Przez porażkę 39:51 w Zielonej Górze, Grupa Azoty Unia Tarnów żegna się z PGE Ekstraligą. W ostatnim pojedynku wychowanek „Jaskółek” i jeden z liderów, Jakub Jamróg zdobył osiem punktów z bonusem.
Trzeba przyznać, że pojedynek, w którym ważyły się losy bytu w najwyższej klasie rozgrywkowej, trzymał w napięciu do końca. Dopiero ostatnie dwa biegi, wygrane przez gospodarzy podwójnie, pozwoliły poznać pewnego spadkowicza. Tym samym nadzieja, która tliła się w serach tarnowskich kibiców, uleciała dopiero na samym końcu. – Myślę, że to był zbyt duży ciężar na te ostatnie biegi dla nas. To nie jest tak, że ja się spalam psychicznie, uważam, że wszystko wytrzymuję. Po prostu nie mam na tyle doświadczenia i nie jestem takim dobrym zawodnikiem, żeby przyjąć ciężar odpowiedzialności w ostatnich biegach. Tyle mogę powiedzieć ze swojej strony. Rozmawialiśmy z chłopakami. Po prostu zgłupieliśmy, nie wiedząc, co się stało z tym torem. Może gospodarze „zarównali” go w troszeczkę inny sposób i stał się on trochę bardziej śliski, taki twardszy. My w jakiś sposób nie wystartowaliśmy dobrze, ja osobiście tego nie zrobiłem, brakło mi niedużo, żeby założyć zawodnika z pierwszego pola i może byłoby inaczej. Piętnasty bieg też jednak poszedł 5:1 do tyłu. To jest pokłosie całego naszego sezonu. Ja się tego właśnie obawiałem. Wierzyłem w nas, dobrze się nastawiałem na ten mecz, ale generalnie się obawiałem. Nie mieliśmy podstaw, żeby być mega optymistami, ze względu na to, że nie radziliśmy sobie totalnie na wyjazdach i dalej nie przekroczyliśmy „magicznej” bariery 40 punktów. To jest największa bolączka. Myślę jednak, że ten mecz nie był naszą największą wpadką w sezonie. Taką była moim zdaniem utrata bonusu w Toruniu, a przede wszystkim mecz w Grudziądzu – mówił o ostatnim ligowym pojedynku sezonu 2018, Jakub Jamróg.
Pierwsza faza zawodów była w wykonaniu „Jaskółek” zdecydowanie lepsza niż druga. Tym samym, przy braku odpowiednich zmian, to gospodarze zaczynali osiągać przewagę, którą przypieczętowali podwójnym „uderzeniem”, w samej końcówce pojedynku. – Nie mogliśmy odczytać tego toru. Miałem też bardzo dobrą prędkość na początku zawodów, później gdzieś mi te ustawienia uciekły. Ten motocykl, który dobrze się spisywał, zaczął trochę słabnąć. Wskoczyłem na inny, gdy przerwano bieg po wywrotce Artura Mroczki, a następnie z powrotem wróciłem do pierwszego. Już było widać różnicę. Dużo mieszania i myślę, że tutaj były jakby trochę przestrzelone przełożenia. Generalnie też mi szkoda tego, bo jak mówię – ja ze swojej strony zrobiłem wszystko. Zainwestowałem, trzy silniki w zasadzie wysłałem na serwis. Miałem trzy motocykle przygotowane „perfect, na igłę”. Zaangażowałem moich tunerów, żeby poświęcili trochę czasu i wszystko zrobili na świeżo. Powymieniałem jeszcze – co nawet nie miało znaczenia – pewne elementy w motocyklu, żeby być pewnym wszystkiego i tyle. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy – zapewnił po przegranym meczu.
