Częstochowa. 2019 rok. Ekipa forBET Włókniarza Częstochowa podejmuje u siebie walczący o utrzymanie zespół Get Well Toruń, w barwach którego zjawia się przy ul. Olsztyńskiej Rune Holta - postać tak mocno uwielbiana, co przez część kibiców znienawidzona pod Jasną Górą.
Słowa, które padły z jego ust w parku maszyn, kiedy kończyliśmy wywiad, gdzieś utkwiły mi w pamięci jak się okazało – miały w sobie coś proroczego.
Holta nie dał rady utrzymać toruńskie Anioły w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zadanie miał o tyle trudne, że kontuzja, że wypadnięcie ze składu, że brak zaufania, ale kiedy wreszcie dostał szansę, to wykreował się na lidera drużyny. Trzeba jednak dodać, że poprzeczki nie miał wysoko zawieszonej, bo reszta ekipy, może poza Jasonem Doylem, prezentowała się nad wyraz mizernie.
Holcie nigdy jednak nie można było odmówić waleczności na torze. I może wielu kibiców mieć mu za złe, że często zmienia kluby, że nie jest człowiekiem słownym – i tutaj przypominają się wypowiedzi Norwega z polskim paszportem przed sezonem 2017, kiedy Włókniarz wracał do PGE Ekstraligi i pochwalił się zakontraktowaniem ówczesnego 44-latka. Ten rzekł iż podążył za głosem serca i wraca do domu. Faktycznie wrócił, posprzątał w swoim pokoju (za co można uznać spokojne utrzymanie się z Włókniarzem) i powiedział mamie – "wychodzę, ale kiedyś jeszcze tu wrócę". Mama tak samo tęskniła i płakała, co była wściekła na swojego syna, że ten tak nagle, tak bez zapowiedzi opuścił domowe pielesze. Na torze, gdy zakładał kask, potrafił jednak działać cuda ku euforii kibiców.
Jego odejście z Częstochowy podziałało niczym płachta na byka – mowa o kibicach biało-zielonych, którzy nie mogli pogodzić się nie tylko z odejściem swojego ulubieńca, który miał przecież mieć swoją ławeczkę w częstochowskich alejach – ale nie mogli pogodzić się także z tym, że odszedł do Torunia. Gród Kopernika to ośrodek żużlowy – eufemizm – nie do końca lubiany pod Jasną Górą.
Jego rozstanie się z Włókniarzem nie odbyło się w wesołej atmosferze, a kontrakt z dzisiejszym Apatorem dolał jedynie oliwy do ognia. Nie może zatem dziwić reakcja niektórych kibiców, którzy wygwizdali go zjawiającego się w Częstochowie w barwach Get Well w 2018 roku. Rune to rozumiał. Gorzej było w rewanżu. Wówczas część "kibiców" nie wytrzymała i zaczęła po meczu rzucać w Norwega butelkami. Ten w końcu nie wytrzymał. Pamiętam, bo powiedział mi to prosto w oczy. – Oczekuję większego szacunku od kibiców Włókniarza. Coś dla tego klubu zrobiłem, wywalczyłem. Chciałbym, żeby fani zapamiętali te dobre chwile, które razem przeżywaliśmy – skwitował.
A było tego sporo. Począwszy od medali Drużynowych Mistrzostw Polski, z tym najważniejszym, bo złotym w 2003 roku, a skończywszy na pamiętnych barażach w 2010 roku, kiedy w Bydgoszczy, niemal w pojedynkę, poobijany po upadku, zapewnił utrzymanie Włókniarzowi. Te ostatnie sezony w Częstochowie również były udane – 2013 oraz 2017. Dzięki jego bardzo dobrej postawie Lwy bezpiecznie utrzymały się w ekstralidze jako beniaminek. A ja niejednokrotnie siedząc na trybunach SGP Areny słyszałem głosy, że "cokolwiek nie przyniesie przyszłość, Holta to legenda Włókniarza". Ależ tak, i nie zmienią tego jego odejścia do innych klubów. Tak jak w 2006 roku, kiedy zasilił barwy Marmy Polskie Folie Rzeszów. Powód jest prosty – Holta nigdy nie miał ani jednego słabego sezonu w Częstochowie. Ani jednego.
Wracam do 2019 roku, kiedy "Rysiek" zjawił się w Częstochowie na meczu ligowym. Wygwizdany, przez niektórych obrażany, ale po ostatniej gonitwie – gdy opadł kurz, a zapach spalonego metanolu zdążył już ulotnić się w powietrzu i nastąpiła cisza, ten sam Rune był mile zagadywany przez grupkę najwierniejszych fanów Włókniarza. Wspomniał o tym w wywiadzie, sam sugerując, że kibice wciąż pamiętają te dobre chwile – nawiązując do jego wypowiedzi z 2018 roku. I kiedy skończyliśmy rozmawiać, odchodząc powiedział z charakterystycznym dla niego uśmiechem i akcentem "do zobaczenia niedługo, nie wiem kiedy i gdzie, ale do zobaczenia". Niby nic, niby słowa, które często się mówi, ale w powietrzu wisiało jednak coś takiego, jakby ten sam Rune miał tu jeszcze zawitać – ale nie jako gość, a gospodarz.
I stało się. Rune wrócił poraz enty i znowu można zadać sobie pytanie na jak długo? Nie szukałbym jednak odpowiedzi na to pytanie, bo jaki to ma sens? Uzależniamy jego status legendy Włókniarza od tego czy będzie tu jeździł do końca kariery czy odejdzie znowu np. do Kolejarza Rawicz? Czy będzie większą ikoną klubu spod Jasnej Góry gdy podpisze kontrakt z Piłą? A mniejszą gdy zwiąże się znowu z Toruniem? To chyba nie na tym polega. Bo liczy się to, co Holta zrobił dla Włókniarza. A zrobił wiele i tego nikt nie ma prawa podważyć. I nigdy z jego ust nie padły słowa, że w Częstochowie będzie jeździł przez całą swoją karierę. Odchodził wielokrotnie – na ogół z powodów finansowych, ale romantycznego żużla już nie ma. To Holcie została przypięta łatka "złotówy", ale wielu z nas zdziwiłoby się jak legendy innych, poszczególnych klubów uciekają do obozu rywala, gdyby tylko poczuły zagrożenie wynikające z finansów. Holta nie jest świętoszkiem, ale nie róbmy z niego "schwarzcharakteru".
Jedna genialna szarża, jeden cudowny wyścig, zapisane trzy punkty na swoim koncie i podwójne zwycięstwo biegowe dla Włókniarza sprawi, że znowu będzie mówiło się o Holcie w samych superlatywach. Nie każdy musi kochać Runego. Nie każdy musi go nawet lubić, ale na szacunek za postawę na torze zasłużył sobie jak mało kto. I kropka. Pisarz odłożył pióro, zgasił świeczkę i poszedł wspominać piękne momenty Norwega w Włókniarzu, licząc że za rok o tej porze będzie ich jeszcze więcej…
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!