Daniel Kaczmarek jest jednym z pierwszoligowców, którzy z chęcią przyjmą ofertę dodatkowych startów i na zasadzie „gościa” wzmocnią któryś z ekstraligowych zespołów. Jak sam przyznaje, oferty są.
„Daniel's” doszedł już do porozumienia z włodarzami Unii Tarnów w sprawie renegocjacji kontraktu i w tym sezonie będzie reprezentował nadal barwy „Jaskółek”. Jak sam przyznaje, jest też gotów do tego, aby znów pościgać się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Konrad Cinkowski (speedwaynews.pl): – Danielu, jak radzisz sobie w czasach COVID-19 i jak starasz się utrzymywać formę sportową?
Daniel Kaczmarek (zawodnik Unii Tarnów): – Ogólnie jest ciężko. Tak jak pewnie większość społeczeństwa, odczuwam to. Motywuję się tym, że prowadzone są rozmowy i wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później powinniśmy wyjechać na tor.
– Brakuje ci już treningów, ścigania i kontaktu z motorem żużlowym?
– Bardzo. Codziennie spędzam czas w warsztacie, chociażby na siedzeniu i patrzeniu na motocykle. Cross czy inne aktywności jednak nie zastąpią tej adrenaliny związanej z żużlem.
– Uważasz, że czternaście dni treningów przed startem ligi to optymalny układ?
– Myślę, że tak. Tym bardziej że mamy ładną pogodę, więc bez problemu będziemy mogli pojeździć przez pełne czternaście dni. Według mnie to w zupełności wystarczy.
– Masz kontrakt w Unii Tarnów. Wiemy już, że wprowadzono przepis o „gościu” także w PGE Ekstralidze. Czy pojawiały się już pierwsze zapytania z klubów i czy rozważysz chęć ponownych występów w Ekstralidze?
– Wstępne rozmowy były i oczywiście jestem chętny na jazdę w Ekstralidze, jako pełnoprawny zawodnik, czy też jako rezerwowy pod numerem ósmym.
– Załóżmy, że pojawiają się konkretne oferty i rozpatrujesz je. Bardziej patrzyłbyś pod kątem możliwości startów, pod kątem finansowym czy przeanalizowałbyś oba czynniki jednakowo?
– W tych czasach niestety, ale musiałbym popatrzeć nie tylko na okazję do jazdy, ale również na to, czy finansowo mi się to opłaca.
– Zakładając, że nie będzie ci dane wystartować w lidze czeskiej i szwedzkiej, liczyłeś już, ile może odpaść ci startów i jak to się przełoży m.in. na sprawy finansowe?
– Ile mi może odpaść, to nie wiem, ale wiem, że jeśli będzie tylko liga polska i dwanaście lub czternaście meczów, to nie ukrywam, że będę zły. Patrząc na to, że od 1 grudnia, przez sześć dni w tygodniu, aż do wyjazdu na tor, poświęcałem czas na treningi fizyczne oraz rozmowy ze sponsorami czy tunerami, a teraz wyjdzie na to, że będę mógł tylko np. dwanaście razy wsiąść na motocykl i coś zrobić, to aż żal o tym myśleć. Z drugiej strony… lepsze to, niż cały rok siedzieć w domu.
– Rok bez regularnych startów może sprawić, że w 2021 wielu żużlowców „rzuci się” na jakiekolwiek kontrakty, byle startować i nadrabiać ten sezon?
– Wątpię. W tym sezonie każdy z nas poniesie ogromne straty, więc przypuszczam, że nikt nie będzie chciał sobie pozwolić na to w przyszłym roku. Może się okazać, że zawodnicy będą podpisywać kontrakty tylko w takich ligach i klubach, w których będzie im się to opłacało. A nie jeździć i testować.
– Na chwilę obecną trzy federacje nie zezwalają startu swoim zawodnikom w Polsce. Tym samym „bana” na starty w Unii mają Kim Nilsson i Peter Ljung. Wyobrażasz sobie, że jedziecie w totalnie krajowym zestawieniu, bez jednego z liderów?
– Uważam, że mamy dobry skład krajowy, nawet Mateusz Cierniak mógłby pojechać jako senior i wcale nie byłby na straconej pozycji. Uważam, że gdyby każdy klub musiał jechać wyłącznie polskim składem, to Unia byłaby kandydatem do jazdy w fazie play-off.
– Czy w takiej sytuacji twoim zdaniem powinno się zamknąć ligi – zarówno PGE Ekstraligę, jak i eWinner 1. LŻ?
– Nie zamykałbym PGE Ekstraligi, ale połączył pierwszą ligę z drugą. Nie wiadomo, czy pojedzie Lokomotiv Daugavpils i MSC Wölfe Wittstock. Do tego pod dużym znakiem zapytania stoi jazda Unii Kolejarz Rawicz, a wiadomo, że wszyscy skupiają się na ratowaniu Unii Leszno. Dlaczego więc nie połączymy obu lig, aby chętne drużyny z drugiej ligi też mogły w niej wystąpić? Jaki sens ma liga złożona z czterech czy pięciu drużyn, a na razie druga liga tak się właśnie zapowiada? Skoro prezesi wiedzą, że ich stać, to niech jadą. Większa rywalizacja i dla każdego wychodzą korzyści. Dodatkowo telewizja ma więcej meczów do wyboru, aby pokazać, a sponsorzy mają więcej okazji do reklamowania. Kibic częściej żyje drużyną, a zawodnicy mają więcej okazji do jazdy.
Nie przekonuje mnie argument, że klubów nie stać. Sam jestem zawodnikiem i wiem, że jesteśmy się w stanie dogadać z działaczami, aby każdy był zadowolony. Zawsze można dogadać się np. na ryczałt za mecz. I klub i zawodnik wie, ile wyda i zarobi. Teraz jest na to idealny moment. Jeśli wystartuje dziesięć czy jedenaście drużyn to podzielmy to tak, że np. osiem się utrzymuje. A reszta za rok jedzie w drugiej lidze. I jest wtedy duch sportowej rywalizacji. Lepiej zrobić jedną, większą ligę, niż dwie okrojone.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!