Miniony sezon dla częstochowian to kolejny bez awansu do fazy play-off. Po sporych roszadach w zespole, spowodowanych między innymi przepisem U24 oraz powrotem eWinner Apatora do PGE Ekstraligi nie udało się osiągnąć planu minimum. Co zaważyło na zaledwie piątym miejscu? Odpowiedź znajduje się poniżej.
Wraz z Rafałem z kanału Żużlowy Degustator oraz naszego partnera medialnego – Zakręceni w Lewo przeanalizowaliśmy poszczególne aspekty funkcjonowania drużyny prowadzonej przez Piotra Świderskiego.
1. Zagraniczni seniorzy
2. Polscy seniorzy
3. Juniorzy
4. Domowe i wyjazdowe spotkania
5. Kluczowe momenty sezonu
6. Powtórka z 2020 roku – brak fazy play-off
7. Widok na przyszłość
1. Zagraniczni zawodnicy Włókniarza to rajderzy z cyklu Grand Prix oraz młody Duńczyk, który został postawiony przed arcytrudnym zadaniem – musiał wejść w buty Jasona Doyle'a po tym, jak PGE Ekstraliga wprowadziła przepis o zawodniku do 24 roku życia. Kapitan "Lwów", Leon Madsen, ponownie nie zawiódł oczekiwań swoich kibiców. Po słabszym początku spowodowanym poszukiwaniami jeszcze lepszych silników niż w 2020 roku zanotował bardzo dobry sezon. Duńczyk zajął piątą lokatę w całej lidze pod względem średniej biegopunktowej. Względem ubiegłego roku 33-latek nieco gorzej spisywał się na domowym obiekcie, lecz zanotował progres podczas meczów wyjazdowych. Wicemistrz świata z 2019 roku należycie wykonywał swoją pracę. Tylko trzykrotnie nie przekroczył 10 "oczek". – Madsen był najlepszym zawodnikiem Włókniarza w tym sezonie. W kluczowych momentach nie przegrywał. Wiadomo, zdarzały mu się słabsze momenty, ale należy pamiętać, że Duńczyk cały sezon jeździł z kontuzją. To jest zawodnik, który miał piątą średnią biegopunktową. To jest wynik, który jasno mówi, że Madsen może być postrzegany jako zdecydowany lider. Co ciekawe, przez cały sezon tylko 5 razy przyjechał na ostatniej pozycji. Madsen zrobił aż dwanaście razy wyniki dwucyfrowe – bezapelcyjny lider. Jeden z niewielu zawodników Włókniarza, do którego nie można w żaden sposób mieć pretensje. Jedyny minus kapitana częstochowskiej drużyny to fakt, że nie zawsze oglądał się na swoich kolegów z toru – stwierdza Rafał.
Kolejnym zagranicznym zawodnikiem w talii Piotra Świderskiego był Szwed Fredrik Lindgren. Popularny "Fredka" w przeciwieństwie do Madsena kompletnie nie spełnił oczekiwań i to właśnie słaba postawa 36-latka była kluczowa w wielu pojedynkach, które Włókniarz przegrał. Lindgren praktycznie na wszystkich płaszczyznach zanotował regres w porównaniu do poprzedniego sezonu. Zdobył mniej punktów, mniej bonusów, wygrał mniej wyścigów, częściej przyjeżdżał na ostatniej pozycji, co finalnie uplasowało go dopiero na 28. pozycji pod względem średniej biegopunktowej (1,652) w PGE Ekstralidze. Jak na jednego z dwóch liderów, zawodnika bijącego się o medale w cyklu Grand Prix i najlepszego jeźdźca pochodzącego ze Szwecji to znacznie za mało. Kibice "Lwów" z pewnością czekają na powrót formy Lindgrena z 2018 roku, kiedy to znalazł się w najlepszej dziesiątce żużlowców, notując średnią 2,146 pkt./bieg. Szczegółową analizę postawy Szweda możecie znaleźć TUTAJ. – Lindgren zanotował kolejny sezon słabszy od poprzedniego i wydaje mi się, że powinien go ktoś zastąpić. Pytanie jednak brzmi: kto? W tym momencie nie da się już praktycznie wyciągnąć żadnego zawodnika, ponieważ wszyscy się dogadali. To był zawodnik postrzegany na lidera, ale niestety w tym sezonie nim nie był. Cztery "dwucyfrówki" i reszta spotkań na poziomie 5-6 punktów. Zdecydowanie zawodził. Smuciło mnie, że w cyklu Grand Prix jeździł bardzo ofensywnie. W każdej sytuacji próbował wyprzedzić rywala, nawet jadąc bardzo ryzykownie. W PGE Ekstralidze tego zabrakło. Jeżeli Włókniarz w następnym sezonie chciałby liczyć się w walce o medale, to Lindgren musi wrócić do formy z sezonu 2018. – komentuje "Żużlowy Degustator".
