Przed sezonem drużyna Iveston PSŻ-u Poznań była niemalże kandydatem do awansu do fazy play-off i urwania kilku punktów faworytom. Tor jednak zweryfikował wszystko i o trudnej sytuacji Skorpionów w końcówce rundy zasadniczej rozmawialiśmy z kapitanem – Marcelem Kajzerem.
Do zakończenia rundy zasadniczej w 2. Lidze Żużlowej pozostały cztery kolejki. Iveston PSŻ Poznań dwukrotnie pojedzie u siebie (29 lipca z Polonią Bydgoszcz oraz 19 sierpnia z KSM-em Krosno), a także dwa razy będzie rywalizował na wyjeździe – 12 sierpnia w Rzeszowie i 26 sierpnia w Opolu.
Konrad Cinkowski: Przed sezonem wielu fachowców typowało Iveston PSŻ do pewnego awansu do play-off. Mieliście dobry skład, dodatkowo Prezes Ładziński wzmocnił go Davidem Bellego. Tymczasem tor wszystko zweryfikował, w waszym przypadku bardzo brutalnie. W czym tkwi problem „Skorpionów” w tym sezonie?
Marcel Kajzer: Problem na pewno jest w tym, że zawsze ktoś zawodzi. Nie jedziemy równo, mamy problem z momentem startowym oraz prędkością, szczególnie w pierwszej fazie meczu. Najgorsze jest też to, że nie potrafimy wygrać żadnego meczu na własnym torze. Tor miał być naszym atutem, a gubimy się na nim i to strasznie.
Sytuacja Iveston PSŻ w tabeli ligowej nie jest ciekawa. Pięć punktów po ośmiu meczach i cztery oczka straty do OK Kolejarza Opole. Końcówka sezonu zapowiada się piekielnie trudna, ale domyślam się, że jako Kapitan nie zamierzasz odpuszczać i chcesz zmotywować chłopaków do tych spotkań?
– Oczywiście, że nie! Bardzo wkręciłem się w rolę kapitana, jestem w stałym kontakcie z chłopakami i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by udowodnić tym co w nas już zwątpili, że się mylą. Matematyczne szanse na awans do play-off wciąż mamy, więc nie ma poddawania się, trzeba jechać dalej!
Wszyscy przeplatacie lepsze występy, słabszymi. Często brakuje Wam punktów drugiej linii lub tego piątego seniora. Czym twoim zdaniem jest to spowodowane?
– Mieliśmy na pewno kłopoty z dyspozycją naszych juniorów. Kiedy doszedł Marek (Lutowicz), zaczęło się to wszystko jakoś sklejać. Młodzież zaczęła jeździć w DMPJ i z każdymi zawodami rozjeżdżali się, wygrywając nawet rundę w Pile. Szkoda jednak, że Gorzów potoczył się w taki sposób i mamy poobijanego Jakuba (Osyczkę) kontuzjowanego Kevina (Fajfera). Dobrze, że teraz mamy chwilę przerwy, powinni wrócić do pełni sił. Ale faktycznie, w tych meczach na styku zawsze brakowało nam jednego ogniwa…
Atutem PSŻ-u powinien być własny tor, tymczasem słusznie zauważać, że nie idzie wam na nim, nie jest on handicapem. Tomasz Bajerski uważa, że treningi mijają się z celem, bo na nich wszyscy jadą perfekcyjnie, a na meczu nie umieją się odnaleźć. Jak ty to skomentujesz?
– Zgadza się, na treningach jest wszystko w porządku. Może jednak nasz poziom na treningach jest za słaby i tylko to wygląda tak, że jest dobrze, a mecz weryfikuje naszą dyspozycję? Mecz jest zawsze inny, niż trening. Inaczej się podchodzi do tego wszystkiego, stąd może wynikać różnica. Mam pewien plan i pomysł na najbliższe treningi oraz mecz, jestem w stałym kontakcie z trenerem Bajerskim oraz prezesem Ładzińskim. Wierzę, że uda nam się osiągnąć to, by wyniki były odpowiednie.
Jako kapitan zapewne martwi Cię postawa bardziej kolegów, niż własna. W ubiegłym roku jednym z liderów był Borowicz, który w tym roku wręcz nie istnieje. Co twoim zdaniem nie gra w przypadku tego zawodnika?
– Na pewno nie mnie to oceniać, bowiem spędzamy ze sobą za mało czasu, bym znał dokładną przyczynę. Myślę, że u Mateusza się sporo pozmieniało i więcej czasu musi poświęcać na codzienne obowiązki. Nie ma również już u niego Jordana Jurczyńskiego, który posiada dużą wiedzę i trafnie ją przekazywał zawsze, znajdując z Mateuszem odpowiednie ustawienia. Mateusz wtedy bawił się żużlem, dziś raczej się męczy. Jednak to tylko moje domysły.
W kadrze jest jeszcze m.in. Michał Łopaczewski, który też potrafi się ścigać.
– Tak, Michał miał świetny początek sezonu na treningach, później pojawiły się problemy sprzętowe, z którymi chyba do dziś nie jest w stanie się uporać. Robimy wszyscy, co w naszych siłach, by złapać wiatr w żagle i odpalić team spirit.
Chwalą sobie współpracę z Tobą juniorzy. Niezwykle mocno angażujesz się w ich życie sportowe – jeździsz na zawody, użyczasz sprzęt, mechanika, a także namówiłeś Marka Lutowicza do powrotu na tor.
– Myślę, że mamy dobry kontakt, a co najważniejsze, słuchają i starają się, więc to procentuje. Marka (Lutowicza) mam na co dzień, więc współpraca na pewno idzie w dobrym kierunku. Co do Kevina (Fajfera) był plan na wspólne treningi, ale po upadku w Gorzowie wszystko musieliśmy zweryfikować i odwołać. Jakub (Osyczka) ma dobre, nawet bardzo dobre starty i z każdym wyścigiem widać u niego poprawę, więc widzę w nim duże nadzieje. Czas pokaże czy tak będzie. Jest jeszcze „Adamek” (Mateusz Adamczewski) – wesoły chłopak, u którego pojawiają się przebłyski i potrafi jechać, więc jeśli będzie dalej uparty i chciał się ścigać, a nie wozić na motocyklu to jest szansa na przełamanie go.
A co do Marka, to faktycznie udało się namówić, choć łatwo nie było. Do dziś mam naszą rozmowę trwającą blisko 45 minut. Po sezonie mam zamiaru mu ją odtworzyć i przypomnieć mu, jaki był uparty i jakie głupoty opowiadał (śmiech – dop. red.). Dziś się z tego śmiejemy, ale myślę, że Marek podjął właściwą decyzję.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!