Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment mogą zająć miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W trzydziestym pierwszym odcinku przedstawiamy Artioma Trofimowa.
Artiom Trofimow, dziś wraz z Olegiem Michaiłowem stanowiący jeden z najlepszych juniorskich duetów Nice PLŻ, urodził się 18 stycznia 2000 roku i od urodzenia nieprzerwanie mieszka w Daugavpils. Jednak mimo że to miasto przesiąknięte żużlem, Łotysz zaczynał swoją sportową karierę od zupełnie innej dyscypliny. Jak wspomina sam zawodnik, w dzieciństwie uprawiał zapasy. Wtedy też po raz pierwszy ojciec, Konstantin, zaprowadził go na zawody żużlowe, ale te kompletnie nie porwały małego Artioma. Za to kilka lat później zafascynował go popularny na Łotwie motocross.
– Trzeba zauważyć, że ojciec Artioma za młodu był gorącym sympatykiem motocrossu, a przy okazji od dziecka znał się z Nikołajem Kokinem, mieszkali nawet w tej samej okolicy, wtedy wiosce pod Daugavpilsem, dziś dzielnicy miasta – opowiada o rodzinie Trofimowów Anatolij Zil, były wiceprezes Lokomotivu Daugavpils. – Artiom, podobnie jak jego ojciec, uprawiał motocross, a gdy pojawił się na swoim pierwszym treningu żużlowym, od razu pokazał swoje możliwości. Niby taki grzeczny i sympatyczny chłopiec, ale jaki charakterny! Od razu starał się jechać na pełnym gazie. Lecz te pierwsze próby żużlowe odbywały się równolegle z pełną triumfów karierą w motocrossie. Jako szesnastolatek chłopak miał już na koncie dwa tytuły mistrza Łotwy i jedno mistrzostwo Litwy w klasie 65cc.
Sam Artiom uzupełnia tę opowieść o detale: jak wspomina, ów pamiętny pierwszy trening odbył jako jedenastolatek, jesienią 2011 roku, z inicjatywy zawodników, z którymi wspólnie trenował na motocrossie w jego zimowym wariancie. – Na stadionie dostałem mały motocykl, i od razu odkręciłem manetkę na full, w końcu nie czułem wielkiej różnicy względem sprzętu, na którym jeździłem od pięciu lat. Tego samego dnia Wiaczesław Girucki pozwolił mi spróbować pojeździć na pięćsetce. Ale moja kariera na żużlu wcale nie zaczęła się od tego pierwszego treningu. Trenowałem na żużlu jeszcze przez rok, ale nie mogłem porzucić motocrossu, w którym miałem już osiągnięcia, dla sportu, w którym jeździ się w kółko. Codziennie jeździłem więc na treningi w jednej i drugiej dyscyplinie, co było bardzo trudne. Potem postanowiłem zostać mistrzem Litwy w motocrossie w kategorii 125cc, więc całkiem zapomniałem o żużlu. A kiedy już wywalczyłem upragniony tytuł, zaproponowałem tacie, że u szczytu formy zakończę karierę w motocrossie i oddam się żużlowi. Tak to się zaczęło – wyjaśnia Artiom. – Nie wiem, co mnie tak urzekło w żużlu. Oglądanie tego sportu jakoś mnie nie interesuje, ale kiedy jestem na torze, całą duszę oddaję temu jedynemu wyścigowi.
Ogromne doświadczenie w kontroli własnego ciała i obycie z motocyklem nie gwarantują jednak ani szalonej kariery w żużlu, ani nawet pewnego miejsca w składzie Lokomotivu. Treningi okazują się bardziej stresujące od samych zawodów, ponieważ to właśnie tam zapadają decyzje dotyczące składu na najbliższe mecze. W przypadku klubu dysponującego tak szeroką ławą zdolnych juniorów, nawet ci najlepsi nie mogą mieć pewności co do występu w ligowych zmaganiach. Jak jednak podkreśla zawodnik, jemu ten fakt nie przeszkadza. – Mogę powiedzieć, że w Lokomotivie panują surowe, niemal spartańskie zasady, ale to hartuje ducha – stwierdza i podpiera swoją opinię cytatem z Conora McGregora: – „Im bardziej dążysz do niewygody, tym większą wygodę w końcu poczujesz”.
