W niedzielny wieczór, na stadionie im. Alfreda Smoczyka, najszczęśliwszym zawodnikiem był Janusz Kołodziej. To właśnie on wygrał finałowy wyścig o Indywidualne Mistrzostwo Polski, tym samym zdobywając swój czwarty w karierze tytuł najlepszego zawodnika w kraju.
Szczęśliwy zwycięzca, chwilę po końcowej dekoracji, zwrócił uwagę na dość szczególny fakt, dotyczący obsady decydującego starcia, w której oprócz niego znaleźli się jeszcze Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Piotr Pawlicki. – W tym finale mieliśmy powtórkę, bo jechał w nim ten sam skład, co w zeszłym roku. Tym razem udało mi się poukładać po swojej myśli ten bieg. W efekcie tego, to ja mogę świętować zdobycie tytułu Indywidualnego Mistrza Polski – skomentował krótko, Janusz Kołodziej.
Jemu przypadło „niewdzięczne” czwarte pole, którego nikt wcześniej nie wybrał. Ale właśnie to chyba poniekąd uśpiło czujność rywali, co perfekcyjnie wykorzystał nasz rozmówca. – Nie myślałem zbytnio o tym. To był ostatni bieg, nie miałem tak naprawdę wyboru pola. Jechałem swoje. To wszystko się samo układa. Myśląc o tym, możemy sobie tylko przeszkodzić – dodał.
Czwarty tytuł Indywidualnego Mistrza Polski, jest jednocześnie dla Kołodzieja pierwszym, wywalczonym w Lesznie. Na tym torze od lat idzie mu świetnie, jednak jeszcze tego wyjątkowego trofeum nie wywalczył właśnie na „Smoku”. – Nigdy nie byłem jakoś super najlepszy na tym torze w Lesznie. Lubię na nim po prostu jeździć. Teraz ułożyło się to tak, że akurat miałem czwarte pole, a pozostali jechali z „wąskich”. Wiadomo, że na wyjściu z łuku musieli oni przejechać przez te wszystkie twarde miejsca. Ja byłem wówczas już akurat napędzony po zewnętrznej. Miałem to przyspieszenie. Po prostu mi się udało. Bartek nie zamknął mnie do końca, przecisnąłem się i mogłem skupić się tylko na tym, żeby bronić tego pierwszego miejsca – podkreślił.
Przed samą dekoracją wychowanek Unii Tarnów wspomniał, że w kilku ostatnich występach nie szło mu za dobrze. Ten niedzielny zapamięta jednak na długo, ponieważ zakończył się on najlepszym z możliwych scenariuszy. – Tak to jest w życiu. Ja też chciałbym jechać najlepiej, jak się da, to jednak czasami nie wychodzi w ten sposób. Czasami życie to taka fala – raz na wozie raz pod wozem. Ważne, żeby się tylko nie dołować i nie przejmować. Dwie ostatnie imprezy totalnie mi nie wyszły, co było całkowicie moją winą, a w tym finale wszystko się poukładało. Nie wiem, co powiedzieć, żeby to wytłumaczyć. Nie jestem może perfekcjonistą i takim zawodnikiem, który wszędzie jedzie idealnie. Wtedy byłbym może już mistrzem świata, a nim jednak nie jestem. Są tory i momenty, w których czuję się jak ryba w wodzie, ale są też takie, gdy można powiedzieć po prostu, że jeżdżę jak szkółkowicz. Niestety tak to trochę bywa. Mam również po prostu jakieś swoje ograniczenia – ocenił się obiektywnie.
Być może niedzielny występ będzie dobrym impulsem, który przełoży się na wyniki Kołodzieja również w cyklu Speedway Grand Prix. Poza występem w Pradze, gdzie wygrał, w pozostałych trzech nie meldował się w półfinałach, a ostatnią rundę w Hallstavik zakończył z dorobkiem 4 punktów. Następną odsłonę zaplanowano już na 3 sierpnia we Wrocławiu, na torze który już dobrze zna. – To Grand Prix w moim wykonaniu to faktycznie taka wyraźna karuzela. Przed turniejem we Wrocławiu moje nastawienie będzie jednak takie samo, jak przed każdą inną rundą. Cały czas muszę trzymać gaz i jechać do przodu, a życie pokaże, co mi to przyniesie.
Zawodnik Fogo Unii Leszno lepiej radzi sobie na torach w kraju, niż za granicą. Skąd się to bierze i czy to aż taki mankament? – Co, ja jednak mogę zrobić, jeśli dobrze mi idzie w kraju (uśmiech)? Są po prostu tory, na których dobrze nie jadę. Taka jest prawda i nie ma tego, co ukrywać. Wyjściem jest tylko koniec kariery, albo jazda. Teraz jeszcze jednak udaje się wygrywać, więc chyba nie ma sensu na razie tego kończyć – podkreślił na koniec, czterokrotny Indywidualny Mistrz Polski, Janusz Kołodziej.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!