcze zapunktować w spotkaniu z Falubazem. Tym razem było inaczej i podczas pojedynku z Betard Spartą, niewiele dało się zrobić. Dodatkowo kilka punktów drużyna pogubiła jednak w innych sytuacjach. – Ten silnik szybko trafi do mechanika, on na pewno go zrobi i wszystko wróci na dobre tory. Mam taką nadzieję. Tak naprawdę, gdy nie ma się sprzętu, to ciężko jest pojechać tak, jakby się chciało. Próbowałem, starałem się, a tu nic i nic. Ciężko jest w takiej sytuacji iść do trenera i prosić go o bieg. Gdy był pierwszy mecz z Zieloną Górą, to po dwóch zerach poszedłem i powiedziałem, że wierzę w to, że będzie dobrze. Trener dał mi wtedy jeszcze dwa biegi, zrobiłem w nich faktycznie tylko po „jedynce”, ale wygraliśmy mecz. Z Wrocławiem, po dwóch wyścigach już nie miałem czegoś takiego, żebym wiedział, że dam radę i nawet nie szedłem do trenera. Zrobił on to, co musiał. Bronił się do samego końca. Szkoda, że nie wyszło, bo tak naprawdę kilka biegów też nam się popsuło. Patryk miał defekt – łańcuszek. Nicki z Kennethem, gdy jechali na 5:1, to się nie zobaczyli, skończyło się 4:2. Też byłoby trochę ciaśniej do samego końca i może przyjezdni popełniliby jakiś błąd. Niestety nie udało się i trzeba po prostu dalej walczyć – podkreślił stanowczo.
Po meczu z ekipą Rafała Dobruckiego przyszedł czas na dwa tygodnie przerwy od ligowych zmagań. W tym okresie zawodnicy będą przygotowywać się do niezwykle ważnego pojedynku z zespołem z Grudziądza. W perspektywie walki o utrzymanie, spotkanie z macierzystym zespołem Mroczki będzie niezwykle ważne. – Na pewno dam silniki do remontu i będę trenował. Niekoniecznie tylko na torze w Tarnowie, ogólnie. Potrenuję na motocrossie i zobaczymy. Przyjedziemy do Tarnowa na treningi przed kolejnym meczem i będziemy wiedzieć, co jest grane – zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Artur Mroczka.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!