Taka wygrana to nie jak wygrana. Tak mogliby mówić gospodarze niedzielnego spotkania w Grudziądzu. Po serii upadków i długiej walki z torem zakończono spotkanie po 9 zaliczonych biegach. Trener gospodarzy Robert Kempiński, nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw.
Dla grudziądzan spotkanie z Gorzowem było prawdziwą walką o duże punkty. Minimum dla gospodarzy była wygrana, a najlepiej jak najwyższa, aby w rewanżu móc powalczyć o punkt bonusowy. – Jedziemy jakby o życie. Jak to spotkanie wygramy, chcielibyśmy wygrać wysoko, bo wtedy mamy jeszcze szansę walczyć o bonus. Jedziemy dalej – mówił przed meczem trener GKM-u Robert Kempiński.
Ostatnim czasem gorszą formę reprezentowali polscy zawodnicy drużyny, Krzysztof Buczkowski czy Przemysław Pawlicki. – Sztab robi wszystko, żeby im pomóc mieliśmy 3 czy 4 treningi. Niektórzy trenowali indywidualnie. Myślę, że robimy wszystko co możemy żeby zawodnikom pomóc.
Trening w pojedynkę nigdy nie odda sytuacji biegowej, lecz bardzo pomaga zawodnikom dopasować swój sprzęt do konkretnych warunków na torze. – Zawodnicy testują sprzęt, testują przełożenia, zmieniają zębatki, także wybierają najlepszą opcję.
Po upadku Rafała Karczmarza w biegu 10 zaczęto działać na torze, aby naprawić jego nawierzchnię. Na torze pojawił się m.in. sędzia zawodów, trener gospodarzy i kierownik drużyny gości. Po przeciągającej się przerwie sędzia zarządził zakończenie zawodów. Gospodarze powinni być zadowoleni z takiej decyzji, lecz nie było widać u nich entuzjazmu. – Uważam że sędzia trochę za wcześnie podjął tę decyzję o tym przerwanym meczu, bo były naprawdę tylko dwie dziurki [..] Pojechaliśmy tyle biegów, to byśmy pojechali te 5 biegów. Chcieliśmy wygrać normalnie, w sportowej walce jechać 15 biegów.
Źródło: nSport+
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!