Mateusz Cierniak, wychowanek tarnowskiej Unii to bez wątpienia jeden z największych talentów w polskim żużlu. 18- latek w minionym sezonie ligowym okazał się najskuteczniejszym juniorem w rozgrywkach eWinner 1. Ligi Żużlowej. Syn byłego żużlowca – Mirosława Cierniaka ma przed sobą świetlaną przyszłość, lecz jak sam mówi, nic nie przychodzi samo, a dobre tegoroczne wyniki to efekt ciężkiej pracy, którą wykonał przed sezonem.
Karol Garncarz, speedwaynews.pl: – Sezon ligowy jest już za nami. Unia Tarnów finalnie kończy go na piątym miejscu w tabeli pierwszoligowych rozgrywek. Ten okres ścigania w tym roku był bardzo oryginalny, wszystko przez pandemię COVID-19. Powiedz jak Ty byś podsumował swoje ligowe występy?
Mateusz Cierniak, zawodnik Unii Tarnów: – Myślę, że były na bardzo dobrym poziomie. Ze swojej postawy jestem zadowolony, udało mi się zostać najlepszym juniorem w eWinner 1. Lidze żużlowej, więc ten sezon był udany. Walczyłem nie tylko z juniorami, ale również z seniorami i to z bardzo dobrymi rezultatami. Natomiast jeśli chodzi o drużynę, to mogło być troszkę lepiej. Zdaje sobie oczywiście sprawę, że każdy z zespołu miał swoje problemy, ale zawsze staraliśmy się jechać jak najlepiej. Mimo wszystko, sezon zdecydowanie na plus.
– Porównując Twoją tegoroczną postawę do tej, którą prezentowałeś w zeszłym sezonie to łatwo zauważyć duży postęp. Czy Ty czujesz, że nabrałeś takiego wiatru w żagle? Bo jeszcze rok temu mówiło się o Tobie, że jesteś wielkim talentem, ale te wyniki nie powalały. Teraz udowodniłeś na torze, że jest z Ciebie kawał żużlowca.
– Myślę, że po bardzo dobrze przepracowanej zimie i dużej ilości wyciągniętych wniosków i przemyśleń te wyniki się poprawiły. Wcześniejszy sezon dał mi pierwsze doświadczenia z ligowego ścigania. To zaprocentowało w jakiś sposób teraz i myślę, że dlatego ten sezon poszedł mi tak dobrze.
– Od początku sezonu wiedzieliśmy, że awans Unii Tarnów z różnych przyczyn nie wchodzi w grę. Drużyna z Torunia już przed startem rozgrywek była praktycznie pewna powrotu do elity. Jakie cele stawiał przed wami menadżer Tomasz Proszowski. O co walczyła Unia Tarnów?
– Dokładnie, ekipa z Torunia była niewątpliwie faworytem w tym roku więc od samego początku wiadomo było, że ciężko będzie im zagrozić. Ze strony Unii Tarnów takim celem jaki otrzymaliśmy był awans do play-off. Gdy się okazało, że nie będzie rundy finałowej to jasnym się stało, że celem jest awans do pierwszej czwórki. Niestety, nie udało się tego osiągnąć. W tym roku można powiedzieć, że lepiej czuliśmy się na wyjazdach niż na własnym torze. Szybki przykład. Wygrywamy w Gdańsku, a w Tarnowie zostaliśmy pokonani i to bez większego problemu, mimo kontuzji Krystiana Pieszczka, który był jednym z liderów tej drużyny.
– Podobnie było w dwumeczu z drużyną z Gniezna.
– Dokładnie tak.
– Jak myślisz, z czego to wynikało? Mieliście do dyspozycji domowy tor, odbywaliście na nim treningi, a później w zawodach jakby uchodziło z was powietrze i całkowicie traciliście atut własnego obiektu. Czy nawierzchnia na zawodach różniła się od tej, na której trenowaliście? Dużo kibiców łapało się za głowy, że na torze w Mościcach to często goście robili co chcieli.
– Ciężko jest na ten czas wyciągnąć z tego jakiś sensowny wniosek. Nie wiem skąd się brała ta słabsza dyspozycja „u siebie", ale ewidentnie w tym sezonie coś nam nie szło. To był trudny rok dla wielu z nas. Przykładem może być Peter Ljung, który zaliczył poważny wypadek w Szwecji, wyleciał za tor uderzając w słup. Wielu ludzi się zastanawiało czy on w ogóle wyjedzie w tym roku na tor. Mimo wszystko wrócił, ale podobnie jak inni zawodnicy z drużyny też miał kłopoty sprzętowe. To skutkowało tym, że wyniki na swoim torze nie były dobre. Każdy stara się jak może, ale samą chęcią się nie wygrywa. To musi być poparte szybkim i dobrym sprzętem.
– Gdybyś miał wybrać swój najlepszy mecz lub wyścig z tego sezonu, który by to był? Taki, z którego byłeś najbardziej zadowolony?
– W sumie nie zastanawiałem się nad tym. Tak na szybko, to na pewno mecz wyjazdowy z Gdańskiem oraz mecz z Bydgoszczą w Tarnowie. Wtedy mimo, że zdobywałem „trójki" to fajnie walczyłem na trasie, a nie tylko puszczałem sprzęgło i gnałem do przodu. To były dwa mecze, które najbardziej utkwiły mi w głowie i z nich jestem najbardziej zadowolony i myślę, że swoją postawą na torze też to pokazałem.
– Okres ligowego ścigania już za nami, ale Ty nie kończysz jeszcze sezonu. Powiedz jakie mecze przed Tobą?
– Najbliższe zawody odjadę w Gdańsku 12 października. Jest to Finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów. Później 17 października jadę do Terenzano na Mistrzostwa Europy Par jako rezerwowy i najprawdopodobniej to będą moje ostatnie zawody w tym sezonie.
– Jak wygląda Twoja sytuacja kontraktowa? Czy wraz z końcem sezonu przestajesz być „Jaskółką"?
– Generalnie sezon jeszcze chwilę potrwa, więc jeśli chodzi o takie ważne decyzje to na nie przyjdzie jeszcze czas. Na ten moment skupiam się jeszcze na jeździe. Przede mną są bardzo ważne dla mnie zawody i myślę o nich. Na podjęcie takich decyzji jeszcze chwilę czasu mam więc na tym przystanę.
– Czy Ty czujesz się zawodnikiem, który poziomem i umiejętnościami mógłby rywalizować w PGE Ekstralidze? Nie pytam tutaj o sytuacje kontraktowe, a bardziej pod kątem sportowym. Czujesz, że poradziłbyś sobie w PGE Ekstralidze?
– Wiadomo, że jak każdy zawodnik dążę do tego by być jak najlepszy, chcę rywalizować z tymi najlepszymi zawodnikami i dołączać do ich grona. Ja staram się jak mogę żeby każde zawody wychodziły mi jak najlepiej. Staram się być do żużla jak najlepiej przygotowany, dużo nad sobą pracuje. Każdy wyścig, każde spotkanie czegoś uczy więc kiedyś przyjdzie czas by mierzyć się z tymi najlepszymi. Chciałbym jak najbardziej rywalizować ze światową czołówką. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że przede mną dużo treningów i nauki, ale czuje się na siłach i również mam chęci żeby tak było.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!