Spory wkład w ostatnie ligowe zwycięstwo leszczyńskiej Fogo Unii miał Janusz Kołodziej. Do wyniku 55:35 z tarnowskimi „Jaskółkami” dołożył on 10 punktów z bonusem, będąc pewnym punktem swojej ekipy.
Pomimo słabszego zestawienia na „papierze” goście stawili „Bykom” czoła, w pierwszej fazie spotkania tracąc do nich tylko kilka punktów. Dopiero w dalszej części pojedynku gospodarze pokazali, jak są groźni na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. – Sytuacja jest taka, że opinia wielu ludzi działa i niektórzy oceniają, nie wiedząc do końca jak będzie. Życie dopiero pokazuje, co się wydarzy. Pokazało ono, że wcale nie były to łatwe zawody. Mieliśmy dużo walki, sporo ciekawych biegów. Wydaje mi się, że kibice naprawdę mieli na co popatrzeć i wszystko w tych zawodach wyglądało dobrze – skomentował mecz z tarnowską Grupa Azoty Unią, Janusz Kołodziej.
27 maja wychowanek „Jaskółek” skończył 34 lata. W pierwszych biegach zanosiło się na to, że może on wywalczyć „urodzinowy” komplet punktów. Ostatecznie do tego nie doszło, a w jednym z biegów zaliczył nieco słabszy start, linię mety mijając na końcu stawki. – To jest żużel. Bywa w nim różnie – raz do przodu, raz do tyłu. Popełniłem błąd, źle pojechałem i musiałem się nauczyć. Najlepiej na sobie, więc wyszło dobrze – mówił, nieprzejęty jednym niepowodzeniem.
Teraz podopiecznych Piotra Barona czeka wyjazd do Tarnowa. Na miejscowym torze Kołodziej spędził sporo czasu, wiele lat broniąc barw „Jaskółek”. Będzie to zatem pojedynek z pewnością nieco sentymentalny. – Wiadomo, że w Tarnowie spędziłem naprawdę dużo czasu i jestem tej drużynie również bardzo wdzięczny. Było fajnie. Teraz ścieżka mojej kariery opiera się o Fogo Unię Leszno. Mam to po prostu w głowie. Wiemy, że jest inaczej, tym bardziej, że w Tarnowie już dawno nie jeździłem. Cieszę się już jednak na to spotkanie – mówił „Koldi” przed pojedynkiem na macierzystym obiekcie.
Wieloletni lider i kapitan tarnowskiego zespołu z pewnością spotkać powinien się z miłym powitaniem go ze strony miejscowych fanów. – Jeśli kibice przywitają mnie brawami, to super, bardzo będę im wdzięczny. Co będzie, to będzie. Nie mam zamiaru na nikogo jednak naciskać, żeby mi bił brawo. Jeśli kibice uważają też, że chcą gwizdać, to niech sobie gwiżdżą. Ja jestem zawodnikiem, który chce jeździć na żużlu i robić to dobrze. Staram się, a jak mi to wychodzi, jak jest i jak oceniają mnie kibice, to po prostu ich sprawa.
Na koniec wróciliśmy do sytuacji z ostatniego biegu pojedynku w Lesznie. W nim Nicki Pedersen poszerzył nieco wyjście z pierwszego łuku i miejsca zabrakło dla zawodnika Fogo Unii Leszno. Po wyścigu chciał on podjechać do Duńczyka wyjaśnić sytuację, ten jednak niepotrzebnie się oburzył, trącając ręką kask „Koldiego”. – W sytuacji z Nickim Pedersenem, mi chodziło o pierwszy łuk. Było blisko, ja byłem też bliski upadku i odjechałem jak najszerzej mogłem. Zostałem jednak zaczepiony o nogę, koło, itd. Niepotrzebne są takie sytuacje. Trzeba tez chociaż pokazać zawodnikowi, że coś jest nie tak. Reakcja Nickiego była taka, a nie inna. Jak widzieliśmy, zrobił się „dym” – zakończył, opisując krótko zaistniałą sytuację, Janusz Kołodziej.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!