W poprzednich meczach ligowych z wyraźnymi problemami sprzętowymi zmagał się Artur Czaja. Jeden z filarów tarnowskiej Unii zapowiadał gruntowne przeglądy i przed meczem z PGG ROW-em Rybnik przyniosło to efekty. Jak się jednak okazuje, w meczu, wygranym przez „Jaskółki” 51:39, według zawodnika daleko było jeszcze do ideału.
Gdy po pojedynku w Łodzi, w którym nasz rozmówca wywalczył 3 punkty z bonusem, zapowiadał on, że w potyczce z Rybnikiem liczy na zdobycz zbliżoną do 10 punktów, internetowi „eksperci” prześmiewczo do tego podchodzili. Sam zainteresowany niemal osiągnął zakładany plan. Do niego brakło niewiele, ponieważ ostatecznie zapisał on przy swoim nazwisku 8 „oczek” z bonusem. W dwóch pierwszych biegach był rewelacyjnie szybki, pewne problemy z jednostką zaczęły się w drugiej części spotkania. – Jestem zadowolony z tych pierwszych dwóch biegów. Później znowu coś się „podziało” i mój motor stracił moc. Dokonałem różnych zmian i nic to po prostu nie dało. Przed nami jeszcze dużo pracy. Było widać, że w pierwszych biegach byłem naprawdę mega szybki, bo wygrywałem z dużymi przewagami. W trzecim wyścigu coś się jednak stało. Po prostu mój motor „stracił życie” – mówił, po wygranym pojedynku z „Rekinami”, Artur Czaja.
W ubiegłym tygodniu zawodnik oddał sprzęt do serwisu, początkowo planując rezygnację z meczu w Szwecji. Ostatecznie do Kraju Trzech Koron się udał, a jednostki znalazły się u specjalisty. Jak się okazuje, w meczu z rywalami ze Śląska Czai ponownie sporo pomógł Jacek Rempała. – W zeszłym tygodniu Szwecji nie odpuściłem, musiałem tam pojechać. Motory były jednak w serwisie. Pomógł mi też Pan Jacek Rempała, te dwie trójki przywiozłem na jego sprzęcie. Później niestety one – jak wspominałem – „straciły życie”. Robiliśmy zmiany i nic to nie dawało. Na pewno po meczu trzeba było szybko wyjąć silniki z ram i znowu szły do sprawdzenia, bo nie może tak być – podkreślił.
Lekarstwem na „sprzętowe” bolączki będzie znalezienie przyczyny, z powodu której motocykl nie zachowywał się cały czas tak samo. – Musimy sprawdzić, co się z tym sprzętem stało, że nie dało się na tym po prostu ujechać. W pierwszych biegach było naprawdę mega dobrze. Nie może tak być, bo to jest aż dziwne, że na początku wszystko mi pasuje i jest super. Wygrywałem i to z niemałą przewagą. Można powiedzieć, że w pierwszych dwóch wyścigach bawiłem się, a w pozostałych była to już męczarnia – ponownie zaznaczył.
W czternastym biegu nasz rozmówca zapoznał się w pierwszym łuku z nawierzchnią toru, po sytuacji, w której uczestniczył również Troy Batchelor. Na szczęście nie niosło to za sobą poważniejszych konsekwencji. – Po upadku czuję się dobrze. Mam tylko trochę obdartą rękę. Tam było po prostu ciasno. Może nie było tego widać, ale Troy był z przodu, złożył się i po prostu zabrał mi przednie koło. Ono zostało podcięte i tyle. Wszystko później było normalnie i dobrze.
Teraz przed podopiecznymi Tomasza Proszowskiego wyjazdowe spotkanie z Car Gwarant Startem Gniezno. W pierwszym pojedynku Unia wygrała zaledwie dwoma punktami, wiec o jakąkolwiek zdobycz będzie ciężko. Tor w dawnej stolicy Polaków również jest twardy, jednak trudno spodziewać się, aby na nim zastosowanie znalazły tarnowskie ustawienia. Dodatkowo motywacją gospodarzy będzie walka o udział w fazie play-off, zapowiada się zatem trudna przeprawa. – W Gnieźnie chyba trzeba będzie stosować wszystko nowe, jeśli chodzi o ustawienia. Znam ten tor, jeździłem nawet na nim raz w tym roku, w Mistrzostwach Par Nice 1. Ligi Żużlowej. Jest on mega specyficzny. Zawsze chcę pojechać jak najlepiej i tak będzie też w sobotę w Gnieźnie. To, że mi czasami nie wychodzi – raz lepiej, innym razem gorzej – to nigdy nie znaczy, że nie chcę dobrze wystartować. Zawsze staram się jechać na maksa, ale nie zawsze to się udaje – zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Artur Czaja.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!