W sobotę, praktycznie nocą Unia Tarnów zapewniła sobie udział w fazie play-off rozgrywek Nice 1. Ligi Żużlowej w sezonie 2019, pokonując Zdunek Wybrzeże Gdańsk w stosunku 49:41. Po meczu Tomasz Proszowski nie ukrywał zadowolenia z postawy zespołu, choć wie, że było kilka mankamentów.
Przebieg tego pojedynku od początku przebiegał pod dyktando gospodarzy. W zasadzie po 5. biegu, po którym na tablicy wyników widniał remis 15:15, „Jaskółki” zaczęły odjeżdżać rywalom. Nie była to różnica dwucyfrowa, jednak śmiało można powiedzieć, że Unia kontrolowała to spotkanie. Przypomnijmy, że obydwa zespoły musiały radzić sobie bez Szwedów, którzy startowali tego dnia w finale krajowego czempionatu. Przez to zabrakło Petera Ljunga w zespole gospodarzy oraz Jacoba Thorssella, Kima Nilssona i Joela Klinga w zestawieniu gości. Jeśli chodzi o dwóch pierwszych, sztaby szkoleniowe korzystały z przepisu o zastępstwie zawodnika. – Spotkanie było kontrolowane. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie tak wyglądał. Wypadł nam wiadomo, który zawodnik i wiemy jaki on poziom prezentuje. Wiemy, co znaczy brak drugiego „trójkowicza”, bo Peter praktycznie jedzie na tym samym poziomie, co Wiktor. Każdy w tym meczu widział, co on znaczy dla drużyny, a nam przed meczem wypadł drugi taki zawodnik. Myślę, że „ZZ-ka” w jakiś sposób się obroniła, bo zrobiliśmy na niej 6 punktów, a w ostatnich domowych meczach, najsłabszy z zespołu zdobywał średnio trzy punkty. Zawiódł niestety Artur Czaja, ma on swoje problemy sprzętowe. Daniel Kaczmarek też jechał w kratkę. Przywoził więcej punktów ważnych, np. na 4:2. Dopiero w 14. biegu potwierdził nam, że weszliśmy do play-offów. My spodziewaliśmy się takiego meczu, choć nie był on łatwy. Cieszy nas bardzo postawa młodzieżowców. Przemek Konieczny naprawdę super pojechał w bardzo ważnym momencie zawodów, co pozwoliło nam zrobić przewagę. Mateusz Cierniak również fajnie jechał. Wiadomo, że wziął udział w kraksie. Sędzia uznał, że była to jego wina, ale on sam też twierdził, że został zahaczony przez mijanego zawodnika. Widać było, że doszło tam do małej scysji z Adrianem Cyferem, niecelowej. Po meczu zawodnicy sobie podziękowali. Miał on startować w biegu 12. za Artura Czaję, ale jeśli nie było takiej potrzeby, wolał odpuścić. Po tym upadku nie był na 100% pewny swojej dyspozycji. Chciał spróbować już w 14. biegu, przywiózł wtedy zero, ale wiedzieliśmy, że po takiej kraksie nie było łatwo jechać – skomentował postawę swoich zawodników, Tomasz Proszowski.