Ostatnim obcokrajowcem biało-zielonych był Jonas Jeppesen. 23-latek zastąpił "z przymusu" Jasona Doyle'a. Był to pierwszy sezon Duńczyka w PGE Ekstralidze. Wyniki byłego zawodnika Ostrovii najlepiej porównywać z pozostałymi żużlowcami w kategorii U24. Wśród nich zajął on szóstą lokatę, wygrywając tylko z reprezentantami Moje Bermudy Stali Gorzów oraz Marwis.pl Falubazu Zielona Góra. Jeppesen tylko w kilku meczach pokazał się dobrej strony, jak np. podczas wyjazdowego meczu w Toruniu, kiedy zdobył 8 punktów i 2 bonusy oraz w Lesznie, gdzie zdobył również 8 "oczek". Udanie również zakończył sezon ligowy w Grudziądzu. Wraz z Leonem Madsenem byli wtedy liderami Włókniarza. Pozostałe spotkania to jednak słabe występy, przeplatane z bardzo słabymi. Jeppesen nie odnajdywał się na domowym obiekcie. Najlepiej oddaje to średnia biegopunktowa, która jest niższa niż ta wyjazdowa. Pomimo bezbarwnych wyścigów i słabych momentów startowych, Duńczyk otrzymywał sporo szans, mimo że częstochowscy juniorzy prezentowali się dużo lepiej. Czy budowanie zawodnika i dawanie mu dużej ilości startów zaprocentuje? Tego dowiemy się w następnym sezonie, ponieważ 23-latek wciąż reprezentować będzie barwy tego klubu. – Wydaje mi się, że Jeppesen będzie w następnym sezonie dostawał wiele szans. Jeżeli będą go zastępować Miśkowiak i Świdnicki, to wydaje mi się, że dopiero w trzeciej, bądź czwartej serii startów. Swoje będzie mógł pojechać i udowodnić, że powinien dostać kolejne szanse. Ten sezon w jego wykonaniu nie był jakiś wybitny, ale bądźmy poważni, kto się spodziewał, że Jeppesen będzie kluczowym zawodnikiem? W 2020 roku pojechał tak naprawdę tylko jeden dobry mecz – ten z Apatorem. Z resztą w tym sezonie sytuacja była bardzo podobna. Nie wiadomo jak będą jechać pozostali zawodnicy, więc zmienianie od początku spotkania Jeppesena byłoby ryzykowne. Może okazać się, że ponownie wynik częstochowian będą musieli łatać juniorzy. Ponadto Jeppesena będzie obowiązywać kontrakt amatorski, co oznacza, że będzie jeździć na sprzęcie klubowym. To może być nadzieja na to, że chociaż sprzętowo będzie wyglądał trochę lepiej. Na pewno potencjał jest. Ambicji nie można mu odmówić, ale jeszcze czegoś brakowało. Trzeba również dodać, że 23-latek sporo punktów zyskiwał na dystansie. Pod tym względem był dwunasty w lidze – oznajmia członek "Zakręconych w Lewo".