Po przegranym starciu w Toruniu Jamróg mówił, że krokiem wstecz i poniekąd „strzałem w kolano” byłoby opuszczanie przez niego ekstraligowych torów, po ewentualnym spadku. Niestety scenariusz, który nastąpił, zmusi go niebawem do podjęcia decyzji, w której klasie rozgrywkowej chce się ścigać. Potencjalnych nowych pracodawców, po dobrym sezonie tego zawodnika, nie powinno brakować. – Na razie ochłońmy. Muszę się rozliczyć z klubem ze wszystkiego. Będzie na to czas, sezon trwa i połowa drużyn ma jeszcze play-offy. Myślę, że w nich jakby nie myślą jeszcze bardzo o przyszłym sezonie. Zobaczymy. Na pewno ja to już powtarzałem i sytuacja się nie zmieniła. Chciałbym swoją karierę kontynuować w Ekstralidze. Czas pokaże. Ja niczego nie wykluczam w tym momencie – stwierdził.
Sezon dla wychowanka tarnowskiej Unii jeszcze się nie skończył. Oprócz zaplanowanych startów w Speedway Diamond Cup ma on w planie występy w kilku imprezach więcej. – Przede mną jeszcze dwie rundy ligi czeskiej, pierwsza już w środę w Slanym (odbyła się 30.08 – przyp. red.). Prawdopodobnie wystąpię również w dwóch turniejach na Węgrzech, u mojego sponsora Jozsefa Alblocka z klubu z Nagyhalasz. Organizują tam dwie imprezy, już dostałem wstępnie zaproszenie, miałyby się one odbyć pod koniec września i października. Zobaczymy, pewnie jakieś turnieje będą się jeszcze pojawiać. Z pewnością ja lubię jeździć i będzie jeszcze kilka rzeczy do przetestowania i pojeżdżenia. Nie zakończę jeszcze sezonu, dopóki jakieś propozycje startów będą, to mam zamiar z nich korzystać.
Rok temu Jamróg zakończył sezon zwycięstwem w Memoriale Krystiana Rempały. Był to pierwszy taki turniej i niewykluczone, że będzie on kontynuowany również w tym roku. – Rozmawiałem z Jackiem i z tego, co mi mówił, to bardzo chce go zorganizować. Wiadomo, że w tym momencie on też był zaangażowany w serwisy moich silników i przygotowanie się do tych najważniejszych meczów, ale już myślał o tym. Wiem, że jakieś pierwsze ruchy poczynił. Ale tu trzeba bardziej pytać jego lub w klubie, bo ja nie jestem zamieszany w organizację tego. Z tego, co jednak wiem, to oczywiście jest wola, żeby to kontynuować – powiedział.
Decyzja o ewentualnym opuszczeniu Tarnowa będzie z pewnością niezwykle trudna. Pięć lat temu było o tyle łatwiej, że zawodnik ten był tylko rezerwowym w drużynie „dowodzonej” przez Marka Cieślaka, dodatkowo nie miał tak stabilnej sytuacji rodzinnej. Pewnym aspektem, który może mieć wpływ na jego wybór jest również grono darczyńców, od których otrzymywał wsparcie. – Ja tylko raz opuszczałem Tarnów. Nie miałem wówczas zbyt wielu dylematów. Wtedy było troszeczkę łatwiej. Nie mówię tutaj, że jestem już rodzinnym „pantoflem”, na pewno jednak trzyma mnie rodzina – żona, synek, drugie dziecko w drodze, więc ta sytuacja, czyli jeżdżenie na miejscu, była idealna. Przez dwa lata, które byłem w Tarnowie, było super i nie można tego zapomnieć. Dziękuję bardzo za cały sezon moim indywidualnym sponsorom, których naprawdę mam sporą grupę w tarnowskim. To jest wielki zastrzyk dla mojego budżetu i myślę, że bez nich tego wyniku w tym sezonie by nie było. Podejrzewam, że zmiana barw klubowych też wiązałaby się z tym, że ta liczba darczyńców i sponsorów by się uszczuplała. Z całą pewnością to będzie trudniejsza decyzja, ale jak mówię – na razie o tym totalnie nie myślę – zaznaczył na koniec, najlepszy z polskich zawodników „Jaskółek” w sezonie 2018, Jakub Jamróg.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!