Jedną z najtrudniejszych decyzji jaką musi podjąć sportowiec jest ta o zakończeniu kariery. Smuci nas zarówno zbyt szybkie odwieszenie na kołek kevlaru przez młodych adeptów jak również pożegnanie z torem doświadczonego i utytułowanego zawodnika.
Bez względu na to do jakiej kategorii sportowiec należy decyzja ta opatrzona jest wieloma dylematami, ale również czynnikami warunkującymi rezygnacje z dalszych startów. Zagadnieniu z żużlowej perspektywy przyjrzała się Alicja Labrenc.
Niedawne wydarzenia, które śmiało można nazwać nieoczekiwanymi zwrotami akcji w postaci pożegnania z torem Grega Hancocka a niedługo po tym powrotu do ścigania Jasona Crumpa skłoniły mnie do przyjrzenia się bliżej kwestiom związanym z kończeniem karier przez sportowców. W celu lepszego zrozumienia podstaw tej niełatwej decyzji postanowiłam zacząć od przybliżenia zagadnień psychologii sportu na ten temat.
Powody, dla których sportowcy decydują się zakończyć karierę, mogą być pozytywne lub negatywne. Pierwsze są rezultatem zaplanowanego, związanego z naturalną konsekwencją starzenia się i obniżenia pewnych kompetencji lub zaangażowaniem się w inne aktywności. Druga z kategorii jest wynikiem nieprzewidywalnego poważnego urazu lub wykluczenia w związku z obniżonym poziomem wykonania (z przyczyn fizycznych, psychicznych lub społecznych) jak również złamaniem przepisów danej federacji lub związku sportowego.
Natomiast silne przywiązanie do korzyści wiążących się z uprawiania sportu, w tym do rywalizacji, odnoszenia sukcesów, jak również unikanie kosztów związanych ze zmianą, takich jak uczenie się nowych umiejętności, utrata pozycji społecznej, mają wpływ na odkładanie w czasie decyzji o zakończeniu kariery.
Najczęściej jednak, nawet jeśli sportowiec zakończył karierę z własnej woli to i tak decyzja poprzedzona była urazami, obniżeniem wyników, rezygnacją lub niewypełnianiem w sposób satysfakcjonujący innych ważnych ról społecznych (męża, ojca, itp.) Niezależnie od przyczyn, zakończenie kariery zawsze wiąże się z koniecznością zmiany podstawowych założeń dotyczących siebie, świata, celów, zachowań i relacji. Jak zauważają badacze sportu jedna z ważniejszych zmian dokonuje się w odniesieniu do tożsamości. Stopień identyfikowania się z rolą sportową, nazywany jest tożsamością sportową. Rozwija się ona w okresie intensywnego zaangażowania w role związane ze sportem, często kosztem innych ról społecznych. W wyniku tak silnego oddania a co za tym idzie koncentracji na celach sportowych tożsamość takiej osoby staje się jednowymiarowa i powoduje ograniczenie rozwoju innych obszarów. Tożsamość ta obejmuje zarówno aspekt społeczny jak i personalny. W pierwszym z nich mamy do czynienia z giętkością zawodową (spostrzeganie siebie jako kogoś więcej niż tylko „zwykłego” pracownika), zaangażowanie w sport (koncentracja na osiągnięciach sportowych), inni sportowcy, stanowiący grupę odniesienia, ale również sieć wsparcia oraz uznanie społeczne wiążące się z wysokim statusem, popularnością, byciem przykładem dla innych. Natomiast obszar osobisty dotyczy specyficznego rytmu życia, który wiąże się z wysokim poziomem stresu, uzależnieniem sensu życia od zaangażowania i osiągnięć sportowych.
Tym samym decyzja o zakończeniu kariery ma wpływ na zmianę tożsamości zawodnika, która w dużej mierze wiązała się ze sportem właśnie. Tak wysoki poziom zaangażowania, przez lata w uprawianie dyscypliny powoduje większą ilość problemów psychologicznych i społecznych w okresie do czterech lat po zakończeniu kariery. Dużo łatwiej adaptują się do nowej roli i odczuwają większa satysfakcję osoby, które dobrowolnie podjęły taką decyzje.