2. Polscy seniorzy we Włókniarzu byli ogromnym znakiem zapytania przed sezonem. Obaj zmieniali kluby w Polsce po raz pierwszy w swojej karierze. Smektała opuścić rodzinne Leszno, natomiast Woryna Rybnik, który ponownie spadł z elity. Pierwszy mecz popularnego "Smyka" w nowym klubie to był prawdziwy test, głównie psychiczny. Pod Jasną Górę przyjechali Mistrzowie Polski, były klub Smektały – Fogo Unia Leszno. 23-latek zdobył zaledwie 3 punkty i bonus, co było jedną z przyczyn ośmiopunktowej przegranej gospodarzy. Niestety dla zawodnika pochodzącego ze Śremu był to początek bardzo przeciętnego sezonu. Polak przeplatał całkiem dobre występy ze słabymi, których było jednak znacznie więcej. Nawet kiedy wygrywał moment startowy, to tracił wiele punktów na dystansie. Niezależnie czy mówimy o meczach domowych, czy wyjazdowych, choć w tych drugich nie szło mu wybitnie. Średnia zaledwie 1,303 pkt./bieg na obcych obiektach to słaby wynik. Trzeba również podkreślić, że najlepszy mecz wyjazdowy "Smyka" to… występ na byłym domowym obiekcie, kiedy to zdobył 9 punktów. Na torze przy ul. Olsztyńskiej nie było dużo lepiej. Średnia biegopunktowa na poziomie 1,676 to wynik o prawie 0,5 punktu słabszy niż w pierwszym seniorskim sezonie! Smektała ma jednak zaufanie prezesa Świącika i w następnym sezonie również wystąpi z "Lwem na plastronie". Jak wyglądała sytuacja z Woryną? Początek sezonu wychowanka ROW-u był tragiczny. Wielu domagało się wręcz odsunięcia od składu 25-latka. Przełamanie Polaka nastąpiło jednak w najważniejszym momencie – podczas meczu wyjazdowego ze Stalą Gorzów. To świetna postawa Woryny i młodzieżowców zagwarantowała minimalną wygraną Włókniarza i przywróciła nadzieję na udany sezon. Polak odegrał również kluczową rolę w wygranej częstochowian w Zielonej Górze, kiedy to w piętnastej gonitwie skutecznie odpierał ataki pary Protasiewicz-Dudek i zapewnił kolejne punkty do ligowej tabeli swojej drużynie. Druga faza sezonu była "w kratkę". Słabe występy przeplatał z wyśmienitymi, jak choćby płatny komplet punktów z eWinner Apatorem Toruń. Finalnie Kacper zajął 32. lokatę pod względem średniej biegopunktowej w PGE Ekstralidze (3 miejsca wyżej niż 2020 roku). – Ciężko stwierdzić co było problemem Smektały w tym sezonie. Można by powiedzieć, że i w psychice, i w sprzęcie. Do techniki jazdy nie można się przyczepić. Bardzo często mówiono, że tracił wiele pozycji na dystansie, ale tego aż tak dużo nie było. Trzeba jednak przyznać, że jego błędy lub niedopatrzenia spowodowały, że mecze we Wrocławiu czy Lesznie nie były przez Włókniarz wygrywane. Szkoda, że tak się potoczyło, ale ja nie mam do Bartka pretensji. Nie spodziewałem się niczego więcej – zmieniał klub po raz pierwszy, dużo większe wymagania, nie był traktowany już jako "swojak". Możemy go sklasyfikować jako solidnego zawodnika drugiej linii. Jeśli chodzi o Worynę, to druga część sezonu była bardzo dobra i pokazała, że to był dobry ruch dla obu stron. Przełomowym momentem był oczywiście mecz w Gorzowie i piętnasty wyścig, w którym fantastycznie bronił się przed atakami rywali i utrzymał pozycję, która dawała zwycięstwo w meczu. Ten sam scenariusz co w przypadku Smektały. Pierwsza zmiana klubu, nikt nie wymagał od niego, aby był liderem drużyny. Zdarzały się słabsze momenty, ale jest to chłopak, który walczy, nie odpuszcza. Ale czy ten transfer wypalił? Spojrzałbym na to inaczej. Prezes Świącik ściągnął dwóch zawodników, którzy po raz pierwszy zmieniali kluby. Było to trochę ryzykowne. Zmiana nastąpiła na dwóch pozycjach przeznaczonych dla Polaków. Licząc na to, że obaj nagle "odpalą" i będą mieli fantastyczne sezony to było trochę wierzenie w duchy – wyjaśnia Rafał.
Kacper Woryna podczas wyjazdowego spotkania w Gorzowie
3. Najlepsza formacja zawodników we Włókniarzu – juniorzy. Młodzieżowcy to "oczko w głowie" prezesa Świącika. Nie raz podkreślał, że dbanie o rozwój młodych jest kluczowe w funkcjonowaniu klubu. Pod tym względem sezon dla częstochowskiej ekipy był wyśmienity. Złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów, srebrny medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Jakub Miśkowiak Drużynowym Mistrzem Świata Juniorów, Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Polski, Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów oraz zwycięzcą Srebrnego Kasku. – Miśkowiak miał w tym sezonie mecze, w których robił bardzo dużo punktów. Miał pięć wyników dwucyfrowych. Jak na juniora to świetny wynik. To był chłopak, który wchodził w buty seniorów i potrafił rywalizować z najlepszymi. Gdyby został Kowalski to Kuba mógłby startować jako zawodnik U24. Wiemy jednak, że Bartłomiej zmienia klub, więc Miśkowiak zostanie na pozycji juniorskiej. To zawodnik, który mógłby stanowić o sile zespołu, jednak nie wiem czy powinniśmy od niego już tego wymagać. W przyszłym roku będzie miał dopiero 21 lat – ze spokojem stwierdza "Żużlowy Degustator".
