Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi w 2015 roku były drugą odsłoną tego turnieju w jego historii. Szesnastu najlepszych zawodników najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce ma gwarantować ściganie na niesamowitym poziomie sportowym. O tym, że tak jest, nie trzeba nikogo przekonywać. Świadczy o tym wiele biegów, a jeden z nich przypominamy Wam w naszej autorskiej serii.
System kwalifikacji do tego turnieju jest bardzo prosty. Do startu w IMME organizatorzy zapraszają zawodników, którzy legitymują się najlepszą średnią biegopunktową po dziesiątej rundzie rozgrywek PGE Ekstraligi. Jedynym odstępstwem był fakt, że z powodu kontuzji wystartować nie mogli Jarosław Hampel oraz Piotr Protasiewicz.
Pula nagród w turnieju w Lesznie wynosiła sto tysięcy złotych, było więc o co walczyć. Sama formuła zawodów jest nietypowa, nieprzewidywalna i dająca szansę wygrania żużlowcowi, któremu nie wszystko idzie do końca po jego myśli.
Takim rajderem, któremu niekoniecznie wychodziło, był Grigorij Łaguta. Zawodnik ten wykorzystał jednak szansę, jaką dawał regulamin i zakwalifikował się do biegu półfinałowego z zaledwie siedmioma punktami na koncie i tylko jednym zwycięstwem biegowym.
W finale byli już Greg Hancock i Martin Vaculík, którzy awansowali bezpośrednio z najwyższą ilością punktów oraz Piotr Pawlicki, który wygrał pierwszy półfinał. „Grisza” jako ostatni zameldował się w ostatnim biegu dnia, wygrywając bieg półfinałowy po fantastycznej walce ze swoim rodakiem, Emilem Sajfutdinowem. Nie od dziś wiadomo, że rosyjscy zawodnicy jeżdżą bardzo widowiskowo, odważnie, a co najważniejsze – skutecznie. Łaguta niesiony sukcesem z wyścigu półfinałowego wygrał też najważniejszą gonitwę wieczoru i został drugim w historii czempionem IMME.
Bieg otwierający Grigorijowi drogę do złota przypominamy w filmiku poniżej. Włos się na głowie jeży. Enjoy!
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!