Za nami pełna, czwarta kolejka rozgrywek PGE Ekstraligi w sezonie 2019. Tym razem aż trzykrotnie lepsi okazali się goście. Zapraszamy Państwa na drugie podsumowanie, które przygotował dla nas Maciej Markowski, reporter stacji Eleven Sports.
MRGARDEN GKM Grudziądz – Betard Sparta Wrocław 50:40
Wygrana grudziądzan pewnie mało kogo zaskoczyła, ale rozmiary tego zwycięstwa mogą już dziwić. Przyczyniła się do tego z pewnością kontuzja Macieja Janowskiego w połowie zawodów. W Sparcie wciąż trudno szukać pozytywów, poza wspomnianym Polakiem, Woffindenem i Drabikiem. W każdym meczu prędkość na trasie pokazuje Max Fricke, ale do doskonałych punktów musi dołożyć solidne wyjścia spod taśmy. Na dokładkę, Australijczyk został znokautowany w piętnastym biegu przez Patryka Rolnickiego. Ambicja poniosła juniora GKM-u, ale chociaż mógł zachować się nieco lepiej, bo swoją winę w tym wszystkim chyba nie do końca dostrzegł. Grudziądz mocno zaznacza swoją pozycję w PGE Ekstralidze i staje się realnym rywalem dla Betard Sparty i forBET Włókniarza w walce o play-off. Jeszcze parę punktów dorzucić musi Antonio Lindbäck i wtedy to może się powieść.
Speed Car Motor Lublin – Fogo Unia Leszno 40:50
Wszyscy, włącznie ze mną liczyli na wygraną lublinian. Oczywiście dla dobra dalszej części rozgrywek i samej ciekawości – „co będzie dalej?”. Przed sezonem, Motor pewnie wliczał tę domową porażkę z mistrzami Polski w kalkulacje i nie są oni jakoś szczególnie zaskoczeni. Chcieli podtrzymać niezłą passę, pójść za ciosem i znów pokazać się z dobrej strony, utrzeć nosa faworytowi, ale nie z Pawlickim, Kuberą i… Lidseyem te numery. Ten ostatni – nieopierzony jeszcze na torach ekstraligowych Australijczyk – czuł się jak u siebie, rozstawiał po kątach dużo lepszych rywali. W nim i właśnie w Kuberze widzę takich ojców sukcesu Fogo Unii w Lublinie. U miejscowych – wciąż „klops” mają z Jonssonem i Lambertem. W Częstochowie dowieźli łącznie pięć punktów. Na własnym torze również pięć. Nie może tak być, że szarpiący, walczący Miesiąc zrobi robotę za wszystkich. Paweł dobrze zaprezentował się po raz pierwszy w roli prowadzącego parę. Po swoim zerze w trzecim starcie mocno wkurzony zjechał z toru i od razu zaczął rozbierać oba motocykle. Gaźnik, filtry, koła, łańcuchy, zębatki poszły w ruch. Dało to później efekt. Liderem lublinian wciąż jest Mikkel Michelsen. On się w tym sezonie praktycznie nie myli. Słaby miał tylko pierwszy i ostatni start. Cztery środkowe – perfekt. Wciąż dużo na dystansie traci Wiktor Lampart, ale nie oczekujmy od niego cudów. Chłopak nadal się uczy, jest pokorny i potrzebuje jeszcze trochę czasu, by złapać rytm najlepszej ligi świata.
Get Well Toruń – forBET Włókniarz Częstochowa 39:51
Wygrana gości ani trochę mnie nie zaskoczyła. Tak samo, jak w przypadku meczu w Grudziądzu – rozmiary tego zwycięstwa już tak i to bardzo. Celowałem w plus cztery, może plus sześć dla częstochowian. Ci zaś dobitnie wykorzystali brak Jasona Doyle’a i dobili rywala. To już trzeci gwóźdź do trumny torunian, a w przyszłą niedzielę i 19 maja mogą być te gwoździe numer: cztery i pięć. Po stronie gospodarzy tak naprawdę nie zawiedli tylko… bracia Holderowie. Całkiem niezła przemiana nastąpiła u Jacka, a fenomenalnie pojechał Chris. Totalnie na opak jechał Rune Holta, a Niels Kristian Iversen cztery (!) razy przegrał 1:5. Na próbie toru zatarł mu się najlepszy silnik. Może w tym cały sęk. Lwy spod Jasnej Góry w każdym aspekcie górowali nad Aniołami, każdy z żużlowców zrobił swoją robotę na 5+. Gromkie brawa dla pary juniorskiej Gruchalski – Miśkowiak. Początek sezonu nie był dla nich zbyt dobry, ale ostatnie dwa mecze to już pokaz siły.
truly.work Stal Gorzów – Stelmet Falubaz Zielona Góra 41:49
Lewa strona programu zawodów 28:20 dla gorzowian, druga natomiast 29:13 dla zielonogórzan. Ciężki nokaut zafundowali goście rywalom zza miedzy w biegach 9-14. Do dobrej dyspozycji wraca już Krzysztof Kasprzak, lecz dwa ostatnie biegi to jego totalna katastrofa. Może to znów przez temperaturę, która dość drastycznie spadła w pewnej części zawodów. Sam Kasprzak mówił ostatnio, że jego silniki przy niskiej temperaturze po prostu nie jadą tak, jakby on sam chciał. Bartosz Zmarzlik, zdobył 12 punktów z bonusem. Ktoś powie, „Bartek, u siebie tak słabo?”. Przecież to nie robot, nie maszyna, jemu też przydarzać się mogą wpadki, a do Gorzowa nie przyjechali „Stasiek z Ryśkiem”, tylko twardzi zawodnicy z Zielonej Góry. Ci byli tego dnia niemal nie do zatrzymania. Fantastycznie patrzyło się na współpracę Dudek-Protasiewicz. Po każdym i przed każdym biegiem konsultacje, rozmowy, wymiana zdań i uwag. O to właśnie ciągle chodzi w sporcie drużynowym. Podczas meczu nie chciałem być w skórze mechaników Nickiego Pedersena. Co prawda, są oni odporni na stres i krzyki Duńczyka, bo ten zaraz znalazł receptę na gorzowski tor, ale ile się tego nasłuchają, to tylko się przeżegnać.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!