Liderem Orła Łódź w przegranym na wyjeździe z Unią Tarnów pojedynku, był Tobiasz Musielak. Wychowanek leszczyńskiej Unii na torze pojawiał się sześciokrotnie i do wyniki 41:49 dorzucił 12 punktów. Nie był zadowolony z pierwszego zera, przywiezionego w sezonie.
Od początku było wiadomo, że będzie to pojedynek dwóch drużyn o podobnych potencjałach. To potwierdziło się na torze i gdy nikt nie zakładał łatwego pojedynku, to ten do takich właśnie nie należał. – Było okrutnie ciężko. Nasi rywale – gospodarze byli po prostu szybcy. Nie mogliśmy znaleźć recepty. Ja też przyznam, że w ostatnim biegu byłem „mentalnie wymęczony” tymi powtórkami z czternastego wyścigu. W piętnastym nie można było już nawet dotknąć silnika. Był taki gorący, a wiadomo, że na ostatni bieg drugiego motocykla nie było co brać. Byłby to kompletny nonsens. Tragedii z naszej strony nie było. Myślę, że jesteśmy w stanie odrobić 8 punktów w rewanżu – mówił po meczu w Tarnowie, Tobiasz Musielak.
Początek delikatnie należał do gości. Osiągnęli ono dwupunktową przewagę, którą później „Jaskółki” odrobiły, aby ostatecznie wyprowadzić decydujące ciosy. Co się stało w końcówce? – Miałem zadać to samo pytanie (uśmiech). Może z perspektywy trybun było to widać lepiej. Ja byłem na torze, tak naprawdę skupiałem się na sobie. W ten sposób chciałem pomóc drużynie – mieliśmy spotkania pomiędzy wyścigami. Przekazywałem jakieś wskazówki, gdy udało mi się wygrać bieg lub dowoziłem dwójki – dodał.
Pomimo bycia jedynym zawodnikiem w drużynie z dwucyfrową liczbą punktów, nasz rozmówca nie był do końca zadowolony ze swojej postawy. Zwłaszcza z ostatniego wyścigu, kiedy przerwał pewną passę z obecnego sezonu. – Popełniałem jednak trochę za dużo błędów. Wpadła „zerówka” na koniec. Trochę jestem tym zawiedziony, pierwsza taka w tym roku, ale trzeba to przyjąć z pokorą. Jutro jest nowy dzień i nowe ściganie – mówił w kontekście meczu z drużyną z Gniezna.
Musielak jako jedyny Polak z Orła ma stały „dostęp do startów”. Wybrał ponowne występy na Wyspach Brytyjskich w barwach Swindon Robins. Gdy niektórzy powątpiewają w sens takich decyzji, on sam nie ma na co narzekać i twierdzi, że sporo mu to daje. – Anglia na pewno mi pomaga. Nie mam tego momentu, że czekam na kolejny mecz. Nie muszę przyjeżdżać na trening, trener jest również wyrozumiały i wie, że jak pasuje, to jedziemy. Jest ok. Myślę, że tak to powinno działać w zespole – powinniśmy się rozumieć. Tak jest w Orle i to mi się podoba – podkreślił.
Popularny „Tofeek” w Tarnowie bywał wielokrotnie. Nawierzchnia w Jaskółczym Gnieździe raczej go nie zaskoczyła, spodobało mu się jednak to, jak przygotowany był start. – W Tarnowie byłem ostatnio rok temu z Częstochową, było coś też wcześniej z Rybnikiem. Generalnie na tym torze jest zawsze tak samo (śmiech). Start był trochę bardziej zbronowany, niż zazwyczaj. Ucieszyłem się, gdy to zobaczyłem. Dobrze, że jeszcze na ten mecz zrobili nieco przyczepniej, bo było więcej walki. Miałem możliwość „podłapać” się pod gospodarzy.
Po sobotnim pojedynku łodzian czekały dwa mecze u siebie. W momencie rozmowy byliśmy przed meczami z Car Gwarant Startem Gniezno i Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. Wiemy już, że to pierwsze starcie Orzeł przegrał w identycznym stosunku, jak w Tarnowie, tyle, że na własnym obiekcie. – Wiadomo, że mecze u siebie są ważne i chce się je wygrać. Tak będziemy chcieli zrobić. Myślę, że do Tarnowa też nie przyjechaliśmy tak, że 8 punktów straty wzięlibyśmy w ciemno, spakowali się i czekali na następny mecz, kolejnego dnia z Gnieznem. Było widać, że mogliśmy to dowieźć do końca. Kilka błędów się wkradło. Myślę, że to przez znajomość toru gospodarzy, bo byli tak szybcy, że wyjeżdżali nam praktycznie, po zewnętrznej i wewnętrznej. Gubiliśmy po prostu te punkty – podsumował spotkanie w Tarnowie, Tobiasz Musielak.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!