Start sezonu w tym roku bardzo się opóźnia. Postanowiliśmy umilić naszym czytelnikom czas oczekiwania na początek rozgrywek żużlowych, przypominając znakomite spotkania sprzed lat – zarówno z najnowszej historii Ekstraligi, jak i sprzed kilku, a nawet kilkunastu sezonów. W czwartym odcinku serii prezentujemy państwu starcie MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów ze SPAR Falubazem Zielona Góra z 2015 roku.
Gorzowska Stal miała w 2015 roku spróbować obronić mistrzowski tytuł. Drużyna, która sezon wcześniej wywalczyła pierwsze od 31 lat złote medale, pozostała bez zmian. O jej sile stanowili tacy zawodnicy jak wicemistrz świata – Krzysztof Kasprzak, Niels-Kristian Iversen czy pozostający juniorem Bartosz Zmarzlik. Ireneusz Maciej Zmora zaufał staremu powiedzeniu, że zwycięskiego składu zmieniać nie należy. Falubaz nie odniósł w 2014 roku tak spektakularnego sukcesu, jak rywale zza miedzy, ale także nie zdecydował się na drastyczne zmiany. Mankamentem zielonogórzan była przede wszystkim formacja juniorska i ekipę spod znaku Myszki Miki wzmocnił jedynie Krystian Pieszczek. Falubaz nadal opierał się na Piotrze Protasiewiczu, Patryku Dudku i Jarosławie Hampelu.
Falubaz całkiem nieźle rozpoczął rozgrywki. Dzięki kilku zwycięstwom na początku sezonu zielonogórzanie deptali po piętach liderowi z Leszna. Sezon rozpoczęli od wyjazdowego triumfu na trudnym terenie we Wrocławiu. Z czasem podopieczni Jacka Frątczaka notowali jednak słabsze występy. Dotkliwe były dla nich porażki w Grudziądzu i Tarnowie oraz wysoka klęska z Unią Leszno na własnym torze. Sytuacja Falubazu jeszcze bardziej skomplikowała się w czerwcu, po półfinale Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie. Jarosław Hampel doznał w nim bardzo skomplikowanego złamania kości udowej, co oznaczało koniec sezonu dla dwukrotnego wicemistrza świata. Innego rodzaju problemy mieli gorzowianie. Ówcześni mistrzowie Polski zanotowali na początku sezonu niechlubną serię sześciu porażek. Pierwsze punkty Stal zdobyła dopiero 4 czerwca, pokonując na stadionie im. Edwarda Jancarza swoją imienniczkę z Rzeszowa. W międzyczasie z funkcją menadżera pożegnał się Piotr Paluch, a zastąpił go Stanisław Chomski.
Pierwszy mecz tych drużyn odbył się na początku sezonu. Przy Wrocławskiej w Zielonej Górze lepsi okazali się gospodarze, którzy pokonali derbowych rywali 48:42. Rewanż w Gorzowie miał bardzo duże znaczenie, albowiem Falubaz nadal miał szansę na play-offy. Zielonogórzanom udało się sprowadzić Darcy'ego Warda, co było znaczącym wzmocnieniem pod nieobecność Hampela, ale jednocześnie nadal korzystali oni z ZZ-ki za Polaka. Ward wrócił do ścigania po niemal rocznym zawieszeniu, które było wynikiem wykrycia w jego organizmie alkoholu przed GP Łotwy w 2014 roku. Australijczyk nie porozumiał się z KS Toruń mimo podpisania listu intencyjnego. Pochodzący z Nanango żużlowiec zasilił więc SPAR Falubaz.
Na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem Derbów Ziemii Lubuskiej Ward był w… Londynie. Australijczyk miał wrócić do Polski ze stolicy Wielkiej Brytanii po tym, jak udał się tam ze względu na sprawy rodzinne. Z powodu dużego natężenia ruchu przegapił jednak połącznie powrotne do Berlina, skąd miał udać się na ligowe spotkanie. Ward poleciał do Niemiec kolejnym lotem, a tam czekała na niego zwerbowana na prędce awionetka, na pokładzie której zawodnik Falubazu przedostał się do Gorzowa. Tam czekał już na niego samochód. W międzyczasie menadżer Jacek Frątczak zgłosił zastrzeżenia co do gaźnika Linusa Sundströma, czym zyskał kilka minut i dał swojemu podopiecznemu więcej czasu na przyjazd. Ward dotarł na stadion im. Edwarda Jancarza po drugim wyścigu, kwadrans po godzinie 17. Przed pierwszym biegiem Warda gorzowianie zdążyli już wypracować sobie aż 8 „oczek” przewagi. Australijczyk w biegu założył kevlar, a już moment później walczył zażarcie o triumf w 4. biegu. „Kangur” w cudownym stylu uporał się ze Zmarzlikiem, mijając go kapitalnym atakiem po zewnętrznej. Był to początek prawdziwego koncertu w wykonaniu zawodnika SPAR Falubazu.
