W spotkaniu pomiędzy Grupa Azoty Unią Tarnów i Fogo Unią Leszno, wygranym 47:43 przez tych pierwszych z dobrej strony pokazał się Artur Mroczka. Zawodnik „Jaskółek” na swoim koncie zapisał 6 punktów i trzy bonusy.
Po tak ważnym zwycięstwie, wydartym w końcówce pojedynku, emocje brały górę i radość była bardzo duża. – Złapaliśmy „Byka” za rogi i nie daliśmy mu podejść. Udało się. Fajnie, bo cały mecz byliśmy w kontakcie i ostatnie dwa biegi wygraliśmy 5:1 drużynowo. Na pewno to był najlepszy mecz, na jakim byłem w Tarnowie, a parę lat tu jestem. Ja myślę, że kibice też tak pomyślą. Przecież wszyscy mówili, że ten mecz przegramy. Tak naprawdę to jest żużel, mamy swój tor. W Lesznie faktycznie przegraliśmy dosyć wysoko, ale u siebie postawiliśmy się do końca. Przed czternastym biegiem mówiłem, że w piętnastym Nicki z Kennethem na pewno coś zrobią na plus, to tylko wystarczyło, żebyśmy też coś dorzucili na naszą korzyść. Takiego czegoś się jednak nie spodziewałem – mówił, po ważnym zwycięstwie nad „Bykami”, Artur Mroczka.
W ostatnich meczach, również w „Jaskółczym Gnieździe”, widać zróżnicowanie, jeśli chodzi o występy poszczególnych zawodników. Ktoś może w jednym meczu wygrać kilka razy, albo meldować się na ostatniej pozycji. – Na pewno nie tor powoduje takie zróżnicowanie. Trochę decyduje o tym dostęp do sprzętu – wszyscy mamy równy. Liczy się tez chęć walki – w jednym biegu przegrasz, to już w następnym jest taka, że idzie. Może to dlatego są takie poszczególne wyścigi. To układa się z biegu na bieg. Uważam, że żużel dzisiaj jest nieobliczalny i trzeba jechać naprawdę do końca. Nie można odpuszczać, tak jak widać Leszno chyba „przysnęło” w tych nominowanych. Pomimo tego, że jechali dobrzy zawodnicy, ale też nam pomogła na pewno znajomość owalu. Ja tak naprawdę staram się nie chodzić na tor i patrzeć, ale w tym meczu to robiłem. Sprawdzałem, co się działo. Ta polewaczka była w tym meczu inna. Mi to pasowało, bo był czas na odpoczynek. W tym meczu było mega gorąco i mi ogólnie podobało się, że było tak polewane, bo ten tor był trochę inny, niż zawsze. Były takie śliskie ścieżki i ja wiedziałem, że nie będzie można jechać w tym miejscu, czy w innym. Przykładowo byłem już wtedy przed biegiem nastawiony na start i krawężnik. Gdy jest woda, to wiadomo, że jeździ się wąsko. Ten tor mi się podobał, był zupełnie inny niż w Tarnowie, ale było tyle „ściganek” i końcówka dla nas – rozwinął szeroko swoją myśl jeden z polskich seniorów Grupa Azoty Unii.
Patrząc na ostatni występ Mroczki w Lesznie, jego punkty mogły się podobać tarnowskim kibicom. Sam zainteresowany po raz kolejny podkreślił, że jego zdobycz jest mało ważna, w kontekście zwycięstwa odniesionego przez drużynę. – Ja zawsze mówiłem, że moje punkty mało się liczą. Gdybym wiedział, że wygramy mecz, to nieważne byłoby, kto zwycięży w biegach, czy jechałbym ja, czy ktoś inny z drużyny. Jesteśmy zespołem i dzisiaj ten sport właśnie jest taki. Jeśli jedziemy jak drużyna i trzymamy się razem, to tak to wygląda. Mamy lidera – Nickiego, kapitana – Kennetha. Jestem ja, który znam ten tor, Kuba Jamróg, który również wie o nim sporo i juniorzy – też nie najgorsi. Jeśli będziemy trzymać się jako drużyna i zachowamy wynik i poradzimy sobie z presją do końca, to możemy przegrywać czterema punktami lub sześcioma, ale to zawsze można odrobić i doskoczyć. Rywale też mogą przestać się dopasowywać lepiej, może my złapiemy ten rytm. To jest wynik drużyny, która pokazała to w tym meczu. Tam indywidualności się nie liczą. To nie chodzi o to, czy Kenneth zrobił 13, czy ja tam dorzuciłem jakieś punkty. Przed meczem Nicki powiedział, że mamy rozmawiać, całe zawody, co kto robi, abyśmy po prostu współpracowali – opisał nastawienie zespołu.
Kolejny, arcyważny pojedynek tarnowianie odjadą w Grudziądzu. Miejscowy MRGARDEN GKM musi zwyciężyć, aby przedłużyć swoje szanse na utrzymanie w PGE Ekstralidze. Na przeszkodzie będą chciały stanąć jednak „Jaskółki”, których dobry wynik może ich znacznie przybliżyć do postawionego przed sezonem celu. – Ja myślę, że w Grudziądzu możemy wygrać, podobnie jak z Lesznem. Po prostu trzeba jechać całe zawody. Wiadomo, że ja jestem z Grudziądza, dużo wiem o tym torze i myślę, że jeżeli będziemy w parkingu rozmawiać tak, jak w meczu z Lesznem, to jest szansa pokonać ich na wyjeździe. Powiem tak – ja wchodzę już też w taki inny rytm, zresztą to chyba widać, że inaczej jeżdżę. Jadę zdecydowanie, robię to, co mam robić. Jest połowa sezonu i tak naprawdę „mamy to!”.
Do końca rozgrywek pozostało jeszcze 6 rund. Trudno wyrokować które miejsce zajmą poszczególne drużyny. – Ja chciałbym przed ostatnim naszym meczem, który mamy wyjazdowy, żeby było wiadomo. Mamy to spotkanie w Zielonej Górze i dobrze byłoby tam jechać po prostu na luzie i zrobić tam dobry wynik. Jeszcze możemy wygrać, czy nie, ale chodzi o to, że ciężko jest powiedzieć, kto spadnie. Na pewno dwa punkty z meczu z Lesznem robią tak, że my w tabeli idziemy dalej do góry i na pewno łapiemy oddech. Mamy też inne mecze, jest jeszcze Częstochowa. Jeśli my wygrywamy z Lesznem, to teraz jesteśmy nastawieni na to, że można wygrać z każdym. Gdy patrzyłem przed tym meczem w prognozy, co kto osiągnie w kolejnych spotkaniach, to my same zera mieliśmy. To była masakra i ja mówiłem „nie!”. Faktycznie, mogłoby tak być, ale oni nagle pisali, że Częstochowa tu wygra i wszystkim się to uda. Nawet, gdybyśmy przegrali mecz z Lesznem, to dalej by to nic nie mówiło, bo oni wygrywali do tej pory wszędzie. Nam udało się ich pokonać i to na pewno naładuje nas do końca sezonu. Pisało tam mniej więcej tak, że jeśli nic się nie wydarzy, to tak będzie liga wyglądała. Już w pierwszym meczu się coś wydarzyło. Tak dzieje się w żużlu i mówiłem, ze to chyba nie będzie tak, że my zero zdobędziemy do końca sezonu. Już jest „dwója”, zatem mamy to! – podkreślił na koniec, zadowolony ze sprawienia dużej niespodzianki, Artur Mroczka.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!