Dosyć trudny powrót do cyklu Speedway Grand Prix notuje Martin Vaculik. Słowak, który opuścił dwie pierwsze rundy z powodu kontuzji, w dwóch kolejnych na swoim koncie zgromadził 4 punkty, w tym tylko „oczko” podczas SGP Szwecji w Hallstavik.
Jak sam przyznaje problemem w turniejach w których wystąpił, były techniczne tory. Gdy dołożymy do tego fakt, iż nie ma on zbyt częstej okazji do startów na nich, to trudno w takim wypadku powalczyć o korzystny wynik. Dodatkowo wszyscy pozostali zawodnicy w stawce są w optymalnej dyspozycji, a Słowak do ścigania na wysokim poziomie, po kontuzji powrócił dopiero w połowie czerwca. – Ja mam za sobą jeszcze bardzo mało jazdy. Tory w lidze polskiej znam. W Hallstavik też wcześniej jeździłem, ten owal jednak jest jeszcze techniczny. Już tylko jeden taki czeka mnie w Grand Prix i będzie to w Cardiff. Nawet na te najbliższe zawody się nie napalam. Po prostu cel mam na razie taki, żeby to Grand Prix jakoś „objechać”, bez upadków, czy jakiegoś „zamieszania”. Jak mi spasuje, to dobrze, a jeśli nie, to ja tragedii z tego nie robię. Na razie w stu procentach skupiam się na lidze polskiej, co pokazałem w Gorzowie. Tam mogę jechać agresywnie. Nie muszę bać się ryzyka, bo z moim zdrowiem jest wszystko ok. Grand Prix jest jednak na tyle specyficzne, że ja na razie – podkreślę, to co mówiłem w Horsens – nie czuję się na siłach, żeby móc skutecznie z rywalami trzymać poziom. Wszyscy z zawodników są na razie w „topie” formy. Oni mają dużo meczów i są „wjeżdżeni”. Sam mam cały czas mało tej jazdy na takich torach, które są np. techniczne, jak Cardiff, czy to Hallstavik. W Polsce jest inaczej, bo tamte tory znam. Tam sobie mogę już pozwolić na tę skuteczną, agresywną jazdę, taką jak np. pokazałem u nas z Grudziądzem – mówił po bardzo słabym występie na BZ Hygg Arenie, Martin Vaculik.
Reprezentant Słowacji wie, że jego dwa ostatnie występy były bardzo słabe. Zapowiada jednak, iż w kolejnych odsłonach cyklu, zwłaszcza po tej w Wielkiej Brytanii, będzie liczył się w walce i pokaże się z dużo lepszej strony. – W Grand Prix jeszcze przyjdzie czas w tym sezonie, żebym naprawdę zaczął walczyć o konkretne punkty. Na razie niestety tak się dla mnie ułożył ten kalendarz, przy tym pechu i kontuzji, że tory są, jakie są. Nie jestem super fanem krótkich torów. Dochodzi jeszcze to, że nie jestem tak objeżdżony, co powoduje, że ja nie będę pchał się w coś, co może jeszcze zagrozić mi, mojemu polskiemu klubowi i nie daj Boże, żebym miał jeszcze kolejną kontuzję. Nie chcę być również nie fair w stosunku do Grand Prix, że będę tylko „ogony” przywoził. To nie na tym polega, bo oni chcą mieć też dużo najlepszych zawodników. Niestety, tak jak mówiłem – ten kalendarz na razie nie układa się dla mnie zbyt super. W Grand Prix przyjdzie jeszcze mój czas w tym sezonie. Na razie skupiam się na najbliższe tygodnie na lidze polskiej i później na tym cyklu – dodał.
Przy dwóch absencjach w pierwszych rundach i słabych wynikach w kolejnych, trudno na tę chwilę mówić o możliwości utrzymania się w serii na kolejny sezon. Sam zainteresowany również podchodzi do tej sprawy krytycznie. – Teraz na dzień dzisiejszy jest nierealnym utrzymać się w pierwszej ósemce. Musiałbym wszystkie turnieje do końca wygrywać, może nawet z kompletami. To w obecnych czasach w żużlu jest raczej nierealne. Mogę jednak pokazać dobry żużel, po prostu dać kibicom, co chodzą na stadiony, fajne emocje. O to mi tak naprawdę chodzi. To nie jest tak, że zapomniałem jeździć, a po prostu muszę złapać ten rytm. To trochę trwa. W Grand Prix każdy jedzie na 300 %, dlatego nie jest łatwo – podkreślił.
Po nieobecności spowodowanej kontuzją, zawsze pozostaje cień szansy na przychylność organizatorów w postaci stałej „dzikiej karty” na kolejne zmagania, w roku 2019. – Niestety miałem pecha w postaci tej kontuzji i tak się to wszystko ułożyło. Tutaj nie będę płakać, że nie dostanę „dzikiej karty”, bo na razie na nią absolutnie nie zasługuję. Jest wielu zawodników, którym należałaby się, nie jest wstydem to przyznać. To jest prawda, fakt. To, co się wydarzyło, to zbieg okoliczności. Trzeba potraktować to tak, jak jest i robić swoje. Ten mój czas w Grand Prix jeszcze przyjdzie w tym sezonie, o to się nie boję i tego jestem pewny. Teraz cały czas skupiam się na lidze polskiej – wyraźnie zaznaczył.
Od powrotu tego sympatycznego zawodnika po kontuzji na tor mija miesiąc. Nie myśli już on o urazie, którego się nabawił. Chce natomiast w kolejnych tygodniach jeszcze bardziej „wjeździć” się w sezon i punktować na wysokim poziomie, do którego nieraz nas przyzwyczajał. – O kontuzji już nie myślę. To się zrosło, nie może być już innego stopnia zrostu. Po prostu kość jest zrośnięta, wszystko jest ok. Nie myślę o kontuzji, a po prostu o tym, żeby kręcić najwięcej kółek, aby się wjechać. Cardiff może być jeszcze takie nie najlepsze, ale po tym turnieju będzie już dobrze – zakończył, obiecując poprawę występów w Speedway Grand Prix, Martin Vaculik.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!