Po 22 latach od zdobycia licencji żużlowej Mariusz Puszakowski zawiesza kevlar na kołku. Nigdy nie został wielką gwiazdą i miewał problemy z przebiciem się do składu, ale ze względu na charakter bardzo szanują go kibice ze wszystkich ośrodków, w których występował. A dziś na toruńskiej Motoarenie odjedzie swoje ostatnie okrążenie.
Mariusz Puszakowski urodził się 25 maja 1978 roku w Golubiu-Dobrzyniu, niewielkim mieście położonym około 30 kilometrów na wschód od Torunia. Swoją przygodę z żużlem rozpoczął dość późno, bo do szkółki Apatora zapisał się dopiero w wieku 18 lat. 1996 rok to sportowa edukacja zakończona na jesieni zdanym egzaminem na licencję. Pierwszy wyjazd na tor w zawodach miał miejsce na macierzystym torze przy Broniewskiego 98. Stało się to 22 czerwca 1997 i od razu było to spotkanie ligowe. Rywalem był Włókniarz Częstochowa. „Puzon” wystąpił dwukrotnie, najpierw w parze ze Sławomirem Derdzińskim, później z Jarosławem Bednarskim, ale nie przywiózł żadnego punktu. Ten pojawił się dopiero tydzień później, gdy podczas derbowego meczu w Bydgoszczy 19-letni zawodnik pokonał Dariusza Patynka.
Do końca wieku juniorskiego Puszakowski występował w macierzystym zespole, ale nigdy nie stał się liderem formacji młodzieżowej. Tę rolę w jego czasach pełnił najpierw Robert Kościecha, a później Tomasz Chrzanowski. W związku z tym „Puzon” pierwsze dwa sezony jako senior spędził poza Toruniem, w pierwszoligowym ŁTŻ Łódź. Do Torunia powrócił na sezon 2002, gdy z Apatora odeszli Andreas Jonsson i Robert Kościecha. Mimo niezłej dyspozycji nie dał rady przebić się do składu na dłużej i gdy rok później do drużyny dołączyli Jason Crump i Piotr Protasiewicz, Puszakowski na kolejne dwa sezony opuścił macierzysty klub, trafiając do Grudziądza.
To była transakcja z korzyścią dla obu stron. Ówczesny GTŻ najpierw awansował, a później pewnie obronił pierwszoligowy byt. Jednym z liderów zespołu był Mariusz Puszakowski, który zwłaszcza w 2004 roku osiągnął dyspozycję, jakiej nie notował chyba nigdy wcześniej. Nic więc dziwnego, że postanowił spróbować w Toruniu jeszcze raz. W 2005 roku „Puzon” otrzymał życiową szansę na zaistnienie w Ekstralidze. Wobec faktu, że „Anioły” regularnie występowały z zaledwie czterema seniorami w składzie, 27-latek miał gwarantowane miejsce w składzie i rolę prowadzącego parę. Od spotkań takich, jak domowe z Wrocławiem (2,3,3,3,1) znacznie więcej było jednak wpadek, jak choćby w derbowym meczu z Polonią Bydgoszcz (w,-,0,d). Mimo to pozostał w macierzystych barwach na jeszcze jeden rok. Wtedy seniorów jednak przybyło, a w dodatku Mariusza zaczęły nękać kontuzje. W efekcie odjechał tylko sześć meczów. Po raz ostatni w 2006 roku wystąpił 13 sierpnia w Rzeszowie, zdobywając ledwie trzy oczka (0,0,0,3,w,0). Jak się później okazało, był to jego ostatni w karierze start w Ekstralidze.
Na miejsce odbudowy ponownie wybrany został Grudziądz. Kolejna dwuletnia przygoda z GTŻ-em dała „Puzonowi” to, czego potrzebował najbardziej – regularność startów i dobre wyniki. W poszukiwaniu dalszych wyzwań przed sezonem 2009 podpisał kontrakt w Gnieźnie, ale nie był to zbyt udany mariaż. Jego średnia spadła z 1,6 pkt/bieg osiąganego w Grudziądzu do ledwie 1,0 w barwach Startu. W tej sytuacji trzeba było zejść jeszcze ligę niżej.
Lata 2010–2011 spędzone w Lublinie oraz 2012 w Pile to scenariusz bardzo podobny – średnia biegowa z cyferką 2 z przodu i rola jednej z największych gwiazd na froncie drugoligowym. Ba, sezon 2012 zakończył nawet jako najskuteczniejszy zawodnik rozgrywek! W tej sytuacji nie było już innego wyjścia, jak powrót ligę wyżej. Przygoda z Kolejarzem Rawicz nie mogła być jednak obliczona na więcej, niż jeden rok. „Puzon” poradził sobie doskonale, będąc najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem drużyny i jako jedyny zawodnik startując we wszystkich meczach. Reszta składu „Niedźwiadków” była jednak na tyle słaba, że Kolejarz z zaledwie jednym wygranym meczem spadł do II ligi. W tym czasie wychowanek Apatora miał okazję reprezentować barwy narodowe. W Mistrzostwach Europy Par po raz pierwszy wystąpił w roku 2012, wraz z Tomaszem Gapińskim i Szymonem Kiełbasą zajmując czwartą lokatę. Rok później jako rezerwowy nie wyjechał na tor ani razu, ale dzięki dobrym wynikom Sebastiana Ułamka i Norberta Kościucha odebrał srebrny medal.
Przed sezonem 2014 Mariusz Puszakowski znów zmienił otoczenie, powracając do Łodzi. Choć spędził tam łącznie trzy lata, tak naprawdę dla drużyny Witolda Skrzydlewskiego odjechał tylko jeden pełny sezon. Powód? Koszmarna kontuzja, której doznał w maju 2015 na jednym z treningów. „Puzon” złamał udo z przemieszczeniem, co oznaczało nie tylko koniec sezonu, ale i poważne zagrożenie w kontekście następnego roku. Choć prezes Skrzydlewski zagwarantował poszkodowanemu kontrakt na sezon 2016, spora konkurencja i przedłużająca się rehabilitacja nie pozwoliły Mariuszowi wiele zwojować. Ostatecznie po powrocie odjechał ledwie pięć spotkań, głównie z drużynami niżej notowanymi, jak Opole czy Krosno.
To właśnie ten drugi z wymienionych klubów stał się ostatnim pracodawcą „Puzona”. Kontakt z motocyklem stawał się jednak coraz rzadszy, a sama jazda zaczynała bardziej pełnić rolę hobby. Po dwóch latach takich mało regularnych, choć solidnych (średnia w granicach 1,6 pkt/bieg) występów, Mariusz Puszakowski zdecydował się powiedzieć „dość”. 13 października 2018 roku to data kończąca bardzo ważny rozdział w jego życiu. Rozdział, który rozpoczął się pod okiem nieżyjącego już trenera Jerzego Kniazia wiosną 1996 roku.
Źródło: inf. własna, archiwalne wyniki za: speedwayw.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!