W sobotni wieczór Bartosz Zmarzlik dokonał tego, co do tej pory udało się tylko dwóm Polakom. Wychowanek gorzowskiej Stali na toruńskiej Motoarenie został trzecim polskim Indywidualnym Mistrzem Świata. Po zawodach nie ukrywał wzruszenia i emocji, jakie go opanowały.
Przypomnijmy, że przed ostatnią rundą ten 24-letni zawodnik miał 7 punktów przewagi nad Emilem Sajfutdinowem i 9 nad Leonem Madsenem. Dosyć niespodziewanie zwycięstwo za zwycięstwem zgarniał Duńczyk, który w pewnym momencie zbliżył się do polskiego reprezentanta. Przed biegiem półfinałowym ostatecznie 2 punkty dawały Zmarzlikowi upragniony tytuł. Ten najważniejszy wyścig w swojej karierze wygrał, po czym mógł on pofrunąć w górę na rękach członków swojego teamu.
Po zawodach świeżo upieczony Indywidualny Mistrz Świata nie ukrywał radości, ale i wzruszenia. Opowiadał również o przeżyciach, związanych ze wspomnianym biegiem półfinałowym. – Cieszę się, że mogę być trzecim polskim mistrzem świata, po Jerzym Szczakielu i Tomaszu Gollobie. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe, jednak bardzo ciężko pracowaliśmy na to z teamem. Staraliśmy się w tym turnieju znaleźć odpowiednie ustawienia. Szczerze mówiąc nie za bardzo to jeszcze do mnie dociera. Muszę chwilę ochłonąć i przemyśleć te wspaniałe momenty. W półfinale chyba serce mi stanęło i „wyskoczyło”, bo nie czułem nic. Gdy jechałem ten wyścig, to dłużył mi się on jak w „slow motion” (zwolnione tempo – przyp. red.), trwał jakby 5 minut. Cały czas czekałem, kiedy ta biało-czarna szachownica pojawi się przede mną. Jechałem i wiedziałem, że ten wygrany bieg da mi upragnione złoto. Była to na pewno niesamowita chwila. Nie wiem, co więcej powiedzieć. Dziękuję wszystkim, którzy za mnie trzymali kciuki i dobrze mi życzyli – mówił, po wywalczeniu złotego krążka IMŚ, Bartosz Zmarzlik.
Dzięki takiemu sukcesowi, zawodnik pojawi się na gali FIM, która w tym roku odbędzie się 1 grudnia w Monaco. Tam będzie mógł spotkać się z innymi mistrzami świata, w sportach motorowych, których ma okazję obserwować. – Na co dzień oglądam Tima Gajsera i Marka Marquez (mistrzowie świata w motocrossie i MotoGP – przyp. red.). Marquez ma nawet podobny numer, bo 93, a ja 95. Tim Gajser ma 91, więc tak sobie wymyśliłem, że to pasuje do 95. Ja ich podziwiam, biorę od nich energię i patrzę, co robią. Fajnie będzie spotkać się z nimi w Monte Carlo. Możliwość zamienienia kilku zdań będzie świetnym uczuciem. Nie mogę się już doczekać – zaznaczył.
Po wysiłku, który w ostatnich tygodniach włożył w wykonaną pracę nowy mistrz świata, przyjdzie pora na odpoczynek. Wiemy już, że klub z Gorzowa ufundował mu wycieczkę na Malediwy, na którą uda się ze swoją narzeczoną, Sandrą. Wcześniej jednak do rozegrania pozostały pojedynki barażowe z zespołem z Ostrowa Wielkopolskiego. Pierwszy z nich zakończył on z czystym kompletem punktów. – Przed nami jeszcze baraże. Będę na pewno trzymał gaz. Koncentracja nie przyjdzie łatwo. Krótko po zawodach w Toruniu nie byłem fizycznie zmęczony, ale psychicznie wyczerpany. Usiadłem i nawet taką „dziurę” złapałem, bo naprawdę ten weekend, a nawet miesiąc od Vojens, bardzo mi się dłużył. Może tego po mnie nie było widać. Też jestem zaskoczony – przynajmniej mam takie odczucie – że całkiem fajnie sobie z tym radziłem. Znajdowałem sobie szybko jakieś zajęcie, robiłem różne rzeczy w warsztacie, na treningach, tak, aby po prostu zająć się czymkolwiek innym. Nie było łatwym jednak wymyślać coś takiego, aby to też dawało przyjemność i skuteczność. Z pewnością to był dla mnie ciężki okres, ale było warto, bo teraz jestem najszczęśliwszy na świecie – zakończył, najlepszy zawodnik tegorocznego cyklu Speedway Grand Prix, Bartosz Zmarzlik.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!