Natomiast sportowcy kończący karierę z powodów negatywnych mogą przeżywać silny dystres, podobny do tego odczuwanego przez osoby ciepiące na zespół stresu pourazowego (PTSD). Brak wsparcia np. ze strony środowiska podczas kończenia kariery powodowało, że cierpieli oni z powodu nadmiernego pobudzania, odtwarzali sytuacje związane z jej zakończeniem, unikając bodźców, które mogłyby o niej przypominać. Inną negatywną konsekwencją, na którą badacze zwracają uwagę jest izolacja społeczna.
Mimo, że większość sportowców deklaruje, że podjęła decyzje z własnej woli, duża część ma trudności z zaplanowaniem swojego dalszego życia. Tylko 53% rozważa alternatywne ścieżki kariery przed zakończeniem sportowej rywalizacji, a 39% szczegółowo planuje swoją przyszłość. Druga grupa ponosi dzięki temu mniejsze koszty związane z rozwojem „nowej”, już pozasportowej, tożsamości.
Przyjrzyjmy się teraz żużlowej rzeczywistości przez pryzmat opisanych powyżej mechanizmów warunkujących decyzje o zakończeniu kariery i jej późniejszych konsekwencji. Który moment wybrać na zakończenie, nawet najwspanialszej drogi sportowej? Najlepiej gdy jest się jeszcze u szczytu sławy, formy, jednak póki osiąga się bardzo dobre wyniki trudno jest z tego zrezygnować. Greg Hancock jeszcze 6 lat temu, w wieku 43 lat, był uboższy o dwa złote medale IMŚ. Kto wtedy mógł przewidzieć, że po raz kolejny będzie sięgał po najwyższe laury? Decyzja ta jest tym trudniejsza, że nieodwracalna, gdyż powroty ze „sportowej emerytury” rzadko kiedy okazują się efektywne, tym bardziej w późniejszym wieku.
De facto trudno tu jednak mówić o emeryturze w dosłownym znaczeniu. Niestety żużlowcy nie są w tak komfortowej sytuacji jak np. koszykarze NBA, którzy po zakończeniu kariery są objęci specjalnym systemem emerytalnym. Osobiście uważam, że każda dyscyplina powinna mieć podobny system wsparcia zawodników po odejściu na zasłużony odpoczynek.
Zdarza się jednak, że zawodnicy postanawiają wrócić na tor, niedawno Jason Crump, a wcześniej decydowali się na podobny ruch, m.in. : jego rodak Ryan Sullivan, Billy Hamill, czy Roonie Moore. Również Antonio Lindbäck miał już rozbrat z motocyklem, jednak w jego przypadku wiązało się to z przeżywanymi wówczas przez Szweda trudnościami.
Wracając jeszcze na chwilę do kwestii Grega Hancocka, większość z kibiców ubolewa, że żużlowy świat, przynajmniej ten na najwyższym poziomie rozgrywkowym, został pozbawiony jakiegokolwiek przedstawiciela z USA. Na dodatek tak utytułowanego i lubianego. Nie każdemu jest jednak dane i tylko pozostaje podziwiać styl, ale również zazdrościć szczęścia, jakie miał odchodzący na zasłużoną emeryturę Amerykanin. Chociaż jego wcześniejsza decyzja o zawieszeniu kariery podyktowana była wielkim nieszczęściem, poważną chorobą żony, to jednak spowodowała, że mógł sprawdzić się w innej niż dotychczas roli i niejako zasmakować życia po żużlu właśnie. Chociaż ścigał się na wysokim poziomie przez wiele lat, ze spokojem mógł wreszcie powiedzieć „pas mam już wszystko” i z czystym sumieniem zająć się swoim „drugim życiem”. Rzadko się jednak zdarza, aby żużlowiec doszedł do takich wniosków na dość wczesnym etapie kariery, po zdobyciu określonej ilości tytułów, medali.
