Za Mateuszem Bartkowiakiem pierwszy sezon startów w ligowej drużynie z Gorzowa Wielkopolskiego. Już po ukończeniu 16 lat wskoczył on do składu truly.work Stali, jego coraz lepsze występy przerwała jednak kontuzja z sierpnia. Po niej udało mu się jeszcze wrócić na tor, choć niektórzy wróżyli mu koniec sezonu.
Zapraszamy na pierwszą część obszernej rozmowy z Mateuszem Bartkowiakiem, wychowankiem Stali Gorzów.
Stanisław Wrona, speedwaynews.pl: – Sezon 2019 już za nami. Biorąc pod uwagę zimowe przygotowania, czy wszystko, co sobie założyłeś przed rozgrywkami, udało się zrealizować? Z pewnością planowałeś starty w lidze, co miało miejsce już od początku sezonu. Czy przygotowania wyglądały tak, jak zakładałeś?
Mateusz Bartkowiak, truly.work Stal Gorzów: – Przygotowania do tego, sezonu, który niedawno odjechałem, poszły pomyślnie, były super. Wydaje mi się, że wszystko zagrało i zrealizowałem to, co planowałem. Byłem odpowiednio przygotowany zarówno fizycznie, jak i sprzętowo. Początek sezonu pozostawiał jednak wiele do życzenia – mówię tu o mojej dyspozycji i jeździe. Uczyłem się. W tych pierwszych meczach ligowych i starciach z seniorami byłem rzucony na naprawdę „głęboką wodę”. Przebrnąłem przez to jednak. Było ciężko, wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak, ale z meczu na mecz nabierałem coraz więcej doświadczenia. To później procentowało i było lepiej.
– Przed sezonem miałeś swój indywidualny tok przygotowań, wziąłeś również udział w zgrupowaniu klubowym „Steel Camp”. Czy było ono intensywne, czy chodziło bardziej o poznanie się z nowymi kolegami?
– Dokładnie to drugie. Chodziło o zgranie się ze starszymi kolegami i zaznajomienie się z całym zespołem.
– Wspomniałeś, że nie byłeś zadowolony z początku sezonu. Wiemy, że jest tylko jeden bieg w pełni juniorski w meczu. Później startujesz przeciwko juniorowi i seniorom. Mówiłeś, że czegoś brakowało, notowałeś jednak również dobre występy, jak choćby ten najlepszy, w domowym meczu z Toruniem.
– Przełomowy był bieg w Lesznie, w którym udało mi się wygrać z Piotrem Pawlickim. Moja postawa pozostawiała wiele do życzenia. Było jednak tak, jak wspominałem – uczyłem się. Później przyszedł mecz z rywalami z Torunia, w którym zdobyłem siedem punktów z bonusem. To był mój pierwszy rok, w którym mogłem się ścigać z seniorami i od razu w Ekstralidze. Mam 16 lat. Tak naprawdę dopiero dwa lata jeżdżę na żużlu i się ścigam. Następny sezon będzie moim trzecim. W tym zakończonym cały czas się uczyłem, w kolejnym tego już nie będzie. Uważam, że będę jeździł lepiej.
– Jeszcze kilka słów o wspomnianym meczu z Get Well Toruń. 7+1 to bardzo dobry wynik, jak na szesnastolatka. Odbierałeś dużo gratulacji po tym spotkaniu?
– Wygranie dwóch biegów w Ekstralidze to było dla mnie coś. Podbudowało mnie to i pokazało, że można zdobywać punkty na tym bardzo wysokim poziomie ekstraligowym. Otrzymałem sporo gratulacji, ale od razu również skupiałem się na pracy nad sobą, co miało miejsce cały sezon. Trzeba pracować, pracować i jeszcze raz pracować.
– W półfinale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w Nagyhalász czułeś chyba lekki niedosyt? Do awansu do finału zabrakło niewiele. Tamten tor był też chyba dosyć nietypowy z nieco podniesionymi łukami.
– Nie są one aż tak bardzo podniesione. Z pewnością jest to bardzo krótki tor. Na pewno ten występ to super doświadczenie na przyszłość. Chciałbym na pewno pojechać tam jeszcze raz, bo mi się w tym miejscu podobało. Był to mój debiut na arenie międzynarodowej. Niewiele zbrakło mi do awansu. Zdobyłem fajne doświadczenie i myślę, że kiedyś tam jeszcze wrócę.
– W przyszłym roku w tym miejscu ma zostać rozegrany finał IMEJ, może zatem być okazja do kolejnej wizyty.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby tam ponownie pojechać.
– Udało Ci się wywalczyć drugi rok z rzędu awans do finału Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. W tym turnieju w Tarnowie już nie wystąpiłeś z powodu kontuzji. Drugi awans do finału w tak młodym wieku, to z pewnością bardzo duże osiągnięcie. W ubiegłym roku wystąpiłeś w Częstochowie, teraz miałeś pojawić się w „Jaskółczym Gnieździe”.
