Arkadiusz Buczyński licencję żużlową uzyskał w 1992 roku. Niestety dla niego, po czterech sezonach musiał odpuścić dalsze ściganie, bowiem na przeszkodzie stanęła kontuzja barku.
Nabawił się jej 3 maja 1995 roku w Rzeszowie. Po dwóch startach nie miał przy swoim nazwisku punktu, bowiem musiał zjeżdżać z toru z powodu defektu. W trzecim jego wyścigu w trakcie jazdy bark mu… wyskoczył. Zbiegi laserowe, terapie, nic nie pomagało. Jedynym wyjściem była operacja, na którą się jednak nie zdecydował.
Po kilku latach wrócił do żużla "od kuchni". Dziś jest klubowym fotoreporterem Wybrzeża Gdańsk, a także na co dzień współpracuje z kilkoma zawodnikami, którzy reprezentują gdańskie barwy. Jest także związany z portalem speedwaynews.pl.
Konrad Cinkowski, speedwaynews.pl: Jesteś chyba jedynym fotoreporterem w Polsce, który w przeszłości jeździł na żużlu. Jak to było z „fotopstrykami” za czasów, gdy broniłeś barw Wybrzeża w latach 1992 – 1995, poza tym, iż nie było ich tak wielu jak teraz?
Arkadiusz Buczyński: – To zupełnie dwa różne światy. Obecnie na zawodach jest średnio 10 fotografów. Przeciętny zawodnik ma po kilkanaście a nawet kilkadziesiąt bardzo fajnych zdjęć z jednego meczu dostępnych w Internecie parę godzin po zawodach. 25 lat temu na meczu było 3-4 fotografów z aparatami analogowymi w dłoniach. Jakość z reguły kiepska, z jednego meczu można było wyodrębnić poszczególne klatki – najczęściej z prezentacji zawodników. Olbrzymi postęp w fotografowaniu sportu, w tym i żużla z całą pewnością zawdzięczamy aparatom cyfrowym.
Skąd w ogóle pomysł, aby zacząć przygodę z fotografią i czy od razu wiedziałeś, że żużel będzie wiodącą dyscypliną?
– Zabawa zaczęła się od typowej fotografii – rodzina, miasto, natura itp. Fotografią sportową zacząłem się interesować nieco ponad 6 lat temu początkowo była to piłka nożna. Gdy moje prace się spodobały, wówczas przed sezonem 2013 skierowałem się do Wybrzeża o możliwość fotografowania żużlowców. No i tak się zaczęła moja współpraca z Wybrzeżem, moim dawnym klubem, która trwa owocnie do dzisiaj. Przez te kilka lat fotografowałem różne dyscypliny, które możemy zobaczyć na Pomorzu. Jednak ze względu na to, że sam zacząłem uprawiać kolarstwo górskie, to obecnie niewielka ilość wolnego czasu pozwala mi na fotografowanie jedynie żużla.
Czy fakt, że niegdyś jeździłeś w lewo pomaga ci teraz w robieniu zdjęć? Mam tutaj na myśli dostrzeganie detali takich, o których twoi koledzy po fachu mogą nawet nie pomyśleć?
– Myślę, że w pewien sposób mogę być zaszufladkowany i wykonywać często określone ujęcia. Osoby nie związane blisko z żużlem, często wykonują inne ujęcia. Jeśli zdjęcie jest fajne to i jedno i drugie miło się ogląda. Dla przykładu, ja generalnie skupiam się na zawodnikach podczas jazdy, mało wykonuję zdjęć kibiców, podprowadzających itp. zdjęć statycznych, natomiast są koledzy lub koleżanki, którzy głównie nastawiają się np. właśnie na panie, które podprowadzają zawodników pod taśmę. Jeśli zdjęcie jest fajne i wychodzi z indywidualizmu fotografa to wszystko jest ok, gorzej to wygląda, jak niektóre osoby notorycznie naśladują kadry innych.
Lepiej fotografuje się mecze ligowe czy może jednak zawody młodzieżowe lub inne, liczne imprezy?
– Najciekawsze ujęcia udało mi się ustrzelić na treningu, gdyż wtedy jest możliwość podejścia nieco bliżej zawodnika lub w miejsca, które są niedostępne podczas zawodów.
Masz w swojej kolekcji takie zdjęcia, które szczególnie ci się podobają?
– Tak, mam dwa takie zdjęcia, ale przedstawiają praktycznie identyczny kadr. To zdjęcia właśnie z treningu, gdzie Kamil Brzozowski, a rok później Kacper Gomólski pozowali mi jadąc na jednym kole. Kadr jest o tyle nietypowy, gdyż ja robiąc zdjęcie niemalże leżałem na torze a Kamil i Kacper przejeżdżali koło mnie na prędkości w odległości metra, może dwóch.
Próbka możliwości naszego fotoreportera. Trzeba przyznać, że zdjęcie robi wrażenie
Fotografujesz głównie zawody w Gdańsku. Czy masz swoje ulubione miejsca, z których wychodzą ci najlepsze zdjęcia czy wychodzisz z założenia, że wszędzie można „ustrzelić perełkę”?
– Ze względów na wcześniej wspomniany nagminny brak czasu, jak również na to, że zawody MTB w których ja sam startuję, często pokrywają się terminowo z zawodami żużlowymi to niestety muszę się ograniczyć jedynie do gdańskiego toru. Tutaj w Gdańsku mam takie jedno ulubione miejsce, ale wychodzi mi z nich za dużo ujęć i staje się to czasem nudne, więc staram się zawsze wykombinować coś nowego.
Wiemy wszyscy, że zdjęcia upadków sprzedają się najlepiej i są też świetnie „klikane' w Internecie. Zdarzało ci się sfotografować jakąś kraksę i od razu ją usunąć, ale to nie z powodu, że nieudały ci się czy nie podobały zdjęcia, ale po prostu na torze było zbyt ostro?
– Upadki, kontuzje, złamania to niestety nieodłączna część tego sportu. Nigdy nie nastawiam się na takie ujęcia, ale czasami bywa, że jak obserwuję dany wyścig, to po jednym czy dwóch okrążeniach widać, że ktoś do mety nie dojedzie. Taką zapowiedź upadku zaobserwować można zwłaszcza u młodszych zawodników. Jedyne zdjęcia, których staram się nie publikować, to zawodnicy leżący na torze po upadku. Takich zdjęć jednak przeważnie w ogóle nie wykonuję, gdyż wtedy jestem myślami z leżącym zawodnikiem, często z dobrze mi znanym lub nawet będący moim kolegą.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!