Ponadto ogromny progres Mateusza Świdnickiego, który zdobył medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski, zajął drugie miejsce w finale Srebrnego Kasku i zanotował trzecią średnią biegopunktową w zespole. To dzięki nim Włókniarz zajął piąte miejsce w ligowej tabeli i walczył o fazę play-off do ostatnich kolejek. Trzeba również podkreślić rozwój najmłodszych zawodników w drużynie – Franciszka Karczewskiego, który podsumował sezon dla naszego portalu TUTAJ oraz Kajetana Kupca. Ci chłopcy walnie przyczynili się do złotego medalu w DMPJ oraz niejednokrotnie podczas między innymi Turniejów Zaplecza Kadry Juniorów i innych imprez młodzieżowych prezentowali się z bardzo dobrej strony. Wydaje się, że pod tym względem częstochowianie zabezpieczeni są na kolejnych kilka lat i mogą spać spokojnie o formację młodzieżową, nawet jeśli nie zostanie wprowadzony zagraniczny junior. Największym poszkodowanym zawodnikiem Włókniarza jest jednak jeden z młodych chłopców a mianowicie Bartłomiej Kowalski. Wychowanek szkółki Janusza Kołodzieja na początku sezonu znajdował się w podstawowym składzie "Lwów" i prezentował się dobrze. Z czasem stracił miejsce na rzecz Mateusza Świdnickiego i 19-latkowi pozostawały starty w 2. Lidze oraz imprezach młodzieżowych. Trener Świderski zdecydował, że nie będzie rotować pomiędzy zawodnikami, nawet w momencie słabszej postawy któregoś ze swoich podopiecznych, w skutek czego Kowalski swój ostatni wyścig w tym sezonie w PGE Ekstralidze odjechał 16 maja! Młody zawodnik przegrał rywalizację z Mateuszem Świdnickim i w następnym sezonie będzie reprezentować inny klub. – Ciężko jest określić czy Świdnicki był lepszy od Kowalskiego. Patrząc po jego zdobyczach punktowych to bardzo dobrze, że dostawał tyle szans. Był drugim juniorem, który potrafił objechać Bartosza Zmarzlika czy Grigorija Łagutę. Pamiętajmy również, że to jest częstochowianin, więc posiadanie takiego zawodnika w swoich szeregach jest wartością dodaną dla klubu i kibiców. To widać choćby po fanklubie Mateusza założonego przez Marcina Sztrobela, który z dnia na dzień rośnie. Bardzo dobrze, że ten chłopak jeździł, szkoda, że kosztem Kowalskiego, który również wykazuje spory potencjał i mógłby także parę punktów przywieźć. Można było to rozegrać w inny sposób. Któryś z nich mógł zastępować Jeppesena. Wracając do Mateusza, bardzo duży progres, ponad pół punktu na bieg. Mam nadzieję, że dalej będzie się tak rozwijał – komentuje Rafał.