Ward wyprzedzający Zmarzlika w czwartym wyścigu (slajd: nSport+)
Bieg później Falubaz zdołał podwójnie zwyciężyć, ale po zakończeniu gonitwy arbiter dopatrzył się, iż Grzegorz Walasek w jednym z łuków przekroczył białą linię, w efekcie czego został wykluczony, a wynik zweryfikowano na remis. W kolejnym wyścigu Andreas Jonsson i Patryk Dudek uporali się z parą miejscowych i tym razem biegowy triumf nie podlegał dyskusji. Zielonogórzanie pozostali w kontakcie dzięki kolejnej „trójce” Darcy'ego Warda. Australijczyk ponownie był nieuchwytny i tak naprawdę już na wejściu w pierwszy łuk jego przewaga była większa niż długość motocykla.
Skazywany na klęskę i osłabiony brakiem Hampela oraz Protasiewicza Falubaz dzielnie stawiał opór odwiecznym rywalom. Oprócz niesamowitego Warda, honoru ekipy spod znaku Myszki Miki bronili Jonsson i Dudek. Postawa tej trójki spowodowała, że na półmetku goście nadal liczyli się w walce nie tylko o bonus, ale także o meczowe zwycięstwo. Po drugiej stronie barykady najskuteczniejsi byli Zmarzlik i Niels-Kristian Iversen, który jako jedyny zdołał tego dnia pokonać Darcy'ego Warda… no, może nie do końca – jak się później okazało, Ward umyślnie puścił przed siebie Duńczyka, aby Stal powiększyła przewagę, co umożliwiło Jackowi Frątczakowi stosowanie w wyścigach nominowanych rezerwy taktycznej.
Menadżer Falubazu dwukrotnie posłał w bój Andreasa Jonssona. Szwed przez całe zawody spisywał się bardzo solidnie i nie inaczej było w pierwszym z biegów nominowanych. „AJ” po walce przegrał co prawda z Bartoszem Zmarzlikiem, ale punkcik Patryka Dudka uratował remis i status quo w walce o bonus. Rozstrzygająca gonitwa padła łupem, a jakże, Warda, który z dziecinną łatwością pomknął do mety po zwycięstwo, ale jego partner, jadący bieg po biegu Jonsson, nie dał rady miejscowym. Na drugim i trzecim miejscu linię mety przekroczyli Žagar i Iversen. 3:3 i zwycięstwo Stali 48:42 – znów bez bonusa, trzeci rok bezkrólewia na Ziemii Lubuskiej (mowa o meczach w rundzie zasadniczej). Brak punktu bonusowego utrudnił życie obu ekipom – Falubaz ostatecznie stracił jeden punkt do miejsca dającego udział w fazie play-off.
Ward przepuszczający Iversena w 13. biegu (slajd: nSport+)
Po zakończeniu meczu tematem numer jeden w mediach był absolutnie wybitny występ w wykonaniu australijskiego lidera Falubazu. Darcy Ward był jak wyjęty żywcem z innej rzeczywistości. Gdyby nie prośba Jacka Frątczaka o przepuszczenie rywala, to wywalczyłby 21 punktów, co do dziś nie udało się nikomu od 2013 roku. Wówczas w Bydgoszczy ten wyjątkowy wynik uzyskał… Niels-Kristian Iversen, czyli pogromca Warda z sierpnia 2015 roku. Ward po powrocie z banicji spisywał się wręcz niewiarygodnie, jeździł jak natchniony i zapewne do dziś zachwycałby nas występami podobnymi do tego z Gorzowa, ale niestety kilka tygodni po meczu ze Stalą stało się coś, co wstrząsnęło żużlowym środowiskiem…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!