Marek Cieślak w swoim ligowym składzie ma trzech zawodników z cyklu FIM Speedway Grand Prix oraz dwójkę krajowych jeźdźców, której dane było zdobywać medale mistrzostw świata i Europy. Lecz w Zielonej Górze to nie oni wiedli prym.
W ubiegłym sezonie ekipa częstochowskiego forBET Włókniarza zajechała bardzo wysoko, bowiem otarła się o medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Duża zasługa była w tym m.in. juniora i zarazem wychowanka klubu spod znaku Lwa – Michała Gruchalskiego, który w wielu spotkaniach pokazywał pazur i udowadniał, że ma spory potencjał, który potrafi wykorzystać i przywozić za swoimi plecami gwiazdy światowego formatu.
Sezon zakończył ze średnią biegową 1,185, co dawało mu czterdzieste trzecie miejsce – m.in. przed Jacobem Thorssellem, Arturem Mroczką czy Tobiaszem Musielakiem. Nic więc dziwnego, że z kolejnym sezonem wiązano z nim spore nadzieje. Tym bardziej, że ten rok to dla niego ostatni startów w gronie młodzieżowców. Wielu zakładało, że będzie on dokładał cenne punkty jako to ważne ogniwo U21, lecz pierwsza faza sezonu ligowego była dla Gruchalskiego niczym sinusoida. Potrafił przywieźć ledwie punkt w Grudziądzu, by następnie u siebie ze Speed Car Motorem oraz na wyjeździe w Toruniu zapisywać przy swoim nazwisku dwukrotnie po sześć punktów. I znów przytrafiały mu się mecze jak te dwa ostatnie na własnym torze, gdzie zdobywał tylko po jednym punkcie.
Widać było, że to nie do końca jest ten Gruchalski, który cieszył się swoją jazdą. Dało się zauważyć u niego coraz większy stres i nieco chaotyczną jazdę. Wielu zastanawiało się, czy problem tkwi w sprzęcie czy może jednak w psychice. Wszyscy czekali na to przełamanie, które miałoby mu dodać wiatru w żagle i pchnąć dalej. Takie mecze najczęściej przychodzą znienacka i tak też było w przypadku 21-letniego juniora rodem spod Jasnej Góry.
Gruchalski wraz z ekipą forBET Włókniarza pojechał w niedzielę do Zielonej Góry, gdzie tylko najwierniejsi wierzyli w ligowe zwycięstwo. Tymczasem od początku liderem biało-zielonych był Michał Gruchalski, który wpierw wygrał bieg młodzieżowy, a następnie w parze z Matejem Žagarem ograł podwójnie Martina Vaculika. A przy W69 to nie jest taka łatwa sztuka. „Misiek” wlał ogromne nadzieje w serca wszystkich, którzy trzymali tego wieczoru kciuki za Włókniarz, ale widać było, że ten tor strasznie mu pasuje – zarówno ze startu jak i na dystansie.
W trzech kolejnych wyścigach dopisał do swojego dorobku jeszcze jedynkę, trójkę oraz dwójkę, a jego plecy oglądać musiał m.in. Piotr Protasiewicz. Ktoś powie, że kilka punktów zdobył „bo musiał” i może tak było, ale jednak kto widział mecz na żywo, zauważył niesamowicie ambitną postawę Gruchalskiego, któremu po prostu ta dwucyfrówka się należała, tak jak w tytule – woda rybie.
Wiadome jest, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, a jutro jest nowy dzień i nowe rozdanie. Jednak ten udany występ Gruchalskiego był mu niesamowicie niezbędny do tego, aby się przełamać. Już w niedzielę (9 czerwca) stanie przed szansą, by także przed swoją publicznością móc pojechać na miarę swoich możliwości, by móc wjechać na metę z ręką uniesioną ku górze lub też kiwając głową w stylu Rafała Szombierskiego.
To także dobry prognostyk na przyszłość. Skuteczna jazda Gruchalskiego zaowocuje najpewniej przedłużeniem z nim kontraktu na dwa kolejne sezony, bowiem będzie on idealną opcją dla trenera w kontekście numerów 8 oraz 16, które są przeznaczone dla rajdera do lat 23. A on sam dodatkowo będzie mógł ścigać się w ramach instytucji gościa w niższej lidze, tak jak czyni to obecnie Damian Dróżdż. Więc… wilk będzie syty i owca cała.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!