Z pewnością Martin Vaculik przed sezonem 2018 liczył na więcej, jeśli chodzi o występy w cyklu Speedway Grand Prix. Przez kontuzję, której doznał na początku rozgrywek, nie pojawił się jednak w kilku turniejach, a w dodatkowych startował krótko po wspomnianym urazie.
Tegoroczne zmagania na toruńskiej Motoarenie zakończył on na ósmym miejscu, z ośmioma punktami i po występie w półfinale. Ostatecznie został sklasyfikowany na 13. pozycji w końcowym zestawieniu. – To był dla mnie bardzo ciężki sezon w Grand Prix, bo miałem kontuzję i opuściłem pierwsze dwa turnieje, ze względu na nią. Później, gdy wróciłem, to nie byłem absolutnie w 100% zdrowy, bo jednak cały czas jeździłem z nogą, która nie do końca była zrośnięta. Dopiero tydzień przed Malillą zrobiliśmy z lekarzami to finałowe prześwietlenie, po którym okazało się, że kość jest zrośnięta. Mogłem sobie wówczas pozwolić na delikatne ryzyko. Dla mojej głowy też to był od razu dobry sygnał. Wtedy mogłem w pełni się skupić na jeździe – mówił po ostatniej odsłonie tegorocznego Speedway Grand Prix, Martin Vaculik.
Jeśli chodzi o obiektywne podsumowanie, to w takim wypadku trudno się o nie pokusić. Początek sezonu w lidze polskiej był dla Słowaka udany. Dodatkowo w turniejach SGP, w których był w pełni sił, meldował się w półfinałach i dwóch finałach, triumfując nawet w Gorzowie Wielkopolskim. W pozostałej części rywalizacji w tej prestiżowej serii musiał zmagać się z urazami i ich skutkami. – Trudno określić mi, jaki to był dla mnie rok. W dużej części byłem eliminowany przez tę kontuzję. Początek sezonu i pierwszy mecz ligowy miałem bardzo dobry, przeciwko Toruniowi w Gorzowie. Niestety przytrafiła się ta kontuzja i mi jest teraz ciężko się określić, jak to wyglądało. Ja generalnie cieszę się, że w ogóle mogłem jeszcze wystąpić w tym sezonie. Jestem zadowolony, że jeździłem po tym urazie – wyjaśnił.
Vaculik przyznaje, że jego występom w tym sezonie nie towarzyszyło żadne napięcie, które mogło się pojawić, gdy debiutował w Speedway Grand Prix. Był jednak świadom, że rywalizował z zawodnikami z najwyższej półki. – Nie miałem w ogóle presji. Ona może była, gdy w Grand Prix jeździłem pierwszy rok, ale później po prostu jechałem bez niej. To są jednak mistrzostwa świata, tu wszyscy są najlepsi, każdy jedzie naprawdę na 100%. Co tu więcej dodać? Tu nie ma miejsca na pomyłki, nie najlepszą formę. Jeżeli nie jesteś w 100% dysponowany i coś Ci ucieknie, jakieś przełożenia, czy coś innego, to wówczas jest bardzo ciężko – słusznie zauważył.
Informacje o przyznaniu „dzikich kart” na sezon 2019 w tym roku zostały przekazane dosyć szybko. Po kilku dobrych występach Słowak, ostatecznie nagrodzony przez organizatorów tym przywilejem, mógł myśleć, że jest dla niego nadzieja. Starał się jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. – Nie wiem, ja o tym nie decyduję. To należy do organizatora. Ja zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy i więcej nie mogłem. Oczywiście bardzo chciałbym jeździć w Grand Prix, bo moim marzeniem jest zostać mistrzem świata. To może się udać tylko w tym cyklu – mówił, nieświadomy jeszcze tego, co nastąpiło w niedzielę.
Od kilku lat pojawiali się zawodnicy, którzy próbowali sugerować BSI, że to im należy się stałe zaproszenie do grona najlepszych żużlowców świata. Co roku, jak mantrę tę tezę powtarzał, choćby Leon Madsen, a i grono tych, którzy nie utrzymali się samodzielnie w serii i podejmowali te praktyki, było dosyć spore. Sympatyczny Słowak nie chciał jednak zwracać uwagi włodarzy serii poza torem, a tylko i wyłącznie na nim. Ostatecznie przyniosło to oczekiwany rezultat. – Ja staram się na torze pokazywać to, co najlepsze. Niech każdy już oceni to w sposób, jaki chce. Jeżeli ja komuś pasuję w Grand Prix i organizatorzy mnie chcą tam zobaczyć, to ja nie uważam, że muszę za nimi chodzić i mówić oraz prosić o „dziką kartę”. Oni zdają sobie jednak sprawę z tego, że jestem sportowcem i każdy chce osiągnąć szczyt w swoim sporcie. Dla mnie to właśnie mistrzostwo świata. Pytanie zatem, czy ja chcę jeździć w tym cyklu, było niepotrzebne, bo wiadomo, że tak jest. Oni to wiedzą. Ja mogłem tylko pokazać się na torze z jak najlepszej strony – mądrze wyjaśnił na koniec Martin Vaculik, który będzie jednym ze stałych uczestników cyklu SGP również w kolejnym roku.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!