Nicki Pedersen w najbliższym sezonie będzie zdobywał punkty dla MRGARDEN GKM-u Grudziądz. Będzie to dla niego kolejny pracodawca, a jak wspominają go koledzy z czasów startów we Włókniarzu?
Duńczyk do Włókniarza dołączył przed sezonem 2008, gdy rok wcześniej zdobywał punkty dla Stali Rzeszów. Przez dwa lata w barwach „biało-zielonych” wystąpił w trzydziestu jeden spotkaniach, w których na tor wyjeżdżał aż 159 razy. Zdołał wywalczyć 419 „oczek” i trzynaście bonusów, a na czwartej pozycji linię mety mijał tylko… raz! Czterokrotnie „dorzucił” do tego literki – raz defekt i trzy wykluczenia.
– Na pewno było to wzmocnienie dosyć duże. Zawodnicy mogli brać z niego dobry przykład, bo Nicki tych punktów bardzo dużo zdobywał. Naprawdę, wyśrubował tą średnią i trudno się komukolwiek do niej zbliżyć. Była to pozytywna jednostka i najlepiej, gdy jechali w parze z Gregiem Hancockiem, najczęściej w ostatnim biegu. Można było zakładać z góry, że wygrają 5:1 – mówił w „Żużlowej Niedzieli” na antenie TVP Sport, Piotr Żyto.
Różne relacje towarzyszyły Nickiemu Pedersenowi i Gregowi Hancockowi. Wielu do dziś wspomina, jak Amerykanin rzucił się na Duńczyka podczas jednego z meczów ligi szwedzkiej, gdy z pozoru spokojny Hancock w końcu wybuchnął emocjonalnie. Jak sam przyznaje, Pedersen to nie był zawodnik do jazdy parą czy zespołowy, a wręcz przeciwnie.
– Znam Nickiego wiele lat i mieliśmy w tych swoich relacjach wzloty i upadki. Zawsze go szanowałem jako sportowca i rywala, ale często było tak, że zachowywał się zupełnie na odwrót, niż ja bym się zachował w danej sytuacji. I pytałem: „Nicki, naprawdę? To było konieczne?!”. To sportowiec z krwi i kości, zawsze chciał wygrywać za wszelką cenę, która na przykład dla mnie była zbyt wysoka. To jednak moje prywatne zdanie. Przeżyliśmy razem wiele, ale praca w jednym zespole była specyficzna. Rzadko dzielił się spostrzeżeniami dotyczącymi sprzętu. Wiem, że gdy mieliśmy jechać w piętnastym biegu, to nigdy nie kłóciliśmy się o pole startowe. Zawsze wiedział, z którego pola startowego chce jechać, a ja tylko mówiłem: „okej, wezmę to drugie” i był spokój. Miałem z tyłu głowy jednak, że gdy dobrze wystartuje i ty będziesz na zewnętrznej, to ci nie pomoże i nie spojrzy się tam. Tak było w dziewięciu z dziesięciu przypadków. To nie jest team rider, ale właśnie dla takich zawodników kibice przychodzą na trybuny i chcą ich oglądać. Nawet teraz przyciąga cały czas uwagę, skoro o nim rozmawiamy – opowiadał Hancock.
Doskonale z Pedersenem zna się także aktualny reprezentant Arged Malesa TŻ Ostrovii Ostrów – Tomasz Gapiński, któremu było dane z trzykrotnym czempionem globu ścigać się w jednej drużynie i to wielokrotnie. Oprócz występów we Włókniarzu, byli oni także klubowymi partnerami m.in. Stali Gorzów (2010) czy Hammarby Sztokholm (2006–07).
– Bardzo dobrze się odnajdywał. Nie miałem z Nickim problemów, ponieważ wcześniej startowaliśmy razem w lidze szwedzkiej i akurat z Nickim w parze, więc nauczyłem się z nim jeździć, ponieważ tak, jadąc z Nickim trzeba było się uczyć jazdy z nim. Wiadomo, Nicki po starcie, wyjściu w pierwszy łuk zazwyczaj nie patrzył i dopasowałem się do niego. Wiedziałem, że nie ma sensu wyjeżdżać za Nickiego, tylko przycinać i do niego dojeżdżać. Świetny zawodnik, kilkukrotny mistrz świata, który miał wtedy świetny sezon, a my dorzucaliśmy do tego dorobku punkty i wygrywaliśmy.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!