Po pierwszym finale PGE Ekstraligi, pomiędzy Betard Spartą Wrocław, a Fogo Unią Leszno, „cichym bohaterem” w zespole gości można chyba nazwać Dominika Kuberę. Młodzieżowiec „Byków” na tor na Stadionie Olimpijskim wyjeżdżał pięciokrotnie, zapisując przy swoim nazwisku 8 punktów z bonusem.
Tym samym w żadnym ze swoich wyścigów nie przyjechał on na ostatnim miejscu, a jego wkład w dorobek drużyny miał znaczący wpływ na końcowe zwycięstwo w stosunku 47:43. – Udało mi się pojechać fajne zawody. Super wychodziłem ze startu, a później na trasie może nie było rewelacyjnie, ale też dowoziłem bardzo cenne punkty. Nie przegrywaliśmy biegów, tylko jechaliśmy zawsze albo na remis, albo do przodu – mówił o swoim występie w pierwszym starciu finałowym, Dominik Kubera.
W ostatnim spotkaniu rundy zasadniczej, zespół Fogo Unii Leszno rozbił na wyjeździe ekipę Betard Sparty Wrocław 55:35. Niemal pewnym było, że nie uda się zbliżyć do podobnego rezultatu, a w tamtym pojedynku nasz rozmówca zdobył 3 punkty z bonusem w trzech startach. Tym razem pojawiał się na torze pięciokrotnie, w dwóch biegach zastępując Brady’ego Kurtza. Ze swojego zadania wywiązał się on z pewnością odpowiednio. – Myślę, że wszystko udało się zrobić bardzo dobrze. Świetnie również w tym meczu startowałem, więc myślę, że były to niezłe zawody w moim wykonaniu. Może nie było perfekcyjnie, ale po prostu dobrze – dodał.
Przed zawodami pojawiły się głosy o tym, że tor przygotowany przez gospodarzy był nieregulaminowy. Osoby funkcyjne zarządziły jego kosmetykę i ostatecznie udało się go doprowadzić do przyzwoitego stanu. Nie występowały na nim zatem trudniejsze miejsca, choć pojawiały się drobne nierówności. – Tor przed zawodami wyglądał naprawdę źle i myślę, że komisarz toru i sędzia stwierdzili to jednogłośnie. Przed zawodami mocno pracowali nad tym, żeby go poprawić i udało im się to zrobić. Myślę, że później nie było jakichś mocnych niespodzianek. W „krawężniczku” jedynie tylko wycinały się delikatne „koleinki”, ale to jest wiadome i dzieje się na każdym torze. Gdy więcej razy przejedzie się w danym miejscu, muszą się one wytwarzać, więc to było po prostu normalne – zauważył.
Wiemy, że Fogo Unia Leszno nie straciła w tym sezonie na własnym obiekcie ani jednego ligowego punktu. Czy zatem po skromnej zaliczce, uzyskanej na wyjeździe, można mówić o tym, że „Byki” są już jedną nogą na najwyższym stopniu podium Drużynowych Mistrzostw Polski? – Nieprawda. Nie mówiłbym o tym i nie myślałbym nawet w taki sposób. Widzieliśmy coś podobnego na przykładzie ostatniego półfinału ligi szwedzkiej w Vetlandzie. Moja drużyna nie wygrała meczu u siebie w całym sezonie mniej, niż 50:40. Wygraliśmy wszystkie spotkania i najmniejsza przewaga była właśnie taka. W meczu półfinałowym natomiast przegraliśmy u siebie (ze Smederną Eskilstuna 44:45 – przyp. red.), co było po prostu niemożliwe i wyglądało to jak katastrofa, a jednak coś się stało – przypomniał, hamując hurraoptymistyczne prognozy.
W przypadku obrony przewagi, wypracowanej we Wrocławiu, zespół z Leszna może zdobyć tytuł najlepszej drużyny w kraju trzeci rok z rzędu. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w latach 1993-1995 i dokonali tego właśnie aktualni finałowi rywale z Wrocławia. Na ten temat również nie chciał się rozwodzić młodzieżowiec „Byków”. – Ja myślę, że nie ma co do przodu mówić, ani planować. Będzie, jak będzie i tyle – uciął krótko, kończąc rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Dominik Kubera.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!