Do jego największych osiągnięć należy m.in. brązowy medal Mistrzostw Europy Par w Miszkolcu z 2009 roku, czy też drugie miejsce w finale Srebrnego Kasku (Zielona Góra – 2006 rok). Cztery lata temu zdecydował się na rozbrat z żużlem i jak sam zapowiada, nigdy już do niego wróci.
Ronnie Jamroży w rozmowie z naszym portalem opowiada o tym, co zmieniłby w swojej karierze, straconych pieniądzach oraz pomyśle na życie poza torem.
Łukasz Piekarski, speedwaynews.pl: – Na początku zapytam o zdrowie. W lutym złamał Pan kość piszczelową i strzałkową lewej nogi. Jak się Pan dzisiaj czuje?
Ronnie Jamroży: – Znacznie lepiej niż w lutym. Cały czas się rehabilituję i wzmacniam mięśnie. Pojawiło się trochę komplikacji, ponieważ po ośmiu tygodniach zrost był kiepski. Wszystko przez dość sporą ilość odłamów i krwiak, który powstał po złamaniu. Zachodziła ewentualność, że będzie konieczna jeszcze jedna operacja, jednak dzięki specjalnemu urządzeniu pojawił się zrost. Teraz już tylko czas i dalsze wzmacnianie nogi.
– Jeszcze niedawno wspominał Pan, że jest „pokłócony” z motocyklem. Zmieniło się coś w tej kwestii?
– Póki co, nie myślę o motorze. Mam mnóstwo zajęć, a wolny czas wypełnia mi rehabilitacja i jazda na rowerze. Dość mocno wkręciłem się w jazdę i staram się robić sporo kilometrów. To też dobrze wpływa na nogę.
– Czym dzisiaj zawodowo zajmuje się Ronnie Jamroży?
– Wraz z żoną prowadzimy firmę transportowo–spedycyjną. Dodatkowo sprowadzam samochody z zagranicy. Tak więc pracy jest sporo.
– Dlaczego tak wcześnie postanowił Pan zakończyć karierę?
– Po prostu poczułem zniechęcenie do żużla. Ciągłe proszenie się o zarobione pieniądze i częsta walka z wiatrakami. W trzech klubach nie dostałem pieniędzy wywalczonych na torze, a pomocy z góry nigdy nie można było uzyskać. Straciłem sporo. Ciężko było się rozwijać i utrzymać team. Nie jeździłem dla pieniędzy, ale to taka dyscyplina, w której finanse odgrywają ogromną rolę.
– Po 2015 roku pojawiły się jakieś pomysły powrotu na tor?
– Szczerze, to byłem zaskoczony, bo nic mi po głowie nie chodziło. Może dlatego, że miałem już zajęcie w postaci firmy i dodatkowo wkręciłem się w motocross.
– Ma Pan 34 lata. Teoretycznie (patrząc na przykład Pawła Hliba) może Pan jeszcze wrócić. Co musiałoby się wydarzyć, żeby Ronnie Jamroży znów ścigał się na ligowych torach w Polsce?
– Musiałaby pojawić się chęć, a takowej nie ma więc i tematu nie ma. Jazda na żużlu to już temat zamknięty.
– Z perspektywy czasu, inaczej pokierowałby Pan swoją karierą?
– Pewnie parę rzeczy zmieniłbym. Jak to mówią mądry Polak po szkodzie i łatwiej oceniać swoje decyzje z perspektywy czasu. Zdecydowanie inaczej dobierałbym kluby i nie wierzył w kłamstwa ludzi. Pewnie też parę razy przymknąłbym gaz, wtedy nie musiałbym pauzować z powodu kontuzji. Jestem jednak zadowolony, że zawsze dawałem z siebie wszystko i ciężko pracowałem na wyniki.
– Kończył pan karierę w barwach klubu z Lublina, który ówcześnie występował w 2. lidze. Dzisiaj ta ekipa jeździ w PGE Ekstralidze. Czy Speed Car Motor utrzyma się w elicie?
– Sezon jeszcze trwa i wiele może się wydarzyć. Na razie wygląda to optymistycznie i jeśli drużynę z Lublina ominą kontuzje, to myślę, że się utrzymają.
– Co dała Panu praca w roli eksperta telewizji NC+?
– Frajdę i możliwość sprawdzenia się w nowej roli. Dochodziły mnie głosy, że odbiór był pozytywny, więc tym bardziej jestem zadowolony.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!