Przed Falubazem Zielona Góra dwa chyba najważniejsze mecze od lat. Niedzielny wyjazd do Grudziądza i przyszłotygodniowy domowy pojedynek z Unią Tarnów zadecydują o tym, czy jeden z najbardziej utytułowanych zespołów ostatniej dekady utrzyma się w elicie. Dobrej myśli jest Andrzej Huszcza.
Głównym atutem Falubazu jest najkorzystniejszy terminarz. Żużlowcy spod znaku Myszki Miki będą się mierzyć już tylko z innymi drużynami dołu tabeli, co po pierwsze czyni rywala nieco mniej wymagającym, a po drugie pozwala im bezpośrednio zabrać punkty. Natomiast GKM Grudziądz i Unia Tarnów mają przed sobą podobny układ, bowiem te drużyny spotkają się jeszcze z zielonogórzanami i częstochowianami. Andrzej Huszcza pamięta jednak sytuacje, kiedy udawało się wyjść z dużo gorszych opresji.
– To był 1990 rok. Jechaliśmy do Rzeszowa na ostatni mecz ligowy i musieliśmy wysoko zwyciężyć, bo u siebie przegraliśmy. 12 punktów – tyloma trzeba było wygrać, by utrzymać drużynę w lidze. Teoretycznie to było niemożliwe. Cały sezon mieliśmy skichany, nic nam nie pasowało. Ale przed meczem w Rzeszowie nasz mechanik śp. Tadeusz Tumiłowicz tak wszystko poprzekładał, pozmieniał w motocyklach, że wygraliśmy 14 albo 16 punktami (mecz zakończył się wynikiem 36:54, a Huszcza zdobył 14 oczek – dop. red.). Pięknie było! Wielka radość! – opowiada na łamach falubaz.com żużlowiec tego klubu z lat 1974– 2005.
Od wspomnianego 1990 roku Falubaz spadał z najwyższej klasy rozgrywkowej czterokrotnie. Zawsze jednak udawało się powrócić do elity w przeciągu maksymalnie dwóch lat. Najpierw nastąpił jednak czas radości. – W 1991 roku pojawił się Zbigniew Morawski i żużel w Zielonej Górze całkowicie zmienił oblicze. To było po prostu niewiarygodne – koncerty gwiazd na meczach, akrobacje Magic Girls. Początek lat 90., wszystkiego wtedy brakowało, a nasz klub wszedł w nowy sezon z wielką pompą i zakończył go Drużynowym Mistrzostwem Polski – wspomina Huszcza.
Popularny „Tomek” jest zdania, że żużlowcy zielonogórskiego klubu powoli dochodzą do optymalnej dyspozycji. –Mateusz Tonder zasuwa w młodzieżówkach i, mam nadzieję, przełoży te wyniki na ligę. Mateuszowi na wiosnę w ogóle nie szło, ale teraz nie może odpuścić, wiadomo, ile w każdym meczu zależy od juniorów. Patryk bardzo mi się podobał na IMME w Gdańsku. Ma starty, wychwycił tam wszystkich rywali. Widać, że w teamie długo szukali rozwiązań sprzętowych i w końcu sukces. Protas też w Lesznie na finale IMP był bardzo blisko podium, w Szwecji to dzięki niemu Indianerna Kumla zapewniła sobie zwycięstwo. Cieszą też wyniki Michaela Jepsena Jensena, Jacoba Thorssella, no i liczymy bardzo na Grzesia Zengotę – wymienia Huszcza.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!