Jak wiadomo, w ostatnim czasie kibice speedwaya z Piły, a zasadniczo klub z miasta z północnej Wielkopolski, ma niemały problem. W ostatnim czasie trzeba było bowiem porządnie zająć się domowym torem, a w tle należy przecież spłacać też długi. Ostatnie wydarzenia mocno uderzyły także w fanów, którzy także najedli się sporo stresu.
W tym miejscu można powiedzieć, że w Pile to norma. W końcu od czasu powrotu do ligowego ścigania w 2009 roku, co jakiś czas nad Gwdą ponownie pojawiają się demony niespłaconych zawodników. Był jednak taki rok, w którym nie myślało się o niczym innym niż awans do I ligi. Mowa o rozgrywkach A.D. 2011, kiedy to pilski zespół bił każdego i wszędzie.
Wiele rozmów z pilskimi kibicami pozwala w tym miejscu wysnuć tezę, że był to jeden z niezapomnianych okresów. Co prawda wciąż mówimy o rozgrywkach drugoligowych, lecz nie da się ukryć, że emocje płynące z toru pozwalały na bardzo radosne przyglądanie się występom swojego zespołu.
Skąd takie zafascynowanie ówczesnymi rozgrywkami? Kibicom z innych regionów polski okres ten powinien kojarzyć się ze startami w Polonii… samych braci Pawlickich. Tak, to właśnie o nich w Pile pamięta się bardzo dobrze, choć jeden z nich w tym roku mocno zaszedł za skórę kibicom. Przejdźmy jednak do szczegółów.
Kiedy po sezonie 2010 wielu fanów czarnego sportu w Grodzie Staszica miało dość mizerne miny, na wiosnę pojawiło się światełko w tunelu. Pomocną rękę do klubu wyciągnął bowiem Henryk Stokłosa, który… obiecał pomóc klubowi, jeśli uda mu się wygrać zbliżające się wybory uzupełniające do senatu. Jak wiadomo, frekwencja w takich przypadkach jest niezwykle niska, a zaangażowanie żużlowego elektoratu okazało się być strzałem w „10”. Stokłosa, jak na przedsiębiorcę przystało, dotrzymał słowa i zaangażował się w projekt „Stokłosa Polonia Piła”.
Kiedy pierwsze spotkanie w sezonie nieubłaganie się zbliżało, skład Polonii wyglądał… przeciętnie. Najmocniejszymi punktami wydawali się być kapitan Andrzej Korolew, Max Dilger, będący później pilskim talizmanem, Paweł Staszek oraz… sam Jason Doyle. Mimo wszystko na papierze nie wyglądało to najlepiej, lecz pilanie byli naprawdę spokojni o swoją przyszłość.
Niestety pierwszy mecz na własnym torze przeciwko faworytowi do awansu – Ostrovii Ostrów – zakończył się porażką. Na torze w barwach gospodarzy brylował jedynie Cyprian Szymko. To oczywiście nie spodobało się Stokłosie, który od razu postanowił działać. Kilka dni później cały żużlowy świat przecierał oczy ze zdumienia. Skłóceni z Józefem Dworakowskim bracia Pawliccy postanowili bowiem dołączyć do drugoligowego zespołu z Piły. Dwaj juniorzy, choć ze sportowego punktu widzenia nie poszli dzięki temu do przodu, mogli w Pile zarobić naprawdę duże pieniądze. Mówiło się bardzo wiele o stypendiach od samego głównego sponsora, których wówczas zazdrościłby każdy. Jak było naprawdę? Chyba nigdy się nie dowiemy.
Pierwszy mecz Pawlickich w nowych barwach miał miejsce w Opolu, gdzie… Polonia znów poległa. Co ciekawe, najjaśniejszą postacią zespołu z grodu Staszica był wówczas Piotr Rembas, który do samego końca walczył o przetrwanie na żużlowym szlaku. Później historia postanowiła jednak napisać się sama. W kolejnych spotkaniach Pilanie byli już bowiem nie do doścignięcia. Zespół wzmocnił bowiem jeszcze Danił Iwanow, który bardzo szybko stał się ulubieńcem lokalnej społeczności. Tutaj jednak pojawia się miejsce na kolejną, bardzo interesującą ciekawostkę. Bardzo blisko klubu z Piły był bowiem… Tai Woffinden. Tak, ten Tai Woffinden. Brakowało więc bardzo niewiele, by przed ośmioma laty w Polonii ścigali się bracia Pawliccy, Jason Doyle i obecny lider Sparty Wrocław. Tak, wciąż mówimy o drugiej lidze. W tym miejscu wielu chciałoby przyjrzeć się wynikom poszczególnych spotkań, lecz w całym zamieszaniu zdecydowanie najważniejszy i symboliczny wydaje się być pojedynek z zespołem Lubelskiego Węgla KMŻ Lublin, który był głównym rywalem pilan w marszu po awans. Zespół z południa także był naszpikowany gwiazdami. Mariusz Puszakowski, Zbigniew Suchecki, jadący sezon życia Tyron Proctor i Richard Sweetman, szalejący obecnie w lubelskich barwach Paweł Miesiąc i Cameron Woodward. Kawał ekipy, prawda? Nie dziwne więc, że mecz w Pile przyciągnął na trybuny absolutnie cały stadion (kolejna taka sytuacja miała miejsce dopiero w 2016 roku).
Co kibice zobaczyli? Wbrew zapowiedziom, był to prawdziwy pogrom. Poloniści wygrali 61:29, nie pozostawiając złudzeń kto tu jest najlepszy. Symbolem tego spotkania stał się wyścig nr 6. Wówczas lublinianie wyraźnie wygrali start, lecz Jason Doyle po dużej, a Piotr Pawlicki po małej, już na pierwszym łuku wysforowali się na podwójne prowadzenie (do dziś można to zobaczyć na klubowym kanale na youtube). Nie da się ukryć, że Polonia była wtedy nie do zatrzymania.
Co więcej, same niszczycielskie moce w lidze nie były jedynym sukcesem Polonii w sezonie 2011. Pilanom udało się bowiem także zdobyć medal MPPK, będący ostatnim łupem klubu znad Gwdy w krajowych rozgrywkach.
Na sam koniec przyszedł mecz z Kolejarzem Opole. Włączone jupitery i dopełnienie formalności było tym, na co miejscowi najbardziej liczyli. Jak można się domyślić, tak też było. Skończyło się na rozlewaniu szampana (do dziś program pachnie tanim winem musującym rosyjskiej produkcji, proszę uwierzyć), paleniu marynarki prezesa i ogólnie pojętej euforii. Niezapomnianej dla każdego z kibiców.
Jak się wszystko skończyło? Każdy doskonale pamięta. Już w lutym 2012 roku było wiadome, że w drugoligowych rozgrywkach wystąpi Victoria, a Polonia przechodzi do przeszłości. Bez wątpienia były to jedne z najsmutniejszych obrazków w tym mieście. W całym zamieszaniu jest jednak jedna rzecz, która z pewnością i teraz ucieszyłaby lokalnych kibiców. Mowa o powrocie do tradycyjnego herbu. To właśnie on wtedy zjednoczył kibiców. W obecnej sytuacji mogłoby być podobnie. Jak to mówią ostatnio w całej Polsce (jako kibic Polonii dziękuję tu fanom z Gniezna, Łodzi i innych ośrodków), Polonia nigdy nie zginie, a dla tego smutnego miasta potrzebna jest do tego silna, niezależna i skuteczna. Obyśmy doczekali takich czasów.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!