Gdy zespół wywalczył awans do fazy play-off, można myśleć o potencjalnych rywalach. W tym momencie „Jaskółki” mogą trafić na przeciwników z Rybnika, Gniezna lub Ostrowa Wielkopolskiego, a wszystko wyjaśni się dopiero po ostatnim pojedynku, który 4 sierpnia odbędzie się w Daugavpils. Po wywalczeniu awansu udowodniono jednak, że zespół, który według opinii „ekspertów”, miał bez ambicji podejść do sezonu, wbrew tym nieprzychylnym oczekiwaniom, spisuje się całkiem dobrze. – Zamknęliśmy usta niedowiarkom, którzy twierdzili, że odpuszczamy awans do czwórki. Każdy, kto był na tym meczu widział, że nawet zawodnicy, którzy jechali słabiej, walczyli o każdy punkt i robiliśmy wszystko, żeby sobie zapewnić już teraz udział w fazie play-off. Chcieliśmy nie patrzeć na inne wyniki i jechać ze spokojną głową do Daugavpils. Zobaczymy, co nam życie dalej przyniesie. Sport żużlowy jest bardzo nieprzewidywalny. Oby nie przytrafiła nam się taka sytuacja, że nagle będziemy jechać ważny mecz i okaże się, że znowu jest on w terminie, w którym nie będziemy mogli mieć do dyspozycji całej drużyny. Do takiej sytuacji doszło w pojedynku z Gdańskiem. Nie chcemy tego po raz kolejny przeżywać. Co będzie dalej, to życie nam pokaże. Na pewno wiemy, że niektórzy z chłopaków mają dużo do poprawy, albo i bardzo dużo, ale oni o tym sami wiedzą. A jak będą wyglądały play-offy, to dopiero zobaczymy – mówił z dystansem przed fazą finałową.
Teraz, gdy zespół ma już pewny awans do fazy play-off, do dalekiego Daugavpils można się udać ze spokojną głową. W takim wypadku nie ma już ciśnienia na wynik, a może on przyjść sam, właśnie dlatego, że „Jaskółki” pojadą tam bez presji. To gospodarze powinni się martwić, chcąc uniknąć baraży, choć nawet przy ich porażce ta sztuka może się udać, jeśli łódzki Orzeł przegra w Ostrowie Wielkopolskim co najmniej 4 punktami.
Tarnowianie być może będą musieli radzić sobie w tym meczu bez Mateusza Cierniaka. Junior w sobotę będzie obecny we Wrocławiu, jako drugi rezerwowy w turnieju Speedway Grand Prix, a do pokonania na Łotwę jest ok. 1000 kilometrów i 11 h jazdy w jedną stronę. Należy pamiętać o tym, że zawodnik ma dopiero 16 lat i w przypadku, gdy drużyna ma już pewny awans, być może – aby nie przemęczać podstawowego młodzieżowca – zostanie zastosowany scenariusz, w którym w składzie znajdą się Dawid Rempała i Przemysław Konieczny. Decyzja będzie jednak podjęta dopiero w kolejnych dniach. – My wiemy, że jedziemy do Daugavpils praktycznie o nic. Jesteśmy w czwórce, a przy tak wyrównanych drużynach, to naprawdę nie ma znaczenia, z którą pojedziemy. Wiemy, że w play-offach są Gniezno, Rybnik i Ostrów. Rybnik był najsilniejszy, my bardzo nisko przegraliśmy u nich, a u siebie wygraliśmy wyżej. Z Ostrowem u nas przegraliśmy, ale wiemy, że wtedy jechaliśmy bez Artura, a na wyjeździe ulegliśmy w ostatnim biegu. Praktycznie z każdym jesteśmy w stanie powalczyć zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. Podobnie drużyny przeciwne są w stanie napsuć nam również krwi w Tarnowie. Życie pokaże, jak to będzie. Jest jednak trochę tych imprez, w których zawodnicy biorą udział zawodnicy. Musimy się zastanowić, ponieważ kłopotliwa jest kwestia logistyki do Daugavpils. Mateusz Cierniak musi jechać z Wrocławia, z Grand Prix. Te zawody skończą się między 22, a 23, a stamtąd do pokonania jest ok. 11-12 godzin. Musimy zatem podjąć decyzję, czy ma on wyjść z samochodu praktycznie prosto na tor, czy może jednak nie pojedzie. On też musi się nad tym zastanowić. Wiemy, jak czuliśmy się od samego rana przed meczem z Gdańskiem. Pracowaliśmy na stadionie, mieliśmy przygotowania. Każdy zawodnik miał już dość, nawet Wiktor Kułakow mówił ,że w połowie meczu chciało mu się spać. Był w Rosji prawie dwa tygodnie, przy różnicy czasu u niego byłaby już 1 w nocy. Tak samo to zmęczenie również odczuwał – zakończył, menadżer tarnowskiej Unii, Tomasz Proszowski.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!