Polska ma najlepszą ligę świata, najlepszych żużlowców i najlepsze imprezy? Wolne żarty. Nasz rodzimy speedway po raz kolejny kompletnie się ośmieszył. Zasadniczo właśnie dlatego z roku na rok zaczyna mnie coraz mniej obchodzić.
Piękny ten nasz żużel, taki światowy, zawodowy. Jednocześnie jednak żałosny i śmieszny. Ponownie, w imieniu jakże najwyższych celów i sprawiedliwości, zawody zostały ot tak odwołane przez zawodników. Faktycznie, wszystko jest w pełni zawodowe, a przepisów nagiąć się nie da.
Patrząc na sobotnie wydarzenia w Pile, czułem się jak w czasach życia najbardziej zagorzałych sarmatów. W końcu co ma król do powiedzenia, jak wszechmogąca szlachta stwierdza, że na wojnę nie pójdzie, bo królewskie szlaki są przepełnione błotem. Przykro to mówić, ale tak to wygląda.
W tym miejscu nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób oceniać bezpieczeństwa, chęci walki czy widzimisię zawodników. Nie ja od tego jestem, a najwyższe organy w kraju, do których mam zdecydowanie największy żal. W końcu, skoro tak bardzo szanujemy ten sport, jesteśmy w jego organizacji tak cudowni, to dlaczego nie jest jasno powiedziane, że po odbiorze toru przez sędziego i komisarza, zawody się odbywają, koniec, kropka? Przecież to najnormalniejsze działanie w tak silnej organizacji, jak PZM czy GKSŻ. W każdym innym kraju taki protest zawodniczy zakończyłby się także odwołaniem zawodów, lecz jednocześnie od razu każdy z żużlowców zostałby zdyskwalifikowany. Żadnego Polaka w GP Challenge i SEC? Trudno. Nie chcieli – nie jadą.
Oczywiście w tym wszystkim jest też druga strona medalu. Skoro tor nie nadawał się do jazdy, to czyja jest to wina? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie różnił się on praktycznie niczym, od tego choćby sprzed 2 czy 3 lat. Co więcej, na tym samym torze odbył się już w tym roku półfinał ZK, mecz ligowy czy cała masa treningów, w tym jazdy próbne zawodników z listy startowej finału, którzy w ciągu ostatnich dni, jeżdżąc aż miło, nie zgłaszali żadnych problemów z torem. Wszystko dzięki żużlowej centrali, która bez najmniejszego zastanowienia przyznała obiektowi licencję. Skoro jest bezpiecznie, to dlaczego nagle jest niebezpiecznie? Kto władzom klubu ma mówić o konieczności dosypywania nawierzchni, jak nie centrala? Wprawdzie przekazano uwagi, odnośnie niedociągnięć na stadionie w Pile, czy jednak nie rozsądnym było sprawdzenie obiektu przed organizacją finału Złotego Kasku, co nie doprowadziłoby do zaistniałej sytuacji?
Dodatkowo nie byłbym sobą, gdybym po staropolsku nie poszukał drugiego dna, o którym zresztą mówi się bardzo dużo w pilskim środowisku. Jak wiadomo, w poprzednich latach bardzo dużo wspólnego z torem miał pewien były zawodnik Stali, Falubazu i Polonii, który ostatnio nie ma najlepszych stosunków z lokalnym zarządem. Sam doskonale wiedział, że już od dłuższego czasu jest problem z krawężnikiem (ba, podczas ubiegłorocznego finału ZK na 95% było identycznie), a teraz nagle postanowił o tym przypomnieć. Witamy w Polsce, kraju żenadą kwitnącym.
Między innymi dlatego ten sport umiera śmiercią naturalną. Jak ludzie mają się od niego nie odwracać, kiedy „najlepiej zorganizowany związek żużlowy na świecie” nie potrafi ogarnąć jednego z najważniejszych turniejów indywidualnych bo a) tor jest zły, a dostał licencję, b) zawodnicy powiedzieli, że nie pojadą i nic im się nie zrobi, c) ktoś przypadkiem sobie przypomniał o niedoskonałościach.
Polski żużel to druga twarz polskiej polityki. Dno i dwa metry mułu. Cytując klasyka: „szkoda strzępić ry*a, naprawdę”.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!