Stabilny sponsor to podstawa sportowego sukcesu - to prawda co się zowie. Zwłaszcza w tych trudnych czasach, które obecnie doświadczamy wydaje się, że jak nigdy wcześniej losy poszczególnych zespołów będą uzależnione nie tylko od dyspozycji zawodników na torze, ale głównie od rozmów i negocjacji przy biznesowym stole.
Urzekła mnie informacja, którą jakiś czas temu podał Włókniarz Częstochowa. Włodarze „Lwów" poinformowali bowiem, że ich główny sponsor – firma Eltrox, nie tylko zostaje z klubem, ale również nie zamierza renegocjować umowy. A przecież przedstawiciele potentata w branży monitoringu, elektroniki i systemów alarmowych mogli bez żadnych tłumaczeń zredukować środki spływające na klubowe konto. Tym bardziej, że rozgrywki wystartują z dużym opóźnieniem, dodatkowo bez udziału publiczności. Z tego powodu odwołanych zostało wiele akcji marketingowych, które z pewnością przyniosłyby korzyści tytularnemu sponsorowi Włókniarza.
I przypomniały mi się wydarzenia z minionej dekady, kiedy ze sponsoringu ekipy spod Jasnej Góry wycofał się Złomrex, aczkolwiek kulisy tamtego rozstania były spowodowane czymś innym. „My już negocjować nie będziemy, bo wiemy, jakie kwoty są przeznaczane na żużel w innych miastach. My chcemy konkretów. Możemy wiecznie negocjować, tylko, do czego to prowadzi? Dalej stoimy na stanowisku, że jeżeli miasto się nie włączy w finansowanie żużla, to my wychodzimy ze spółki i przestajemy ją dotować. Nie jesteśmy sami w stanie finansować tej spółki i tej drużyny" – powiedział wówczas jeden z przedstawicieli firmy w rozmowie z Gazetą Wyborczą w 2008 roku. I tutaj należy zaznaczyć, że obecnie miasto Częstochowa wspiera żużel na sowitym poziomie, co miało niebagatelne znaczenie także dla firmy Eltrox.
Pandemia koronawirusa i związany z tym kryzys gospodarczy mówi nam, którym ludziom, instytucjom, przedsiębiorstwom zależy na autentycznym wsparciu i pomocy, a którzy po prostu zabierają zabawki i mówią „do widzenia". W ostatnich tygodniach doświadczyliśmy wiele przypadków relacji na linii klub-sponsorzy. Oczywiście każdy z nich jest odmienny i nie w sposób wkładać je do jednego worka, ale gdzieś tam, koniec końców o współpracy lub jej braku decyduje czynnik ludzki. Bo tak jak firma Eltrox musiała zauważyć we Włókniarzu coś więcej niż tylko partnera biznesowego, tak samo było w Gorzowie, gdzie na ratunek Stali zjawiła się firma Moje Bermudy.
Na olbrzymi szacunek zasługują też mniejsze firmy, a może nawet w pierwszej kolejności one, ponieważ kryzys ekonomiczny w ich przypadku często oznacza koniec działalności. Tutaj dobrym przykładem jest Ostrów, gdzie drużyna Arged Malesa TŻ Ostrovii pod przewodnictwem Radosława Strzelczyka i Waldemara Górskiego budowana jest właśnie na bazie lokalnej społeczności. Ten pierwszy kilka tygodni temu zapewnił, że dzięki świetnej relacji na linii sponsorzy-klub, może spać spokojnie.
„Dobry adwokat, to taki, który świetnie zna się na prawie. Bardzo dobry adwokat, to taki, który świetnie zna sędziego…". Parafrazując te słowa, możemy powiedzieć, że dobry sponsor, to taki, który jest wiarygodnym partnerem, ale bardzo dobry sponsor, to taki, który jednocześnie jest kibicem i zależy mu na prawidłowym funkcjonowaniu klubu. Dotyczy to także sponsorów indywidualnych, którzy wspierają zawodników nie tylko ciepłym słowem. – Zadowolony byłem z kontraktu, który miałem „dogadany” przed wirusem. Jednak biorąc pod uwagę podwyższone ryzyko, jeśli chodzi o ewentualne kontuzje czy wizyty w szpitalach nas jako zawodników, to żaden z nas nie jest zadowolony z kontraktu. Gdyby nie moi sponsorzy, sytuacja byłaby bardzo ciężka, za co im dziękuję – to z kolei wypowiedź Pawła Przedpełskiego w programie „Okno na Sport".
Prawdziwą lojalność sponsora poznaje się w czasach trudnych, niewygodnych. Chwała każdemu kto wykłada złotówkę ze swojej kieszeni, aby zawodnicy mogli cieszyć kibiców swoją jazdą i dawali nam emocje. I oby więcej takich informacji jak te, które jakiś czas temu podał Włókniarz o swojej współpracy z Eltroxem, który nie tylko pomaga szpitalom i najbardziej potrzebującym w czasach pandemii, ale również nie odwraca się plecami od sponsoringu.
Życie powoli wraca do normalności i oby ten trend nie ulegał zmianie, podobnie jak współpraca na linii kluby-sponsorzy. W żaden sposób nie można obwiniać tych, którzy z powodów koronawirusa wycofują się ze wspierania drużyn, a ci którzy zostali zasługują na wielki szacunek. I śmiało ten tekst mogę zadedykować tym wszystkim darczyńcom, dzięki którym za niedługo będę mógł obejrzeć w akcji najlepszych żużlowców świata.
Na koniec dygresja. Znaleźć sponsora to wielka sztuka, ale nie każdy z nich zasługuje na to miano. Historia autentyczna.
– Dzień dobry, chciałem zasponsorować wasz klub.
– Dzień dobry, bardzo nas to cieszy. Zamieniam się w słuch.
– Otóż w zamian oczekiwałbym karnetu vipowskiego, reklamy na banerze oraz w programach meczowych.
– A jaką kwotą byłby pan gotowy nas wesprzeć?
– No myślę, że tak 100-200 złotych to na spokojnie.
Jak widać, bywają i takie sytuacje, ale to historia na zupełnie inną opowieść…
źródło: inf własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!