– Tak, był to na pewno bardzo dobry wynik. Dwa lata jeżdżę i ścigam się spod taśmy w „dorosłym” żużlu. Fajnie, że udało mi się wywalczyć awans do finału MIMP najpierw w wieku 15 lat, a następnie 16. Oby to miało miejsce i w kolejnych sezonach. Podchodzę do tego jednak spokojnie, z chłodną głową. Szkoda, że nie udało mi się wystąpić w tym finale w Tarnowie. Ten awans był chyba takim podstawowym celem na ten sezon. Później chciałem walczyć w finale MIMP o wysokie lokaty. To się nie udało z powodu przykrej kontuzji. Trudno, myślę, że w następnym roku również się uda. Jeżeli solidnie przepracuję zimę, będę pozytywnie nastawiony i będę się rozwijał, to uważam, że mi się to powiedzie.
– Przejdę zatem do tego feralnego wydarzenia z toru w Lublinie, które miało miejsce 6 sierpnia. W rundzie Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów doznałeś bardzo nieprzyjemnej kontuzji, po której spędziłeś trochę czasu w miejscowym szpitalu. Jak to pamiętasz? Wówczas w tym zdarzeniu wziął udział jeszcze jeden z kolegów z toru.
– Tak, upadłem na tor razem z Kacprem Pludrą. Moim zdaniem sędzia podjął nieco pochopną decyzję i przerwał on bieg trochę za szybko. Od razu puściliśmy sprzęgło i krótko po tym zostało włączone czerwone światło – jeszcze przed wejściem w pierwszy łuk, a w Lublinie jest naprawdę na to bardzo wąsko. Myślę, że to było też tym po części spowodowane. Był ścisk, zamknęliśmy wszyscy gaz. Nie zdążyliśmy ominąć się kołami. Uderzyłem w bandę, dostałem takiego „szwunga”, przyspieszenia opony i smutno się to skończyło. Uderzyłem kierownicą w żebra i pauzowałem miesiąc.
– Czyli bezpośrednio po starcie sędzia przerwał bieg, co miało konsekwencje w tym, że wszyscy musieliście z automatu zwolnić?
– Dokładnie – jeszcze przed wejściem w pierwszy łuk, a byliśmy dopiero po starcie. Bieg był przerwany za lotny start, nie pamiętam kto go zrobił, ale według mnie można było go przerwać trochę później.
– Trafiłeś do szpitala w Lublinie. Jak dużo czasu tam przebywałeś?
– W szpitalu w Lublinie spędziłem 10 dni, kolejnych 5 w Gorzowie. Łącznie leżałem zatem ok. 2 tygodnie w szpitalach.
– Czy w związku z tym urazem pojawiło się jakieś ryzyko, związane z wcześniejszym przeniesieniem Cię do Gorzowa?
– Było ryzyko, dlatego musiałem zostać tak długo, można powiedzieć bardzo daleko od domu.
– Wiemy, że szpital nie kojarzy się dobrze, ale w tym czasie zespół z Gorzowa jechał w Lublinie i miałeś sporą grupę gości z tej okazji.
– Tata był cały czas ze mną. Miałem również gości, co było bardzo miłe. Kibice są z nami wszędzie i „Zawsze Razem”, tak, jak w naszym haśle w Stali Gorzów. To miłe chwile, lecz niestety pobyt w szpitalu nie kojarzy się ogólnie nigdy z niczym pozytywnym.
– Czy wówczas pojawiły się jakieś myśli o tym, ile imprez Ci przepadnie? Czy myślałeś i chciałeś jak najszybciej wrócić na tor?
– Oczywiście, że pojawiały się myśli o powrocie. Chciałem wrócić na ten finał w Tarnowie, ale wiedziałem, że nie mogę (po 9 dniach od upadku – przyp. red.). Trudno, taka była kolej rzeczy. Ominęły mnie finały Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski oraz Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych w Gorzowie. Zrobiło się smutno, bo to jest coś, na co pracuje się całą zimę i cały sezon. Dba się o swoją formę, wyrabia się ją. Przez takie jedne zawody wszystko uciekło. Wtedy skupiałem się na tym, że lepiej doleczyć kontuzję i myśleć pozytywnie. Jeśli nie w tym roku, to za rok się uda. Pani Julia Chomska również wspierała mnie na duchu podczas tej kontuzji, dała kilka cennych, fajnych wskazówek, za co jej bardzo dziękuję. Szczerze mówiąc to na tor udało mi się wrócić dosyć szybko, bo po miesiącu czasu.
– A czy w tamtym czasie pojawiały się prognozy, sugerujące, że sezon może się dla Ciebie całkowicie skończyć?
– Tak, mówiono, że moja przerwa może wynieść nawet 1,5-2 miesięcy. Udało mi się jednak wrócić szybciej z pozytywnym nastawieniem. Młode kości szybko się zrosły (uśmiech).
Druga część rozmowy zostanie opublikowana 19 listopada. W niej pojawią się wątki powrotu po kontuzji, dobrej końcówki sezonu 2019 oraz planów na kolejny. Serdecznie zapraszamy!
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!