Tai Woffinden zapowiedział w 2018 roku, że daje sobie jeszcze 5 lat i zakończy karierę. Wszystko wskazywało, więc na to, że będzie nie lada ewenementem i zniknie z żużlowych torów niemal tak szybko jak się na nich pojawił, osiągając przy tym najwyższe cele. Jak na razie jego historia zdaje się układać nieco inaczej niż to „planował” kilka lat temu, ale jak będzie przyszłość pokaże.
Poniekąd w pełni zaplanowany sposób zakończył karierę Tony Rickardsson i Ove Fundin, którzy podjęli decyzję przed 40, będąc wciąż u szczytu sławy. Pierwszy z nich podjął decyzję poniekąd z powodów zdrowotnych, po wielokrotnych urazach głowy, ale sam przyznał kiedyś, że jeszcze w 2005 roku postanowił, że kolejny sezon będzie jego ostatnim. Mimo niesłabnącej miłości do tego sportu poczuł, że nadszedł czas, by zająć się czymś innym, bo jak sam powiedział: chciał odejść jako mistrz i tak właśnie zostać zapamiętanym, co niezaprzeczalnie mu się udało.
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, choćby lubiany i ceniony w środowisku Leigh Adams, który podjął decyzje o zakończeniu kariery po czym przewrotny los niespełna rok później podczas przygotowań do rajdu Finke Desert Rally spowodował, że uległ on poważnemu wypadkowi, przez który porusza się od tego czasu na wózku. Wypadek, który przerwał karierę Tomasza Golloba, był przez niektórych postrzegany w kategoriach pokłosia wielokrotnego odkładania decyzji o definitywnym zakończeniu kariery. Gdyby jednak poddał się on już podczas pierwszego, czy nawet drugiego fatalnego wypadku (również poza torem) historia czarnego sportu potoczyłaby się zapewne zgoła inaczej. Oczywiście w żużlu jest dużo więcej przykładów nagle przerwanych przez poważną kontuzję karier, m.in. Krzysztofa Cegielskiego, Andrzeja Szymańskiego, Rafała Wilka, Darcy Warda, Pera Jonssona, Erika Gundersena, co dotkliwsze często na wczesnym etapie życia. Trudno, więc rozpatrywać pod kątem czyjejś błędnej decyzji, na niektóre kwestie po prostu nie mamy wpływu i bez względu na podjętą decyzje z czasem może okazać się ona błędna lub trafiona.
Wielokrotnie wracając na tor ryzykował również Rafał Dobrucki, którego lekarze po dwóch operacjach kręgosłupa ostrzegali, że każdy następny uraz może spowodować nieodwracalne skutki. Po fatalnym upadku podczas derbów lubuskich, w wyniku, którego doznał pęknięcia dwóch kręgów obawa o zdrowie i życie zwyciężyła i 21.09.2011 ogłosił koniec kariery.
Natomiast pod koniec sezonu 2019 Andreas Jonsson, który próbował wielokrotnie wrócić po kontuzjach do ścigania ostatecznie postanowił z powodów zdrowotnych odejść na „sportową emeryturę.” Poruszył wtedy ważny wątek na temat bariery psychicznej jaka w związku z odniesionymi urazami zaczęła pojawiać się w jego głowie. Myślenie o możliwych feralnych konsekwencjach wyjazdu na tor jest bowiem w pewnym momencie blokadą nie do przezwyciężenia i przesłanką do tego, aby zakończyć karierę. Sześć lat wcześniej z torem pożegnał się, wracający teraz do ściągania, Jason Crump, decyzja podyktowana była głównie zdrowiem, ale również kwestiami rodzinnymi i trudnymi do pogodzenia wyjazdami, w związku z jego startami w Europie, z edukacją dzieci.
cdn.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!