Leigh Scott Adams – jeden z najlepszych żużlowców świata, któremu nigdy nie udało się zdobyć najcenniejszego, złotego medalu w rywalizacji indywidualnej. Zdołał dobrnąć jedynie do srebrnego krążka.
Australijczyk z Mildury ma na swoim koncie kilka tytułów mistrza świata, ale indywidualnie zdołał go wywalczyć tylko wśród juniorów. Uczynił to w 1992 roku w Pfaffenhofen, gdy w biegu dodatkowym pokonał Marka Lorama, a podium uzupełnił wtedy Joe Screen. Ma złote medale w rywalizacji drużynowej, zarówno za czasów DMŚ, jak i Pucharu Świata. Nigdy nie stawał na najwyższym stopniu podium tylko w parach (raz miał srebro) oraz indywidualnie w Grand Prix. Tam zdołał ugrać tylko brązowy (2005) i srebrny (2007) krążek.
Wielu uważa, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że Adams był… zbyt grzecznym zawodnikiem. Potwierdził to Sławomir Kryjom w „Żużlowej Niedzieli” na antenie TVP Sport. – Adams się na pewno wyróżniał. To, że był aż takim dżentelmenem, to była cecha, która nie doprowadziła go do tytułu indywidualnego mistrza świata. On miał wszystko, by nim zostać, ale unikał sytuacji stykowych. To był jeżdżący kalkulator i wiedział, że jeśli wjedzie na Grand Prix w miejsce, gdzie się może zakotłować, to przeleci mu ileś spotkań ligowych i troszeczkę tej ostrzejszej jazdy mu brakowało. W momencie, gdy ktoś próbował go zdenerwować czy ostrzej zaatakować na torze, to potrafił się zrewanżować. Nie było jednak rzucania kaskami czy trzaskaniem słuchawką. Swoją wyższość zawsze chciał udowodnić na torze.
Były menedżer m.in. Unii Leszno miał możliwość współpracy z Adamsem, gdy ten ścigał się dla „Byków”. Jak sam przyznaje, to był fantastyczny jeździec, który zapisał się w historii jako najskuteczniejszy obcokrajowiec w rozgrywkach najwyższej ligi sezonu zasadniczego w naszym kraju. Razem z bonusami, ale bez tzw. „jokerów” zdołał wywalczyć 2835 punktów. Uchwałą Rady Miejskiej z 2007 roku, z dniem 30 października wspomnianego roku został mu nadany tytuł honorowego obywatela miasta Leszno. – Leigh to był człowiek, który mówił, że zawsze sobie poradzi, w każdych warunkach. Mamy tak przygotowywać zespół i tor, aby ci teoretycznie słabsi zawodnicy mieli łatwiej. Twierdził, że on sobie poradzi w każdych warunkach i nie było najmniejszego problemu. To był prawdziwy lider i choć robił najwięcej punktów w zespole, to nie było żadnych problemów, że musi jechać z czwartego czy trzeciego pola. Generalnie fantastycznie układała nam się ta współpraca. Dla niego nawet, co w tamtych było rzadkością, aby nie jechać z nieparzystym numerem, przetestowaliśmy takie rozwiązanie w Bydgoszczy, gdzie pojechał z czwórką i to też nie był dla niego problem. Wtedy to było coś innego, a dziś to normalka.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!