Co roku przed startem cyklu Grand Prix mówimy - to czas Macieja Janowskiego! Niestety, dwa ostatnie czempionaty utalentowany żużlowiec kończy na najgorszej dla sportowca pozycji z niewielką stratą do trzeciego miejsca.
W ubiegłym sezonie na podium Indywidualnych Mistrzostw Świata oglądaliśmy Patryka Dudka, który przedzielił w klasyfikacji końcowej Jasona Doyle i Taia Woffindena. Maciej Janowski do Brytyjczyka stracił dziewięć punktów, zawalając nieco dwie ostatnie rundy (Woffinden w nich zdobył 31 punktów, Janowski 14). W tym sezonie „Woffy” został czempionem, kończąc zmagania przed Bartoszem Zmarzlikiem i Fredrikiem Lindgrenem. Janowski znów do trzeciego zawodnika tracił, a tym razem było to pięć punktów, które również zaprzepaścił w ostatniej rundzie w Toruniu.
– Na pewno czuję pewien niedosyt i po ostatnich zawodach nie byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Żeby było jasne – niedosyt czułem z racji zajętego ostatecznie miejsca, a nie z powodu jakichś żali do samego siebie, czy do kogokolwiek z mojego teamu. Kiedy odetchnąłem po zawodach, po spokojnej analizie tego, co zrobiliśmy w końcówce sezonu – otwarcie stwierdzam, że nie mamy sobie nic do zarzucenia – mówi na łamach portalu redbull.com – Maciej Janowski.
Czołowy reprezentant Polski nie ukrywa, że świat motosportu nie jest taki łatwy, choć tak naprawdę o zdobywaniu mistrzowskich tytułów czy medali decydować powinna ilość trójek przy swoim nazwisku. Mało kto widzi, że tak naprawdę o tym, by zostać najlepszym żużlowcem decyduje nie zawsze forma, dyspozycja, sprzęt, ale wiele detali. – Wiesz co, jak jesteś młodym chłopakiem, to pewnie tak jest. Albo raczej wydaje ci się, że tak jest. Że wszystko wiesz, wszystko jest proste i na wszystko masz odpowiedź. No i oczywiście chcesz być mistrzem świata i to najlepiej od razu. A motorsport nie jest tak banalny. Niby chodzi tylko o to, żeby być pierwszym na mecie, ale sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, a na wynik składa się mnóstwo czynników. Świadomość złożoności tych spraw przychodzi pewnie z wiekiem, albo u niektórych nie przychodzi nigdy (śmiech). Myślę jednak, że nie można być mistrzem nie dostrzegając tych niuansów. Dochodzą doświadczenie, wspomniana świadomość i pokora.
W ostatnich dniach w mediach społecznościowych zawodnik pochwalił się, że rusza na miesięczny wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez pierwsze dwa tygodnie będzie przebywał w Kalifornii u swojego serdecznego przyjaciela Grega Hancocka, a następnie uda się na Florydę, gdzie weźmie udział m.in. w Wigilii teamu Red Bull. – Kalifornia! (śmiech) Tradycyjnie już odwiedzę Grega Hancocka i spotkam się z kilkoma przyjaciółmi. Naładuję w słońcu baterię i wrócę, żeby znów wyczerpywać je w czasie naszej mroźnej zimy (śmiech) A potem… Potem to już zaraz będzie wiosna i wsiadam na motor!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!