Od ligowej porażki w Świętym Mieście drużyna truly.work Stali Gorzów rozpoczęła ligowy sezon 2019. W ekipie Stanisława Chomskiego były powody do radości jak np. postawa Andersa Thomsena, ale i do zmartwień.
Żużlowcy truly.work Stali Gorzów rozpoczęli spotkanie w Częstochowie bardzo nieudanie. Już po drugim biegu gospodarze objęli prowadzenie, które z każdym kolejnym startem powiększali. W efekcie podczas drugiej przerwy mieliśmy rezultat sześciopunktowy na korzyść biało-zielonych, a po kolejnej serii startów forBET Włókniarz prowadził już różnicą dziesięciu oczek. Przełamanie przyszło w biegu dwunastym, gdy Rafał Karczmarz niespodziewanie przywiózł za swoimi plecami Fredrika Lindgrena, a wraz z Krzysztofem Kasprzakiem odnieśli dla swojej drużyny drugie biegowe zwycięstwo. To dało mały impuls dla gości, którzy chcieli jeszcze ugrać choćby punkt pod Jasną Górą. Na niewiele zdała się jednak podwójna rezerwa taktyczna w biegu czternastym, w której to duet Bartosz Zmarzlik – Anders Thomsen wygrała pięć do jednego. W ostatnim biegu kropkę nad "i" postawił Leon Madsen.
– Niesamowity był dziś Leon Madsen, który obierał takie ścieżki, które go niosły, a nie powinny. Staraliśmy się robić widowisko i wydaje mi się, że nam się to udało. Ten tor dziś jednak nie nadawał się za bardzo do ścigania, liczył się głównie start i obranie szybko dobrej ścieżki bo inaczej było „pozamiatane”. Bartka (Zmarzlika) bardzo podrażniła podwójna porażka, Krzysiek (Kasprzak) nie trafił ze sprzętem i dobrze, że Anders (Thomsen) ważne punkty dorzucił. Wydawało się, że Szymon (Woźniak) też złapał dobre ustawienia i szkoda jego czwartego biegu i tego nieporozumienia z Pawłem Przedpełskim, gdzie wyszła taka „krzyżówka”, gdzie pociągnęło Pawła i Szymek wyhamował nieco przez co spadł na czwarte miejsce. Trochę punktów zostało potraconych i można gdybać, co by było gdyby… Jeśli jednak ostatni bieg decyduje o losach meczów to wszyscy powinni być zadowoleni o poziom widowiska – mówił po zawodach Stanisław Chomski.
Niezwykle nieudanie sezon ligowy zainaugurował Krzysztof Kasprzak, który zdobył ledwie cztery punkty pokonując Pawła Przedpełskiego oraz Jakuba Miśkowiaka i inkasując punkt po upadku Michała Gruchalskiego. Tyle samo oczek wywalczył Rafał Karczmarz, który po trzech nie ukrywając słabych wyścigach nagle "odpalił" i przywiózł za swoimi plecami jednego z liderów miejscowych. – Wszyscy nie byli do końca przełożeni i szukali. Widzieliśmy jak męczył się Krzysiek czy Rafał. Trzeba było „wzmacniać” sprzęt i pojechał jako rezerwa taktyczna za Mateusza Bartkowiaka, szykując się do biegu dwunastego. Po analizie tego swojego trzeciego wyścigu, gdzie wygrał start, ale popełnił błąd, szybko wyciągnął wnioski i wygrał indywidualnie bieg. Po fali krytyki, która spadła na niego po Memoriale Jancarza i sparingach udało mu się to wytrzymać, a potwierdził to tym, że przywiózł na wyjeździe za swoimi plecami Fredrika Lindgrena. Był to dla niego na pewno fajny „kop”, który mobilizuje dalej.
Przed rozpoczęciem meczu w Częstochowie chyba najwięksi optymiści nie przewidzieliby, iż liderem truly.work Stali w tym spotkaniu będzie debiutant i zarazem nowy nabytek z Nice 1. Ligi Żużlowej – Anders Thomsen. Duńczyk jednak przy ul. Olsztyńskiej radził sobie wybornie i zapisał przy swoim nazwisku trzynaście punktów z bonusem. Dodatkowo nie zainkasował żadnego zera, ani literki. – Liczyłem na Krzysztofa Kasprzaka, ale to jest moc zespołu, że gdy jednemu nie wychodzi to inny zawodnik go uzupełnia. Tutaj wszystkich, nawet i mnie pozytywnie zaskoczył Anders Thomsen. Zapewniał, że trening to trening, sparing to sparing, a liga to liga. I dziś to potwierdził.
Przyjemnie podczas meczu forBET Włókniarza z truly.work Stalą oglądało się w akcji duet Zmarzlik – Thomsen. Obaj, choć Polak znacznie częściej oglądali się na siebie tak regularnie, iż po biegu najlepszego zawodnika PGE Ekstraligi miała prawo boleć szyja. 23-letni żużlowiec zaprezentował idealnie jak powinno się jeździć parą. – Oni się rozumieją. Trzeba jechać blisko siebie i zamykać ścieżkę za połową toru. To tak wyglądało, że jeden drugiego wiezie w płot, ale Anders jechał bardzo pewnie bo czuł, że Bartosz zrobi to, co do niego należy. A wiemy, że Bartek potrafi jechać parą i nie zrobić krzywdy.
Piątkowy mecz w Świętym Mieście był jednym z najnudniejszych widowisk sportowych w ostatnich latach. Kibice przyzwyczajeni są do świetnego ścigania, a żużlowcy do możliwości napędzania się pod bandą. W piątek tego zabrakło o czym bardzo szybko przekonał się m.in. Bartosz Zmarzlik, który w siódmym biegu oglądał plecy Pawła Przedpełskiego. Po meczu dało się usłyszeć opinie, że ten tor był gorzowski, niż częstochowski. – Spodziewaliśmy się innego toru, bardziej zbliżonego do tego w ubiegłym roku. Patrząc jednak po czasach to był on inny i szybszy, bowiem czasy były lepsze o dwie sekundy. Być może po prostu Krzysiek (Kasprzak) nie znalazł dobrego sprzętu na ten mecz i za dużo szukał. Coś być może drgnęło pod koniec meczu, ale wpadł błąd jeździecki. Jest trochę podłamany, więc musimy go wesprzeć mentalnie i na pewno cztery punkty go nie satysfakcjonują. Nie dziwię się, że bierze on ciężar tego meczu na siebie, tym bardziej, że mecz przegrany.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!