Oskar Fajfer przygotowuje się do nowego sezonu. Jednym z elementów jest... praca fizyczna. Zawodnik, choć nie musi to zdecydował się na zarobienie dodatkowych pieniędzy.
Oskar Fajfer jest dobrej klasy zawodnikiem pierwszej ligi. I jednym z żużlowców, który w przerwie zimowej oprócz treningów zdecydował się także na to, aby przywdziać strój roboczy i zarobić dodatkowe fundusze. – Może i nie musi. Tych pieniędzy by mi wystarczyło na normalne życie, natomiast chciałem podjąć pracę jak zwykły człowiek. Nigdy do tej pory nie zarabiałem w ten sposób pieniędzy. Pracę w Szwecji u rodziny Davidssonów załatwił mi Sebastian Skrzypczak i tam z nim pracuję. To świetne doświadczenia dla mnie, a poza tym mogę zarobić ekstra pieniądze które będę mógł przeznaczyć na rozwój mojego parku maszynowego. Wiadomo, że lepiej zakupić dwa, trzy nowe silniki niż jeden, bo to w sezonie zaowocuje lepszymi zdobyczami punktowymi. Nie wstydzę się mojej pracy w Szwecji, a wręcz przeciwnie – jest to dla mnie nowe, fajne doświadczenie. Ja stoję na stanowisku, że praca kształtuje człowieka. Jadąc do Szwecji miałem świadomość, że nie będę miał lekko, ale chciałem zobaczyć ile musi się napracować zwykły człowiek, żeby dostać wypłatę. Dzięki temu mam też inną perspektywę oceny mojego życia. Ja zresztą zawsze starałem się nie gwiazdorzyć, nie nosić głowy wysoko tylko dlatego, że jestem żużlowcem. To doświadczenie utwierdziło mnie w mym przekonaniu jeszcze bardziej – przyznaje Oskar Fajfer na łamach sportgniezno.pl.
W trakcie sezonu Fajfer także będzie odwiedzał Szwecję, bowiem parafował kontrakt na starty w Masarnie Avesta, gdzie jego klubowymi partnerami będą m.in. David Bellego, Antonio Lindbäck, Wadim Tarasienko czy Rohan Tungate. W Polsce żużlowiec nie zmienił pracodawcy i nadal będzie reprezentował barwy macierzystego klubu. – Pozostanie w Gnieźnie było dla mnie priorytetem, dlatego nie podejmowałem żadnych innych rozmów, mimo że miałem świadomość, że nie dostanę tu jakiegoś lukratywnego kontraktu i będę musiał sam zaktywizować się – poszukać sponsorów czy nawet pojechać do pracy, aby przygotować się do sezonu pod względem sprzętowym. tak jak tego chcę. Chciałem tu zostać. Jestem związany emocjonalnie z Gnieznem i z tym klubem, i z kibicami.
W minionym sezonie Car Gwarant Start Gniezno do samego końca walczył o prawo udziału w finale Nice 1. Ligi Żużlowej. Zabrakło ledwie jednego punktu do szczęścia, ale sam wynik ostatecznie można uznać za bardzo dobry rezultat. – To racja! Uważam że wykonaliśmy sto procent naszego planu, ale wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a my jesteśmy bardzo ambitnym zespołem i kiedy przez dwadzieścia dziewięć wyścigów czujesz się finalistą, a w ostatnim biegu to wszystko się wali, no to trudno później nie mieć żalu i poczucia niedosytu. Powiem ci szczerze, że po tym przegranym biegu byłem tak na siebie wściekły, że miałem ochotę rozpędzić ten motocykl i puścić… Oczywiście to była taka krótka chwila i szybko się opanowałem. A rzeczywiście miałem na te zawody bardzo dobrze przygotowany motocykl. On chyba nawet ciut za mocno „kleił” do tej nawierzchni i kiedy tylko trochę odchyliłem głowę do tyłu, to od razu podniosło się przednie koło i pociągnęło mnie w kierunku bandy. Musiałem nieco przymknąć gaz, żeby ratować się przed upadkiem. No i to był ten moment, który zdecydował o tym że nie weszliśmy do finału. Jednak z drugiej strony w przekroju całego sezonu zrobiliśmy naprawdę dużo i awans do finału byłby przekroczeniem tych stu procent o których mówiłem wcześniej. Ale kto wie, może uda się w przyszłym roku…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!