Irlandzki mistrz MMA jest sportowym idolem Artioma Trofimowa, który podziwia w nim dążenie do spełniania marzeń i kontrowersyjność. Same mieszane sztuki walki również pociągają młodego Łotysza. – Podoba mi się ten rodzaj sztuk walki, ponieważ zawodnicy muszą umieć czuć swoje ciało. Jestem dość plastyczny, dlatego podobają mi się sporty i rozrywki, w których poznaję i uczę się kontrolować moje mięśnie. Takim sportem jest dla mnie na przykład parkour.
Panowanie nad ciałem jest ważne także w sporcie żużlowym, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak kontuzjogenna jest to dyscyplina. Artiom przekonał się o tym już w pierwszym roku swoich startów w lidze. 10 lipca 2016 roku zaledwie szesnastoletni junior miał stać się jednym z filarów Lokomotivu Daugavpils podczas wyjazdowego meczu w Rzeszowie. Łotysze przyjechali na Podkarpacie bez swoich kontuzjowanych liderów, Joonasa Kylmäkorpiego i Fredrika Lindgrena, i większość meczu jeździli łotewską młodzieżą. W swoim ostatnim biegu Artiom upadł jednak tak nieszczęśliwie, że wjechał w niego Maciej Kuciapa, i jedynie doświadczenie rzeszowskiego zawodnika pozwoliło uniknąć tragicznych konsekwencji. Skończyło się „tylko” na złamanej nodze Łotysza. Po półrocznej przerwie chłopak wrócił jednak na tor i to wcale nie w gorszej formie. – Jasne, żużel jest kontuzjogenny, ale przecież kiedy pada deszcz, nie czekamy, aż ustanie, tylko bierzemy parasol w dłoń i idziemy naprzód – stwierdza filozoficznie Artiom. – Z czasem nauczyłem się prawidłowo upadać, w odpowiednim momencie puszczać motocykl, żeby nie obijać się o niego podczas upadku. Zauważyłem, że wielu młodych zawodników za późno zeskakuje z motocykla albo i nie zeskakują w ogóle, co skutkuje poważnymi kontuzjami.
Łotysz dużo myśli o konsekwencjach upadków w żużlu. Najlepiej świadczy o tym jego odpowiedź na pytanie, co uważa za swój największy sportowy sukces. – Moim największym osiągnięciem jest to, że po każdym upadku wstaję i wracam do gry, i to z jeszcze większą motywacją. Mogę myśleć, że po którejś kontuzji w końcu pęknę, ale potem wsiadam na motocykl i pękają tylko nadzieje moich rywali.
Zupełnie inne podejście do kontuzji ma matka zawodnika. Pani Trofimowa była świadkiem wypadku syna podczas mistrzostw Łotwy w 2015 roku i od tamtej pory nie obserwuje na żywo zmagań Artioma. – To bardzo trudna i bolesna historia – przyznaje Zil, który również był w parku maszyn tamtego feralnego dnia. – To były pierwsze dorosłe zawody Artioma, wtedy też po raz pierwszy i ostatni w boksie zawodnika była jego mama. Już w drugiej serii startów Artiom upadł podczas pogoni za bardziej znanym rywalem. Nie pamiętam, z kim tak się ścigał, pamiętam tylko moment wypadku i to, jak jego mama ukryła twarz w dłoniach. Mnie samemu aż do teraz ciężko jest patrzeć na wyścigi naszej młodzieży.