4. W tym sezonie Włókniarz Częstochowa wygrał 7 spotkań. Czterokrotnie wygrywał na własnym obiekcie i trzykrotnie na stadionach rywali. Warto jednak podkreślić, że tylko dwukrotnie wygrał z zespołami, które awansowały do fazy play-off! Na swoim obiekcie pokonał Wicemistrza Polski – Motor Lublin oraz na stadionie im. Edwarda Jancarza triumfował nad tamtejszą Stalą. Pozostałe spotkania z "najlepszą czwórką" kończyły się porażkami. Częstochowscy zawodnicy wciąż mieli problemy z dopasowaniem się do domowej nawierzchni. Najlepiej świadczą o tym spotkania z Fogo Unią Leszno oraz Betard Spartą Wrocłąw. Z drużyną z Wielkopolski, "Lwy" prowadziły po siedmiu gonitwach sześcioma punktami i wydawało się, że kontrolują spotkanie. W drugiej fazie meczu to jednak goście lepiej odczytywali zmieniające się warunki i nie dali szans miejscowym zawodnikom. Taka sama sytuacja miała miejsce podczas bardzo ważnego spotkania z Moje Bermudy Stalą Gorzów. W meczu z aktualnym Drużynowym Mistrzem Polski natomiast od początku wszyscy zawodnicy, za wyjątkiem Jakuba Miśkowiaka, który jako jedyny reprezentant gospodarzy był tamtego dnia w stanie wygrać wyścig, byli pogubieni. W pojedynkach wyjazdowych Włókniarz "trzymał się mocno". Świadczy o tym fakt, że w każdym meczu przekraczali oni barierę 40. punktów. W tych przegranych za każdym razem brakowało jednak punktów seniorów. Leon Madsen wraz z juniorami robili co mogli, lecz to starczało jedynie na ciągły kontakt z przeciwnikami i minimalną stratę do rywali. – Tor od dwóch sezonów nie jest atutem Włókniarza. Nie dość, że nie ma atutu, to jeszcze widowisko ucierpiało. Sam pamiętam jak w sezonie 2017 Lech Kędziora był trenerem Włókniarza, był to pierwszy rok po powrocie drużyny z Częstochowy do elity, a "Lwy" potrafiły wygrywać na własnym torze z najlepszymi i na dodatek były fantastyczne widowiska. Nie wiem dlaczego tak się stało, lecz sami zawodnicy przyznawali, że tor potrafił się znacznie różnić na przestrzeni treningów i meczów. Jeżeli mówimy o drużynie, która chce walczyć w play-offach to pokonując tylko jedną drużynę na własnym obiekcie, która tam się znalazła to nie mamy o czym rozmawiać. W dużej mierze brak atutu własnego toru był przyczyną kolejnego sezonu bez play-offów dla Włókniarza. Mam nadzieję, że trener Kędziora będzie w stanie ten atut przywrócić. W 2017 roku, za jego kadencji ten tor był fantastyczny – dodaje członek "Zakręconych w Lewo".
5. Kluczowymi momentami sezonu dla podopiecznych Piotra Świderskiego były oba spotkania ze Stalą Gorzów. Podczas tego wyjazdowego, juniorzy Eltrox Włókniarza pokonywali Bartosza Zmarzlika, co było bardzo znamienne dla klubu spod Jasnej Góry. Ponadto Kacper Woryna zaliczył wreszcie udany występ, a w ostatnim wyścigu dnia bardzo dobrze odpierał ataki Szymona Woźniaka i zagwarantował 2 punkty dla swojej drużyny. Tamten mecz pokazał, że nawet przy słabszym dniu kapitana – Leona Madsena zespół potrafi wygrać z wyżej notowanym rywalem. Przed domowym spotkaniem na biało-zielonych ciążyła presja. Aby myśleć realnie o fazie play-off trzeba było wygrać. Stadion wypełniony po brzegi oczekiwał od swojej drużyny zdobycia kompletu punktów. Początek zapowiadał się obiecująco – 6 punktów przewagi po czterech gonitwach, mając w pamięci wysoko wygrany pojedynek z Motorem Lublin napawały sympatyków częstochowskiej drużyny optymizmem. Dwa podwójne zwycięstwa zawodników Stali w kolejnej serii szybko stonowały nastroje. Czwórka zawodników Stanisława Chomskiego wykonała swoją pracę bardzo dobrze, na co gospodarze nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć. Przegrana aż dwunastoma punktami zweryfikowała plany o awansie do fazy play-off, który stawał się już tylko marzeniem. – Moim zdaniem kluczowymi momentami były porażki z Unią Leszno i Stalą Gorzów. W obu meczach biało-zieloni prowadzili na początku i nie potrafili tego zwycięstwa dowieźć. Tylko dzięki juniorom prowadzili na początku meczów, a później, kiedy mieli już starty na seniorów to już tak łatwo o biegowe wygrane nie było. Zawodziły jednak inne ogniwa. Pozytywnym przejawem była, tak jak wspomniałeś, wygrana, bardzo szczęśliwa w Gorzowie, lecz w końcowym rozrachunku niewiele dała – przyznaje prowadzący kanał "Żużlowy Degustator".
