Okno transferowe za nami. Rozpoczyna się długie wyczekiwanie upragnionego sezonu żużlowego. Ponownie będziemy umilać naszym czytelnikom czas oczekiwania na początek rozgrywek, przypominając znakomite spotkania sprzed lat – zarówno z najnowszej historii Ekstraligi, jak i sprzed kilku, a nawet kilkunastu sezonów. W dziesiątym odcinku serii przypominamy starcie Fogo Unii Leszno z Klubem Sportowym Toruń z 2015 roku.
Sezon 2015 miał należeć do leszczyńskiej Unii. Po zdobyciu srebrnych krążków sezon wcześniej władze Fogo Unii otwarcie zapowiadały poprawę wyniku i pierwszy od 2010 roku mistrzowski tytuł. Już po zamknięciu okna transferowego klub spod znaku byka był stawiany jako murowany faworyt do walki o złoto. Do Fogo Unii dołączyli Tomas Hjelm Jonasson i Emil Sajfutdinow, który po rocznej przygodzie w Toruniu opuścił Gród Kopernika. Odejście Sajfutdinowa było sporym ciosem dla torunian, którzy po raz pierwszy od lat nie przystąpili do rozgrywek pod nazwą Unibax. KS Toruń wzmocnili Grigorij Łaguta i Kacper Gomólski, a także rewelacja sezonu 2014 w 1. lidze, Jason Doyle. Takie ruchy transferowe były wymuszone odejściem Tomasza Golloba i zawieszeniem Darcy'ego Warda.
Po niemrawym początku sezonu torunianie zaczęli się rozkręcać. Podopieczni Jacka Gajewskiego w zaległym meczu byli w stanie pokonać nawet ówczesnych mistrzów Polski, Stal Gorzów. Fogo Unia z kolei już na samym początku rozgrywek potwierdziła aspiracje do walki o najwyższe cele. W trzech kolejnych meczach leszczynianie nie dali szans rywalom, także wspomnianej Stali Gorzów, a postawić się „Bykom” zdołała tylko Stal, ale ta z Rzeszowa. W piątej kolejce na drodze leszczynian stanął KS Toruń, ale mecz w Lesznie miał być tylko formalnością, choć leszczyńsko-toruńskie batalie przez lata dostarczały fanom niesamowitych emocji. Mecze w Lesznie w latach 2011-2013 kończyły się remisami, więc mimo tego że Unia była faworytem, to kibice mogli po cichu liczyć na wielkie emocje.
Start do wyścigu juniorskiego (od lewej: O. Fajfer, Pi. Pawlicki, P. Przedpełski, B. Smektała) (slajd: nSport+)
Ci którzy liczyli na dobre ściganie, z pewnością się nie zawiedli. Po dwóch wyścigach fani leszczynian przecierali oczy ze zdumienia, albowiem zakończyły się one podwójnymi zwycięstwami przyjezdnych. Klęski Nickiego Pedersena i Piotra Pawlickiego były nie tylko niespodziewane, a przede wszystkim bardzo wyraźne. Mimo że junior gospodarzy w pierwszym wyścigu zastąpił kontuzjowanego Jonassona, to nie wykorzystał wiedzy o nawierzchni w wyścigu młodzieżowym i dał się pokonać Przedpełskiemu i Fajferowi.
Chwile przed upadkiem Pr. Pawlickiego (N) za metą 7. wyścigu. Doszło do kontaktu z G. Łagutą (Ż) (nSport+)
Mimo starań Przemysława Pawlickiego i Emila Sajfutdinowa gospodarze nadal pozostawali w tyle, a mozolne odrabianie strat rozpoczęło się dopiero w drugiej serii startów, jednak dzięki staraniom m.in. Jasona Doyle'a torunianie cały czas kontrolowali wynik spotkania. Stadion dosłownie zagotował się po siódmym wyścigu. Grigorij Łaguta do samej mety sprytnie blokował starszego z braci Pawlickich, także po zakończeniu wyścigu, co zakończyło się upadkiem zawodnika gospodarzy. Gdyby Adam Skórnicki nie zatrzymał brata „Shamka”, to kibice najprawdopodobniej byliby świadkami bójki pomiędzy Piotrem Pawlickim a rosyjskim zawodnikiem. Niezmiennie prowadzili torunianie.
Wielka radość Nickiego Pedersena (C) i Piotra Pawlickiego (N) po zwycięstwie w 9. gonitwie (slajd: nSport+)
Najbliżej gości Fogo Unia była po dziewiątej gonitwie. W niej dzięki świetnej postawie Nickiego Pedersena i walecznego na trasie Piotra Pawlickiego „Byki” podwójnie zwyciężyły, niwelując stratę do dwóch punkcików. Decydujące miały być następne wyścigi, a w nich głównym bohaterem znów był Pawlicki. Młody żużlowiec przeszarżował i zaliczył spektakularny upadek z ogromnym impetem uderzając o bandę. Siła była tak duża, że motocykl Pawlickiego otworzył bramę do parkingu w szczycie drugiego łuku. Sam zawodnik jednak niemal momentalnie wstał, lecz został wykluczony z powtórki. W dwunastym wyścigu Pawlicki dotknął taśmy, a jego starszy brat nie dał rady Doyle'owi. Na trzy wyścigi przed końcem torunianie prowadzili czterema „oczkami”.
Strata leszczynian znów się skurczyła, ale przed finałową gonitwą goście nadal byli w uprzywilejowanej sytuacji, a wszystko było efektem niesamowitego toku wydarzeń. Wykluczony za dotknięcie taśmy został wówczas Grigorij Łaguta, który wcześniej dwukrotnie kradł start. Zastąpił go Paweł Przedpełski, który poradził sobie z Pedersenem i Zengotą.
Kontakt pomiędzy Piotrem Pawlickim (N) a Chrisem Holderem (Ż) w 11. wyścigu. Sekundy przed upadkiem leszczynianina (slajd: nSport+)
Pod taśmą przed decydującym wyścigiem ustawili się Przemysław Pawlicki, Jason Doyle, Emil Sajfutdinow i Chris Holder. Stadion eksplodował po raz pierwszy, gdy na dojeździe do pierwszego łuku Sajfutdinow uporał się z rywalami i wysforował się na prowadzenie, a do drugiej eksplozji radości doszło okrążenie później, gdy Przemysław Pawlicki uporał się z Chrisem Holderem. Biało-niebieska euforia 11-tysięcznej publiczności trwała jednak dosłownie ułamki sekund, albowiem niemal równocześnie Jason Doyle przedarł się na prowadzenie i rozpoczął ucieczkę przed Sajfutdinowem. Rosjanin wychodził z siebie, ale na nic się to zdało – konsternacja na Smoczyku, Toruń górą! Australijczyk, który nie tak dawno startował w Rawiczu uciszył kibiców w Lesznie, a KS Toruń wygrał 46:44.
W przyszłym roku Doyle będzie jeździł w biało-niebieskim kevlarze leszczyńskiej Unii. Czy „kangur” będzie tak samo skuteczny jak w majowe popołudnie 2015 roku podczas swojego występu w Lesznie? Kibice Unii mogą zacierać ręce i z niecierpliwością oczekiwać startu przyszłorocznych rozgrywek.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!