Mimo tego traumatycznego wspomnienia Alona Trofimowa nadal wspiera syna w wyborze ścieżki kariery. Przywykła, że chłopak lubi sporty obarczone ryzykiem kontuzji. Ogromnym wsparciem, co podkreśla Zil, jest także ojciec młodego zawodnika. – Artiom i Konstantin Trofimowowie to najwspanialszy przykład współpracy, jaki widziałem w życiu – twierdzi wiceprezes Lokomotivu. – Nigdy wcześniej nie spotkałem takiego poświęcenia ojca dla syna i syna dla ojca. Zresztą, oboje rodzice Artioma wychowali wspaniałego chłopaka.
Młody Łotysz jest nie tylko perspektywicznym zawodnikiem. On już jest żużlowcem, na którym Lokomotiv może polegać. W minionym sezonie podciągnął swoją średnią do punktu i dwóch dziesiątych na bieg, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na osiemnastolatka. Brał też z powodzeniem udział w zawodach z cyklu Baltic Speedway League, a pod koniec września 2018 roku został indywidualnym wicemistrzem Łotwy, przegrywając w biegu dodatkowym z Jewgienijem Kostygowem, a plasując się przed kolegą z formacji juniorskiej, Olegiem Michaiłowem. Artiom Trofimow jest bardzo zżyty ze swoją drużyną i widać, że wynik zespołu w zmaganiach ligowych interesuje go bardziej niż liczba punktów przy własnym nazwisku. Jednak pytany o to, czy niezależnie od sytuacji wiąże swoją przyszłość wyłącznie z Lokomotivem, odpowiada bardzo pragmatycznie. – Tak jak w normalnej pracy na etacie człowiek szuka możliwości lepszego zarobku i zaprezentowania pełni możliwości, tak samo jest i w wyczynowym sporcie. To normalne, że żużlowcy zmieniają kluby, szukają nowych wyzwań i wyższych pensji. Mnie to na razie nie dotyczy, ponieważ do końca wieku juniorskiego mam podpisany kontrakt z Lokomotivem.
Co będzie potem? Młody Łotysz nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ chociaż Lokomotiv Daugavpils nie jest dopuszczany do polskiej Ekstraligi, ma inne atuty, przynajmniej zdaniem Artioma Trofimowa. – Lokomotiv mimo że jeździ w polskiej lidze, jest dla kibiców czymś w zupełnie innej rzeczywistości. Kiedy potykają się ze sobą dwa polskie kluby, to po prostu Polacy jadą z Polakami, i nie jest to taka zabawa, jak wtedy, kiedy swoi Polacy zmagają się z obcymi chłopakami z Łotwy, i to w dodatku dość szybkimi chłopakami. Dlatego też mamy swoich fanów i przeciwników, i w jednym i drugim przypadku wszyscy o nas mówią.
To trochę jak z idolem łotewskiego zawodnika… Zil mówi o młodym Trofimowie, że to perspektywiczny zawodnik, który nie ma może graniczącej z brawurą odwagi Andrzeja Lebiediewa czy nienagannego stylu jazdy Maksima Bogdanowa, ale na pewno zamiesza w świecie żużla. – A poza tym to naprawdę czarujący chłopak – dodaje wiceprezes Lokomotivu. Trudno się z tym nie zgodzić, biorąc pod uwagę, że powyższy tekst mógłby w całości składać się z cytatów z rozmowy z samym Artiomem, skrzących się humorem, świadczących o intelekcie i sporej dojrzałości emocjonalnej tego młodziutkiego wciąż zawodnika. I jeszcze o skłonności do kontrowersji w stylu McGregora, którą widać chociażby w uroczej skądinąd odpowiedzi na pytanie o rytuały przed startem. – Nie mam swoich rytuałów. Rytuały to przesądy, a przesądy są oznaką strachu. Ja chcę być gotowy do zawodów na sto procent i po prostu rozważyć wszystkie warianty ich przebiegu.
Kolejnym z zawodników przedstawianych przez nas będzie ktoś, w kim potencjał widzi Speedway Wanda Kraków. Będzie to ponownie jeden z młodych jeźdźców z Antypodów. O kogo chodzi? Dowiecie się już we wtorek o 20:00!
Od redakcji: Cykl „Młodzi i gniewni” jest publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki prezentowaliśmy na naszym portalu w święta.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!