Rywalizacja w kluczowym dla częstochowian meczu
6. Rok 2021 to powtórka z poprzedniego sezonu w wykonaniu Włókniarza. Ambitne cele, skład na papierze aspirujący o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Efekt? Również ten sam – brak awansu do fazy play-off, bardzo przeciętna postawa polskich seniorów, problemy z wygrywaniem na własnym obiekcie. Wydawało się, że po powrocie do elity Włókniarz stopniowo wznosi się na coraz wyższy poziom. Było piąte miejsce, a co najważniejsze pewne utrzymanie w pierwszym sezonie po powrocie. W 2018 roku awans do fazy play-off. Rok później bardzo udany sezon zwieńczony brązowym medalem. Przed 2020 rokiem głośne transfery – zakontraktowanie w miejsce Žagara byłego mistrza świata – Jasona Doyle'a oraz kolejny powrót Holty. Pomimo tych zabiegów podopieczni Marka Cieślaka, którego pod koniec sezonu zastąpił Piotr Świderski nie awansowali nawet do najlepszej czwórki, mimo że byli wskazywani często jako najpoważniejszy kandydat do zdetronizowania Unii Leszno. Sezon 2021 to również wiele zmian w składzie, które nie przyniosły zamierzonego efektu. Prezes Świącik postanowił tym razem spróbować innej strategii – wszyscy zawodnicy dostaną kolejną szansę w nowym sezonie. – Faktycznie ten sezon był bardzo podobny do poprzedniego. Ponownie 3 porażki sportowe na własnym obiekcie z drużynami, które awansowały do najlepszej czwórki, co skutkowało tym samym – brak wejścia do fazy play-off. Ciągle ten sam problem w ekipie w Częstochowy – dodaje Rafał.
7. Po zimowej przerwie kluby rozpoczną rywalizację w rundzie zasadniczej o przepustkę do fazy play-off, do której awansuje aż sześć drużyn. W takim przypadku brak awansu "Lwów" byłby kompromitacją. Trzeba jednak spojrzeć realnie na sytuację. Czy biało-zielonych stać będzie na coś więcej niż tylko ćwierćfinał? Z pewnością podczas dwumeczów wiele może się wydarzyć. Kontuzja lidera, słabsza forma jednego z rywali czy najzwyczajniej w świecie pech przeciwnika może spowodować, że drużyna awansuje do półfinału. Tym bardziej, że najlepszy przegrany pojedynków ćwierćfinałów pozostanie w grze. Biorąc pod uwagę wysokie zdobycze punktowe Włókniarza w meczach wyjazdowych, jeśli dopasują się do domowego obiektu, to nowy system może być ich dużym atutem przy niezmienionym składzie. Trzeba również wspomnieć o nowym-starym trenerze częstochowian – Lechu Kędziorze. 65-latek pełnił tę funkcję w klubie spod Jasnej Góry w 2017 roku i zbierał bardzo pozytywne opinie za swoją pracę. Czy w 2022 roku pod jego wodzą Włókniarz będzie stać na powtórzenie wyniku z 2019 roku i zdobycie medalu? Na odpowiedź na to pytanie musimy jednak poczekać, lecz z pewnością Włókniarz z taką młodzieżą powinien walczyć o najwyższe cele. – Zmiana trenera na takiego, który jest dużo bardziej doświadczony niż Piotr Świderski może coś przynieść, natomiast nie jestem przekonany czy Lech Kędziora jest idealną postacią, która mogłaby ten zespół odmienić. Jeżeli chodzi o nowym system play-off i przyjście byłego trenera Polonii to może być to pozytywy aspekt dla Włókniarza. Jeżeli trener Kędziora przywróci ten stary, fajny tor do ścigania, a jeśli tak będzie i "Lwy" odzyskają atut własnego toru, to w play-offach może powalczyć. Sam wspomniałeś wcześniej, że w tym sezonie na wyjeździe zawsze Włókniarz zdobywał więcej niż 40 punktów. Idąc tą drogą, jeżeli zawodnicy "dogadają" się z torem, to może się okazać, że ten system będzie dla Włókniarza korzystny. Wydaje mi się jednak, że nie dokonując żadnej personalnej zmiany w drużynie ciężko jest mi patrzeć pozytywnie na następny sezon. Kibice muszą liczyć, że poprawią się aż czterej zawodnicy. Musi się zmienić w Częstochowie naprawdę dużo, a to nie napawa mnie optymizmem. Rzadko kiedy się zdarza, że nagle czterech zawodników "odpali". W stosunku do Kacpra Woryny mam najmniej obaw, ponieważ w tym roku pokazał, że potrafi być kluczowym zawodnikiem. Reszta natomiast to wielka niewiadoma i trudno szukać sygnałów, które mogą świadczyć o nagłej zwyżce formy – puentuje członek "Zakręconych w Lewo".
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!