Peter Ljung przyzwyczaił już tarnowskich kibiców do dwucyfrowych zdobyczy punktowych. Tym razem, w przegranym przez Unię w stosunku 40:50 pojedynku z PGG ROW-em Rybnik, kapitan „Jaskółek” przy swoim nazwisku zapisał 8 „oczek” z bonusem, a na torze pojawiał się sześciokrotnie.
Nie był to zatem ten „szybki i wściekły” Peter Ljung, który przyzwyczaił do swojej szybkości tarnowskich fanów speedwaya. – Ścigaliśmy się na torze do motocrossu. Mówiliśmy od sześciu tygodni, że oni muszą go jakoś naprawić, a jednak był okropny. To nie był nasz domowy owal. Na 100% to główna przyczyna porażki. Nikt tak naprawdę nie czuł, gdzie powinien jechać. Wchodząc w wiraż podskakiwaliśmy i niemal spadaliśmy z motocykli. To nie było przygotowanie toru na półfinał – mówił po meczu z rybnickimi „Rekinami”, Peter Ljung.
Goście już od rana przebywali w Tarnowie i kwestionowali nawierzchnię kilkukrotnie. Być może korekty komisarza toru, na „zawołanie” sztabu rybniczan, zmieniły tor w „Jaskółczym Gnieździe”, niemniej jednak jej jakość pozostawiała według Szweda wiele do życzenia. – Ten tor pogarszał się z każdym spotkaniem w tym sezonie. Mówiliśmy sześć tygodni wcześniej, że trzeba to naprawić, ponieważ zaczęły się pojawiać na nim bardzo duże fale i dziury. W tym meczu był najgorszy, na przekroju całego sezonu. Wiele więcej nie można powiedzieć na ten temat. Nie chcesz poświęcać swojego życia za każdym razem, gdy wjeżdżasz w wiraż, ponieważ nie wiesz, gdzie Twój motocykl pojedzie – dodał kapitan „Jaskółek”.
A jak Ljung zapatruje się na sytuację, w której sędzia wykluczył go po upadku na wyjściu z pierwszego wirażu? – Nie jestem tak naprawdę pewny, jak to się stało, dlatego nie mogę tak naprawdę powiedzieć, czy można było to powtórzyć w czwórkę. Czułem po prostu, że było naprawdę ciasno, a później wydawało mi się, że był kontakt ze Szczepaniakiem. Nie mam co do tego jednak pewności, dlatego trudno mi wyrazić dokładną opinię na ten temat. Oczywiście był to pierwszy wiraż, jednak to sędziowie podejmują decyzje i czegokolwiek się nie mówi, to oni nigdy ich nie zmieniają i nie komentują – słusznie zauważył.
Po przegranej w pierwszym spotkaniu w Tarnowie, wygrana w dwumeczu wydaje się być dla Unii pewnego rodzaju „Mission Impossible”. Chcąc jednak triumfować w rozgrywkach, należy odpowiednio radzić sobie na każdym torze. W innym wypadku nie ma mowy o triumfie w Nice 1. Lidze Żuzlowej. – Tak to już jest, jeśli jednak chce się wejść do finału i wygrać ligę, trzeba umieć wygrać na każdym torze. Czasami lepiej jest pojechać na wyjeździe, gdy nikt się niczego nie spodziewa, a domowy zespół wygrał pierwszy mecz. Nigdy nie mówmy nigdy – zaznaczył stanowczo.
Wróciliśmy w rozmowie jeszcze do absencji Szweda w meczu w Daugavpils, gdzie miało zabraknąć go po konsultacji lekarskiej. Ljung potwierdził, że jego nieobecność była poprzedzona właśnie zaleceniami, wydanymi przez doktora. – Wówczas potrzebowałem tygodnia przerwy. Miałem trzy upadki w Szwecji, a w ostatnim z nich zniszczeniu uległ mój kask. Lekarz powiedział, że powinienem zrobić sobie przynajmniej tydzień przerwy. Naprawdę niebezpiecznie jest jeździć, gdy nie ma się w pełni „czystej głowy”. Zapytałem w klubie, a raczej powiedziałem nawet, że nie jest możliwe, abym przyjechał do Daugavpils i oni zrozumieli tę sytuację.
W ostatnią sobotę lipca, w Hallstavik odbył się finał Indywidualnych Mistrzostw Szwecji, który kolidował z ligowym pojedynkiem ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk, na którym Szweda również zabrakło. W krajowych zmaganiach na podium zabrakło miejsca dla naszego rozmówcy, który zakończył je przed biegiem dodatkowym. Najbardziej szkoda jednak straconych punktów po upadku w pierwszym swoim wyścigu, choć i wówczas nawierzchnia, na której odbywał się turniej, nie była zbyt dobra. – Nie jestem zbyt rozczarowany brakiem medalu w finale Indywidualnych Mistrzostw Szwecji. W najłatwiejszym biegu tego turnieju zanotowałem upadek. Tam również tor był fatalny. Organizatorzy musieli dwukrotnie przerywać zawody, aby naprawić go na tyle, by dało się na nim jechać. Nie do wiary, że nie było więcej kontuzji. Sądzę, że każdy starał się używać głowy na tyle, na ile był w stanie. Finał Indywidualnych Mistrzostw Szwecji nie był dla mnie aż tak ważną imprezą. Przede mną Grand Prix Challenge, na które już czekam. Trzeba odpowiednich okoliczności, aby jechać właściwie. W kilku miejscach, w których ostatnio startowałem, był naprawdę źle przygotowany tor.
Na koniec zapytaliśmy Szweda właśnie o wspomniany turniej, w najbliższą sobotę w chorwackim Goričan. Tam najlepsza trójka wywalczy sobie awans do żużlowej elity na sezon 2020. Czy nasz rozmówca wyobraża sobie siebie w roli głównej w tej imprezie? – Celem będzie wywalczenie awansu. Spróbuję tego dokonać, potraktuję to jednak, jako kolejne zawody. Zrobię, co w mojej mocy i zobaczymy po turnieju, co uda mi się wywalczyć – podsumował, na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Peter Ljung.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!