Oficjalne okienko transferowe „otwiera” się już w najbliższy piątek. Wówczas to można informować o kolejnych, nowych transferach w danych ośrodkach. Wśród wielce prawdopodobnych roszad jest zamiana zawodników zagranicznych, między dwoma z nich.
Oczywiście na słowie „zamiana” należy położyć w tym wypadku cudzysłów, bo tak, czy inaczej nie dojdzie do umowy, pomiędzy klubami, a żużlowcy będą mieli po prostu nowego pracodawcę. I tak po czterech latach startów GKM Grudziądz opuści Antonio Lindbäck, który bronił barw miejscowego zespołu w sezonach 2016-2019. Ruch ten, o ile jeszcze krótko po sezonie nie był wcale tak pewny, teraz jest przesądzony. Z pozostałymi seniorami włodarze z Grudziądza szybko doszli do porozumienia i pozostanie w drużynie zadeklarowali Artiom Łaguta, Przemysław Pawlicki, Krzysztof Buczkowski i Kenneth Bjerre. Chwilę mówiono o tym, że i Szwed nie zmieni otoczenia, jednak ostatecznie obierze on kierunek na Zieloną Górę.
Tam z kolei, jeśli popatrzymy na skład, musi on zająć miejsce tego, który związał się z tym ośrodkiem przed sezonem 2019, czyli Nickiego Pedersena. Duńczyk po czterech latach spędzonych w Lesznie w roku 2018 bronił barw tarnowskiej Unii, która przegrała batalię o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Włodarze Falubazu szybko doszli z nim do porozumienia, niemniej jednak po roku ponownie zmieni on swojego pracodawcę. Patrząc na kompletowanie składów przez pozostałe kluby, niemal jednoznacznym kierunkiem dla trzykrotnego Indywidualnego Mistrza Świata jest zatem właśnie Grudziądz, który opuści wcześniej wspomniany Lindbäck. W praktyce w tym wypadku doszłoby do teoretycznej „zamiany” zawodników. Dla kogo ona finalnie okaże się lepsza?
Kibice GKM-u Grudziądz, którzy od ok. 20 lat czekali na wyjazdowe zwycięstwo w najwyższej klasie rozgrywkowej, musieli obejść się pod koniec sezonu 2019 smakiem. Ich drużyna była niezwykle blisko wywalczenia dodatkowo awansu do upragnionej fazy play-off. Ostatecznie próba ta się nie powiodła i zakończyli oni zmagania na piątym miejscu w tabeli. Czyżby Nicki Pedersen miałby być „lekiem na całe zło”, który wprowadzi ich do pierwszej czwórki w przyszłym roku? Można domniemywać, że z tym zawodnikiem nadzieje kibiców grudziądzkich wzrosną, bo kto nie chciałby mieć go w swoich szeregach? Dwa ostatnie sezony kończył on ze średnimi odpowiednio 2,432 (Tarnów) i 2,032 (Zielona Góra). Jeśli jednak spojrzymy jeszcze wcześniej, to w sezonie 2017 wystąpił on w jedynie 20 biegach, uzyskując współczynnik 1,750. Wszystko to miało miejsce w roku, w którym powrócił on po bardzo poważnej kontuzji, jakiej doznał w czeskich Pardubicach. W kolejnym sezonie, startując już jako niekwestionowany lider, walczących o utrzymanie „Jaskółek” wyraźnie poprawił swoje notowania. Jego domowym torem był znany z twardości owal w Tarnowie i z pewnością na podobne „osiągi” liczą kibice z Grudziądza, jeśli tylko zasili on ich szeregi. Nawierzchnia na obiekcie przy Hallera 4 jest bowiem jeszcze twardsza niż na tym w „Jaskółczym Gnieździe”.
