Lokomotiv Daugavpils w minioną niedzielę przegrał drugi z rzędu mecz na własnym torze. Wiadomo, że w łotewskiej drużynie źle się dzieje. Winne są roszady personalne, atmosfera, a może tor, o którym już ostatnio miejscowi zawodnicy mówili "zagadkowy", "jak na wyjeździe"?
– Nie wiem, co mówić w takiej sytuacji – przyznawał po meczu Nikołaj Kokin. – Drużyna nam się sypie, drużyna nic nie jedzie, a ja nie wiem, w czym tkwi przyczyna. Jasne, można się usprawiedliwiać tym, że nie do końca zdrowy Timo Lahti nie przywiózł tylu punktów co zwykle, a do tego odnowił sobie kontuzję. Zdarza się. Taki jest żużel. Z początku Timo wybierał się nawet do szpitala na prześwietlenie, ale ostatecznie zdecydował, że o swoje zdrowie zadba w domu.
– Co jednak dzieje się z resztą? Tego już nie rozumiem. Po tym meczu Wadim Tarasienko ostatecznie stracił miejsce w składzie na domowe mecze. Na wyjeździe sobie radzi, będziemy go brać, ale u nas zamiast niego w składzie będzie ktoś z juniorów. Przegraliśmy wszystko, co tylko się dało. Po ostatnich meczach była masa pretensji do toru. Teraz, mogę powiedzieć, żużlowcy sami pod siebie zrobili tor. Tutaj kazali dosypać, tam odgarnąć, gdzie indziej więcej polać. Zrobiłem, co chcieli. I co z tego? Gdzie są wyniki? – retorycznie spytał Kokin.
– Do juniorów niby trudno mieć pretensje pod względem liczby punktów, ale u siebie mogliby objeżdżać nie tylko młodzieżowców gości. Tego zabrakło. Znacząco spadła forma Andrzeja Lebiediewa. Czy tak powinna wyglądać jazda zawodnika, który poważnie myśli o Ekstralidze? Możliwe, że w podświadomości żużlowców siedzi niejasna sytuacja finansowa klubu, ale jeśli nie jeżdżą tak, jak powinni, to czy za milion pojechaliby inaczej? Śmiem wątpić. Sytuacja jest niewesoła, musimy pomyśleć, jak uratować ligę – stwierdził na koniec trener gospodarzy.
W zupełnie innych tonach, co zrozumiałe, wypowiadał się Rafael Wojciechowski, menedżer triumfującego na torze w Daugavpils Startu Gniezno. – Bardzo nas cieszy ten wynik, ale oczywiście nie spodziewam się łatwego rewanżu. Dobrze znam zespół Lokomotivu i wiem, że zawsze nieźle sobie radzi w Gnieźnie. Mamy podobne tory, a to oznacza, że i z ustawieniami zawodnicy z Łotwy nie powinni mieć problemu. Widać, że ta drużyna przeżywa problemy, paru zawodników straciło formę, ale nie zamierzamy ich za tydzień lekceważyć – komentował na gorąco Wojciechowski. – Z postawy mojego zespołu jestem zadowolony. Nieco gorzej wystąpili dziś juniorzy, ale reszta nadrobiła to, co oni stracili. Z początku stawialiśmy przed sobą zadanie wygrywania indywidualnie jak największej liczby wyścigów. To udało się przekuć w sukces całej drużyny. Sądzę, że ten wynik to niezła zaliczka przed rewanżem. Teraz trzeba, żeby podleczył biodro Mirosław Jabłoński i wszystko będzie w porządku.
Podobnymi odczuciami co do wyniku spotkania oraz sytuacji rywala podzielił się Oskar Fajfer, który zdecydowanie liderował Startowi pod nieobecność na torze Jabłońskiego (15+1 w sześciu startach). – Biorąc pod uwagę, co tu się dziś działo, jestem zadowolony. Zużyliśmy dzisiaj trochę sprzętu, i ludzi w sumie też. I w takiej sytuacji wygrywamy podwójnie w ostatnim biegu i wywozimy dwa punkty z trudnego terenu. Jak tu się nie cieszyć? Lokomotiv to silny zespół, ale widać, że teraz mają drobny kryzys. Nie zamierzamy się rozluźniać, z pełną powagą podejdziemy do rewanżu.
Z kolei większość zawodników z Lokomotivu Daugavpils nie paliła się do rozmów. Wyjątkiem był Artiom Trofimow, który przyjechał na stadion na kilka godzin przed meczem, wracając z kwalifikacji IMŚJ w Pardubicach. Łotewski junior mimo niezłego osobistego dorobku (4+2 w czterech startach) był przybity przegraną drużyny. – Nie rozumiem nie tylko tego, co się dzieje z naszą ekipą, ale też tego, co dzieje się ze mną. Po ostatnich meczach było sporo narzekania na tor, a z kolei dzisiejszego toru ja nie mogłem rozgryźć. Niby robili ten tor wczoraj i trenowali tutaj ci, co mogli. Niektórzy uważali, że nawierzchnia jest bardzo dobra. Ale mnie nie było w Daugavpils od dwóch tygodni. Kiedy wróciłem z Pardubic i wyszedłem na tor, zupełnie nie zrozumiałem, jakich tu trzeba ustawień. W Pardubicach od razu wiedziałem, jak jechać, jak przygotować motocykl, a tutaj nawet nie zbliżyłem się do sensownych ustawień. Miotałem się jak na tonącym statku, z jednej skrajności ustawień w drugą. Nie mogłem jak człowiek wyjść z łuku. Nie wiem, czy to jakaś czarna magia, czy co? Rozumiem Wadima Tarasienkę, ja też w Polsce jadę lepiej niż u siebie. Będę testować trzeci silnik, coś trzeba robić, w końcu nie chcemy spaść do drugiej ligi.
Już w najbliższą niedzielę Start Gniezno zmierzy się z Lokomotivem Daugavpils na stadionie przy ulicy Wrzesińskiej w pierwszej kolejce rundy rewanżowej. Ciekawe, jakie nastroje będą panować w obu obozach po tym meczu.
Źródło: grani.lv
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!