Joe Screen zawsze będzie pamiętany w Polsce przede wszystkim z akcji w meczu ze Stalą Gorzów w 1995 roku, gdy wjechał między dwójkę rywali i został bożyszczem Częstochowy. Jak sam przyznaje - miło to wspomina.
Joe Screen już jakiś czas temu wjechał z żużlowych torów i teraz prowadzi rodzinny biznes – hotel dla psów i kotów. Gdy ich właściciele muszą wyjechać – czy to w delegację czy na wakacje to Brytyjczyk ze swoimi współpracownikami opiekuje się pupilami. Gdy tylko ma czas, to stara się oglądać żużel na żywo, ale tego wolnego ma naprawdę niewiele.
W rozmowie z klubowym serwisem częstochowskiego Włókniarza, Joe Screen nawiązał do wyścigu, który jako pierwszy opisywaliśmy w naszym autorskim cyklu „To był bieg” czyli kapitalną akcję Brytyjczyka w 1995 roku w meczu ze Stalą Gorzów. – Uśmiecham się za każdym razem, kiedy myślę o tym biegu, kiedy ktoś w mediach społecznościowych oznaczy mnie na nagraniu z tego wyścigu. To był świetny czas dla mnie i dla całego klubu. Dostałem po tym biegu mnóstwo gratulacji.
Podpisując kontrakt we Włókniarzu miał być jednym z tych, którzy dostaną swoją szansę. Tymczasem teraz określany jest mianem jednej z legend. – Byłem bardzo młody kiedy przyjechałem do Polski. Miałem wtedy 19 lat, niewiele osób potrafiło mówić w języku angielskim. Dodatkowo podróże między Anglią a Polską nie były takie proste, jak teraz. Były tylko dwa lotniska w Warszawie i Berlinie, no i te „straszne” granice (śmiech). Włókniarz Częstochowa liczył na mnie, wspierał mnie, dlatego chciałem od samego początku odpłacić klubowi oraz kibicom swoją dobrą jazdą. Mam masę dobrych wspomnień z toru oraz z ludźmi, których poznałem w Częstochowie.
Po raz ostatni Screena na torze oglądaliśmy w sezonie 2013, a w kolejnym roku został menedżerem Sheffield Tigers. Niewiele jednak brakowało, że dwukrotny indywidualny mistrz Wielkiej Brytanii (1996, 2004) znacznie wcześniej odwiesiłby kevlar na kołek. – Chciałem odejść na emeryturę w sezonie 2007/2008. Cieszę się jednak, że tego nie zrobiłem. Miałem bowiem bardzo dobry sezon w barwach Glasgow. Pod koniec mojej kariery zaczęły się jednak odzywać stare kontuzje, utrudniały mi one skuteczną jazdę. Koniec nadszedł kiedy leżałem po jednym z upadków na torze w Redcar. Miałem wówczas połamane palce. Wtedy zdecydowałem, że to koniec.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!