Czy zatem przejście Antonio Lindbäcka do Zielonej Góry to osłabienie siły rażenia tego zespołu w stosunku do zestawienia ze wspomnianym Pedersenem? Tak można uważać, patrząc na średnie Szweda. On w poprzednich dwóch sezonach uzyskiwał je na poziomach 1,758 (2018) i 1,516 (2019). Wygląda zatem na to, że lepiej na tej „zamianie” wyjdą działacze z Grudziądza, prawda? Niekoniecznie. Jest kilka powodów, dla których można sądzić nieco inaczej. Jeśli rozłożymy średnie obydwu wspomnianych zawodników z dwóch ostatnich sezonów, to ujrzymy w nich pewną zależność. Antonio Lindbäck w drugiej połowie sezonu notuje zwyżkę formy, podczas, gdy Nicki Pedersen lepsze miał pierwsze mecze. Liczby z roku 2019 to spadek u Duńczyka z 2,171 na 1,852 i wzrost u Szweda z 1,406 na 1,633. Wszystko to porównanie pomiędzy pierwszymi siedmioma meczami, a drugimi. Obaj nie występowali w fazie Play-off, zarówno w tym roku, jak i w ubiegłym. Gdy spojrzymy sezon wstecz, wygląda to podobnie. Pedersen, który w Tarnowie był liderem i niejednokrotnie startował po 6 razy, w pierwszej połowie rozgrywek PGE Ekstraligi wyśrubował średnią 2,649, która spadła w dalszej na 2,216. Lindbäck natomiast, który zawsze stanowił solidne ogniwo w zespole, ale nie był wskazywany na lidera, poprawił się wówczas z 1,500 na aż 2,033 (mecze 1-7 w stosunku do 8-14). Czyli w momencie, gdy Duńczyk pogorszył się o ponad 0,4 punktu na bieg, Szwed poprawił swoje wyniki o więcej niż pół „oczka”. Teoretycznie można zapytać co z tego, skoro i tak liczby przemawiają za trzykrotnym Indywidualnym Mistrzem Świata?
Trzeba jednak pamiętać, że Nicki Pedersen w sezonie 2020 będzie miał już 43 lata i wróci do jazdy po kolejnej kontuzji. Wcześniej poważnego urazu nabawił się we wspomnianym roku 2016, a w sezonie 2018 w barwach Unii Tarnów również startował z kontuzją ręki. Antonio Lindbäck natomiast w przyszłym sezonie skończy 35 lat i jak do tej pory poważniejsze nieprzyjemności go omijały. Należy jednak pamiętać o kontuzji z tego roku, której nabawił się w Vojens i przez którą opuścił nawet kilka ważnych imprez. Po przerwie wrócił jednak bardziej zmotywowany i w turniejach cyklu Speedway Grand Prix udało mu się kończyć rywalizację w półfinałach. Organizatorzy cyklu dzięki temu postanowili przyznać mu na kolejny sezon stałą „dziką kartę”. Dodatkowo to Duńczyk drugie połowy sezonu ma słabsze, a to w nich mają miejsce decydujące momenty, jeśli chodzi o walkę o awans do fazy play-off…
Do tego może dojść jeszcze inny aspekt. Czy lepszym duchem w nowym zespole będzie Antonio Lindbäck, czy Nicki Pedersen? Szwed w Grudziądzu był lubiany, kibice już się z nim dosyć zżyli i zaskarbił sobie ich sympatię. Być może nieco raziło ich, iż nie potrafił się do końca odbudować, jednak stał się poniekąd symbolem tego zespołu w ostatnich latach. Pedersen z kolei po roku, który spędził w Tarnowie, ze zrozumiałych przyczyn (spadek) opuścił ten zespół. Gdy przechodził do Zielonej Góry, robił to jak zwykle z uśmiechem na twarzy. Miał być liderem i po nieudanym sezonie, pomóc tej ekipie włączyć się znowu do walki o medale. Wszystko przebiegało poniekąd według założeń, jednak w ostatnim meczu rundy zasadniczej, z końcówki sezonu wykluczyła go kontuzja i nie mógł on pomóc swojemu zespołowi w fazie play-off. Dlaczego zatem tak szybko z niego zrezygnowano i czemu strony nie porozumiały się na kolejny rok?
Dla Duńczyka, jeśli zasili on GKM Grudziądz, będzie to powrót do swojego drugiego polskiego zespołu, w którym startował w sezonie 2000. Przed 19 laty wykręcił tam w 8 meczach średnią 2,025. Czy taki współczynnik będzie satysfakcjonował jego samego i kibiców? I czy po kontuzji będzie on w stanie z łatwością go uzyskać? Szwed, który jak wspomniałem lepsze miewa drugie połowy sezonów, liczy na to, że wyniki te uda się przełożyć również na początek rozgrywek. Jeśli tylko wszystko „zagrałoby” wcześniej niż zwykle, włodarze z Zielonej Góry mogą mieć z niego sporo pożytku. Który ośrodek skorzystać może więcej na wyżej wspomnianej „zamianie”? A może ostateczna korzyść okaże się obustronna? O tym powinniśmy przekonać się już w trakcie trwania kolejnego sezonu PGE Ekstraligi.
źródło: inf. własna / średnie: Rafał Gurgurewicz – Guru Stats
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!