W niedzielę Maciej Janowski po raz piąty stawał na podium Indywidualnych Mistrzostw Polski. Wszystkie medale zdobył w ciągu ostatnich siedmiu sezonów, a w Lesznie na szyi założył brązowy krążek, ustępując miejsce w finale Januszowi Kołodziejowi oraz Bartoszowi Zmarzlikowi.
Ten medal jest trzecim w tym kolorze, jaki zakładał na szyi – wcześniej miało to miejsce w roku 2013 w Tarnowie oraz w 2016 również w Lesznie. W tym samym miejscu wywalczył on srebro przed rokiem, a Indywidualnym Mistrzem Polski został w Gorzowie w sezonie 2015. Po drugim miejscu w serii zasadniczej z pewnością liczył on na powtórzenie tego sukcesu w biegu finałowym. Tym razem jednak się nie udało. – Oczywiście chrapka na złoto była. Jeżeli znajduje się już ktoś w finale, to ten apetyt bardzo mocno rośnie. Każdy chciał wygrać, ja również, ale w tym wyścigu najlepszy był Janusz. Składam mu ogromne gratulacje – mówił po niedzielnej dekoracji Maciej Janowski.
Po 20 biegach bezpośredni awans do wielkiego finału uzyskał właśnie „Magic” razem z bezbłędnym Bartoszem Zmarzlikiem. To jednak nie miało już aż takiego znaczenia, gdy zwycięzcą zostać mógł Janusz Kołodziej, który o finał walczył w biegu barażowym. – Bartek w części zasadniczej był praktycznie nie do ugryzienia. Widać jednak, że finał rządzi się własnymi prawami. Wówczas te pola startowe przestały mieć tak duże znaczenie. Do tego dochodziły jeszcze większe nerwy. Czuć wtedy wagę tego biegu, choć to jest po prostu taka pozytywna adrenalina – dodał.
Kolejny finał w Lesznie (trzeci w ciągu ostatnich czterech lat) i następny medal na szyi Janowskiego. Ponownie jednak nie udało się zdobyć krążka z najcenniejszego kruszcu. Czy pozostaje niedosyt? – Złoto teraz podobno słabo stoi, dlatego chrzanić je (śmiech). Za każdym razem, gdy wchodzi się do finału, to chce się wygrać. To może się zawsze udać jednak tylko jednej osobie. Wydaje mi się też, że trochę za bardzo skupiłem się na tym, żeby dobrze wystartować i gdzieś szukać wygranej właśnie ze startu. Wcześniej bardzo chodziło mi po głowie czwarte pole. Wiedziałem, że Bartek jest bardzo szybki ze startu i będzie mi ciężko go zamknąć. Ale, jak to często bywa, człowiek jest mądry po wszystkim. Były to fajne zawody. Ja się cieszę, bo dobrze się czułem na tym torze ze startu i po trasie. Jak już mówiłem – był finał, fajnie, że jest medal, ale gdzieś tam ten mały niedosyt na pewno jest.
Wychowanek klubu z Wrocławia opuścił kilka tygodni z powodu kontuzji, której nabawił się podczas ligowego meczu w Grudziądzu. Nieobecność podczas inauguracji Speedway Grand Prix w Warszawie oraz słabszy początek, spowodowały, iż do czołówki strata dosyć szybko urosła. Dzięki dobremu występowi w szwedzkim Hallstavik, gdzie zajął trzecie miejsce, odrobił on już jednak część strat. Kolejna odsłona tej prestiżowej serii zaplanowana jest na 3 sierpnia we Wrocławiu i tam również jest szansa na dobry rezultat, a czołowa ósemka jest już „w zasięgu wzroku”. – Zdecydowanie, na wszystko jest jeszcze szansa. Do końca zostało kilka rund, wiec wierzę w to, że jestem w stanie odrobić te punkty – zakończył krótko, brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Polski 2019, Maciej Janowski.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!